Subaru Outback 2.0D Lineartronic Comfort - test
Subaru Outback z turbodieslem i przekładnią bezstopniową to pierwsze takie połączenie. I od razu bardzo udane.
Śmiało można powiedzieć, że Subaru na nowo zdefiniowało pojęcie skrzyni bezstopniowej. Przekładnie CVT w modelach z silnikami benzynowymi znane były z tego, że preferowały spokojną jazdę, a przy wszelkich próbach ostrego przyspieszania wprowadzały silnik na wysokie obroty, trzymając go na nich dopóki kierowca nie odpuścił gazu. Lineartronic, przenoszący napęd za pomocą łańcucha klinowego, odznacza się już zupełnie innym sposobem pracy, mimo że zasada działania pozostała bez zmian.
Teraz w Subaru po raz pierwszy połączono skrzynię bezstopniową z turbodieslem. 2-litrowy bokser wyróżnia się nie tylko potężnym momentem obrotowym o wartości 350 Nm pomiędzy 1600 a 2400 obr./min, ale i wysoką kulturą pracy. To zasługa przeciwsobnego ruchu tłoków, znoszącego wszelkie drgania.
Nowe "połączenie" spisuje się wyśmienicie. W Lineartronicu wyeliminowano praktycznie wszystkie wady CVT. Skrzynia odznacza się szybką reakcją na gaz, ale przede wszystkim sama symuluje zmianę przełożeń, dając wrażenie jazdy samochodem z porządnym automatem. Kolejne wirtualne biegi, których jest 7, zmienia szybko i gładko, a charakterystyczne "przeciąganie", odczuwane niczym ślizganie się sprzęgła, zdarza się jedynie przy ostrym przyspieszaniu, tuż przed zmianą przełożenia na wyższe.
Outback 2.0D Lineartronic ma stały napęd 4x4, ogromne wnętrze oraz dobry ogólny komfort jazdy. Niestety, za odmianę Comfort trzeba zapłacić aż 167 638 zł. To dużo, nawet jak na tak udany samochód.
Trudno uwierzyć, że to skrzynia bezstopniowa. Z silnikiem 2.0D stanowi świetnie połączenie.
Subaru Outback 2.0D Lineartronic Comfort: plusy
- dobre osiągi,
- gładka i szybka praca przekładni,
- znakomita trakcja,
- obszerne wnętrze i bagażnik,
- dobry komfort.
Subaru Outback 2.0D Lineartronic Comfort: minusy
- niezbyt bezpośredni układ kierowniczy,
- wysoka cena zakupu,
- mała poręczność w czasie jazdy,
- twarde plastiki.
Tekst: Maciej Struk, zdjęcia: Robert Brykała