Test: Alfa romeo spider

Alfa romeo spider to seks na kołach. Jest wulgarna jak Doda i szybsza od panienek z Big Brothera.

Połączenie tych cech sprawia, że samochód ten bardzo podoba się facetom. Głównie tym, którym podobają się też... inni faceci. To nie żart - auto zdobyło tytuł gejowskiego samochodu roku 2007. Nie ma się jednak czego wstydzić. Geje - przynajmniej jeżeli chodzi o samochody - mają zazwyczaj całkiem niezły gust.

Obecny model, który bazuje na skróconej płycie podłogowej brery pojawił się na rynku w 2006 roku. Zaprojektowane przez studio projektowe Pininfariny dwuosobowe auto z miejsca zdobyło tytuł "Cabrio of the year 2006". I nic dziwnego - samochód to kwintesencja włoskiego stylu. Jest piękny.

Pod maską spidera znaleźć można jedną z trzech jednostek napędowych. Dwie benzynowe z wtryskiem bezpośrednim: 2,2 l JTS (185 KM) i 3,2 JTS (260 KM) i, co jeszcze do niedawna było nie do pomyślenia, jednego diesla - 2,4 JTD (210 KM). My mieliśmy okazję przetestować auto z najmocniejszym silnikiem V6.

Reklama

Za kółkiem

Wnętrze spidera, podobnie jak karoseria, ocieka seksem. Zapinając pas masz wrażenie, jakby piękna kobieta przywiązywała cię właśnie do wielkiego łoża. Skojarzenia z łóżkiem potwierdzają zresztą pierwsze przejechane kilometry - zawieszenie alfy zdecydowanie bardziej przypomina sprężystą kanapę, niż sportowy bolid. To po prostu wygodny, rzucający się w oczy, ciężki krążownik (masa 1710 kg) do patrolowania okolic plaż.

Tablica rozdzielcza zapożyczona została z modelu 159, ale nie jest to wcale wada. Okrągłe, głęboko osadzone zegary i konsola środkowa zwrócona w stronę kierowcy wskazują, kto jest w tym aucie najważniejszy. Co więcej, wykończenie z aluminium jest tutaj aluminiowe, a plastik miękki, przyjemny w dotyku i dobrze spasowany. Za fotelami znalazły się też dwa schowki, w których alfiści z krwi i kości bez trudu pomieszczą karty kredytowe i - raczej z przyzwyczajenia niż konieczności - skrzynkę z kluczami, drutem i taśmą klejącą.

Wciskamy gaz

Niestety po uruchomieniu okrętowej siłowni i wciśnięciu gazu można być nieco rozczarowanym. Silnik, a właściwie wydech, miło mruczy, ale od 3,2-litrowego V6 (moment obrotowy 322 Nm przy 6000 obr./min) spodziewać by się można więcej. 7 sekund do setki na papierze wygląda nieźle, ale w rzeczywistości, za sprawą automatycznej skrzyni biegów, auto sprawia wrażenie ociężałego. Wciskając pedał w podłogę czekasz na solidnego klapsa, a alfa, co najwyżej, połaskocze cię lekko po pośladkach i... wystawi rachunek. 25 l/100 km. To dużo. Nawet nie, jak na alfę. Nawet nie, jak na samochód. To po prostu DUŻO.

Po części jest to "zasługa" raczej ospałej, automatycznej sześciostopniowej skrzyni biegów Qtronic, po części napędu Q4, który za pośrednictwem mechanizmu typu Torsen C rozdziela moment obrotowy na obie osie w stosunku 43/57, co pozwala na pewne pokonywanie zakrętów.

Trzeba jednak pamiętać że, jeśli ktoś wydaje 200 tys. zł na pojazd, którym - nie oszukujmy się - można jeździć 4 miesiące w roku, koszty eksploatacji traktuje z równym zainteresowaniem co bilbordy na skrzyżowaniach. Jakieś są i... wiszą. Mimo to, odwiedzanie stacji benzynowej częściej, niż to wynikałoby to chociażby z potrzeb fizjologicznych, bywa jednak uciążliwe.

Kilka mankamentów

Alfa ma też inne wady. Nie wszystkim dane będzie cieszyć się doskonale leżącą w dłoniach, obszytą skórą kierownicą. Wielu kierowców po prostu do niej nie sięgnie. Zakres elektrycznej regulacji fotela (na długość) jest stanowczo zbyt skromny. Kierowcy poniżej 180 cm wzrostu, by zasiąść zgodnie z zaleceniami instruktorów jazdy, muszą podnosić fotel, co sprawia, że przesuwa się on również do przodu. W efekcie siedzi się jednak z głową opartą o dach, lub wystającą poza krawędź szyby, jeśli ten ostatni jest akurat złożony.

To z kolei sprawia, że po przekroczeniu 70 km/h pęd powietrza urywa uszy. O to jednak nie można mieć do alfy pretensji. W końcu samochód powstał głownie z myślą o podreperowaniu własnego ego. Nie dość, że wszyscy na ulicy ci zazdroszczą, to jeszcze dziewczyny myślą, że jesteś o głowę wyższy. Majstersztyk!

Podsumowując

Za niewątpliwą przyjemność jazdy spiderem trzeba słono zapłacić. Ceny testowanego modelu zaczynają się od 198 500 zł (w aktualnej promocji od 169 tys. zł). Niestety w tej kwestii autu zdecydowanie bliżej do ludowej, niemieckiej Helgi, niż włoskiej piękności. Dopłaty wymaga właściwie wszystko. W standardzie jest pięć poduszek powietrznych "dual stage", automatyczna dwustrefowa klimatyzacja i kilku elektronicznych magików (ABS, ASR, BA, EBS, VDC). Dopłacić trzeba m.in.: za spryskiwacze reflektorów (1100 zł), elektrycznie regulowane podgrzewane fotele (4950 zł), sportową kierownicę i gałkę zmiany biegów obszytą skórą (750 zł) czy dywaniki (280 zł). Oczywiście w przypadku tego typu samochodów cena podlega negocjacji, niemniej jednak wyszczególnianie w cenniku dywaników podłogowych wygląda komicznie.

Mimo kilku mankamentów, samochód bez dwóch zdań warty jest polecenia. Czystym burżujstwem jest jednak dopłacanie do sześciocylindrowej V6. Auto przez większość czasu i tak stać będzie w garażu, więc równie dobrze silnika mogłoby w ogóle nie być. To samo dotyczy również wyposażenia podstawowego - do opcji raczej nie ma sensu dopłacać.

Dlaczego? To trochę tak, jak z piękną kobietą. Przyjemność sprawia samo patrzenie nawet, jeśli w środku pusto.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: auto | romeo | Alfa Romeo | Alfa Romeo Spider
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy