Dramat dziennikarza. Kazali mu jeździć nową Skodą Scala za 111 700 zł

Z perspektywy dziennikarza motoryzacyjnego widmo przeszło 3 tys. km pokonanych za kierownicą zwyczajnej Skody Scala to prawdziwy dramat. Cóż począć - gdy koledzy z redakcji lansują się w nowych Audi, BMW, Porsche czy Lexusach, komuś musi przecież pisać o autach "dla ludu".

Na szczęście w Interii mamy człowieka od czarnej roboty - nazywa się Rygas i - nie wiedzieć czemu - cieszy się jak dziecko, gdy tylko wsadzicie go do nowej Dacii, Skody czy innego Opla.

A skoro żenujący wstęp mamy już za sobą, spieszę wyjaśnić, że mój redakcyjny przydział obejmował Skodę Scala w "gołej" wersji wyposażeniowej Monte Carlo. Tak, wiem, że to jedna z lepiej wyposażonych odmian, ale uwierzcie mi, że na tle dopakowanych "pod korek" testówek nasza Scala 1.5 l TSI Monte Carlo prezentowała się raczej ubogo. Nie miała np. fabrycznej nawigacji, podgrzewanych foteli ani nawet kamery cofania. Z punktu widzenia rozbisurmanionego dziennikarza - bida. Z punktu widzenia nabywcy - Skoda bliska idealnej i ostatecznej. Dlaczego? 

Reklama

Skoda Scala Monte Carlo. Dlaczego nie lubię nowych samochodów?

Ujmę to tak. Czy się to komuś podoba czy nie, spalinowa motoryzacja zamienia się powoli w... ropę naftową. Teoretycznie wciąż jeszcze żyje, ale w rzeczywistości proces rozkładu postępuje w szybkim tempie. Trzycylindrowe silniki, tapicerki z wytłoczek po jajkach i lakier położony tak cienko, że - stojąc obok auta - zobaczysz przez niego bieliznę pasażerki.

Wbrew panującej opinii, absurdalne niekiedy oszczędności nie wynikają wcale z zakusów obwinianych o wszystko "księgowych". To efekt pogoni za niższą masą, by uniknąć kar za przekroczenie emisji spalin. Producenci muszą jednak czymś zachęcać nabywców, wiec kuszą młodych klientów dotykowymi ekranami, milionem sposobów na sparowanie auta z telefonem czy możliwościami ustawienia tła i awatarów kontaktów w systemie multimedialnym. Nie wiem jak wam, ale "mi to nie robi".

Jako redakcyjny "dziadek" chciałbym po prostu, by auto dobrze jeździło, było wygodne, proste w obsłudze i nie demolowało domowego budżetu. I tutaj właśnie - cała na czerwono (uwaga - lakier "czerwień velvet" wymaga dopłaty 4,5 tys. zł) - wjeżdża "nasza" Scala 1.5 l TSI w wersji Monte Carlo. 

Skoda Scala Monte Carlo - dinozaur wśród samochodów. Kocham dinozaury!

Na tle tak zdefiniowanej konkurencji Skoda Scala, która w wersji Monte Carlo oferowana jest z "dorosłym", czterocylindrowym silnikiem o pojemności 1,5 l jawi się wręcz jako żywa skamielina i jeżdżący dinozaur. Co więcej - nawet w samym kontakcie fizycznym Scala przypomina nieco znalezisko archeologiczne z poprzedniej epoki.

Wszystko sprawia tu wrażenie zaskakująco solidnego. Począwszy od znanego ze starszych Volkswagenów włącznika świateł, przez wygodny podłokietnik, na detalach pokroju klamek czy manetek kończąc. W tej klasie samochodów takie podejście to dziś wręcz rozrzutność. 

Skoda Skala - wnętrze. Jestem na "tak"

Datowanie na podstawie przełączników może nas jednak wprowadzić w błąd, bo chociaż we wnętrzu poczuć się można jak w Golfie V generacji, w rzeczywistości mamy do czynienia z całkiem "świeżym pojazdem". Scala bazuje bowiem płycie podłogowej MQB-0, która realnie, wraz z Seatem Arona i Ibizą piątej generacji, pojawiła się na rynku w 2017 roku. Efektem są więc bardzo współczesne właściwości jezdne, wysoki poziom bezpieczeństwa i spora ilość miejsca w środku.  

Po dobrych 3 tys. km i śmiało mogę powiedzieć, że wynoszący 2649 mm rozstaw osi zapewnia absolutnie wystarczającą przestrzeń dla trzyosobowej rodziny i psa. W przeciwieństwie do poprzednika - Skody Rapid Spaceback - mierząca 4,46 m długości Scala jest prawdziwym kompaktem, a nie wydłużonym autem segmentu B. 

To po prostu czuje się we wnętrzu, w którym wygospodarowano odpowiedni zapas przestrzeni nie tylko na nogi i głowy pasażerów, ale również ich barki czy łokcie.

To samo dotyczy też bagażnika. 467 l pojemności zapewnia względną nonszalancję przy pakowaniu wakacyjnego ekwipunku i, co ważne dla osób mieszkających pod miastem, możliwość ograniczenia szturmów na centra handlowe "po spożywkę" do 2-3 miesięcznie.

Skoda Scala - wnętrze. Jestem na "nie"

Nie myślcie jednak, że "kura na masce" zawróciła mi w głowie na tyle, bym bezrefleksyjnie piał nad nią z zachwytu. Jeśli chodzi o wnętrze, na minus ocenić trzeba skodowski panel sterowania wentylacją wnętrza. Zabrakło na nim prostego pokrętła do regulacji siły nawiewu, którą wybiera się wyłącznie z poziomu dotykowego ekranu na środku deski rozdzielczej. Świetne rozwiązanie, gdy pędzicie S3 w kierunku wybrzeża, a rozwścieczony czterolatek rzuca w was żelkami, "bo gorąco". Zaiste - simply&clever.

A skoro już jesteśmy przy rozwydrzonych latoroślach - na plus zdecydowanie zaliczyć muszę panoramiczne okno dachowe, które oprócz czarnych dodatków na karoserii (osłona chłodnicy, obudowy lusterek, lotka klapy bagażnika) i 17-calowych obręczy kół, stanowi wyróżnik odmiany Monte Carlo. Jest naprawdę panoramiczne i można je przesłaniać na całej długości. W dłuższej trasie potrafi niekiedy odciągnąć dzieciaki od buszowania w telefonach i daje rodzicom odrobinę wytchnienia od słuchania ambitnych dialogów z "Psiego Patrolu". 

Skoda Scala Monte Carlo. Nowe auto, które jeździ jak stare

Z perspektywy widzenia kierowcy najmocniejszym, w całkiem dosłownym znaczeniu tego słowa, elementem Skody Scala Monte Carlo jest benzynowy, czterocylindrowy silnik 1.5 l TSI o mocy 150 KM. W połączeniu z ręczną, sześciostopniową skrzynią biegów budził on we mnie wyłącznie dobre odczucia. Wprawdzie moc maksymalna osiągana jest w zakresie od 5000 do 6000 obr./min., ale maksymalny moment obrotowy, wynoszący 250 Nm, oferowany jest już przy 1500 obr./min.

W efekcie samochód rozpędza się bardzo żwawo. Setka pojawia się na liczniku po 8,1 s od startu, a prędkość maksymalna oscyluje w okolicach 220 km/h. Jeśli dodamy do tego, typową dla Volkswagenów, precyzyjną skrzynię biegów, czuły układ kierowniczy (w odmianie Monte Carlo mamy podciętą u dołu skórzaną kierownicę) i dobre hamulce, kompakt z Mlada Boleslav potrafi dać sporo frajdy z jazdy. Jeździ się nim trochę jak hothatcheem z lat dziewięćdziesiątych. Czyli bardzo dobrze.

Pozytywnie zaskakuje też zużycie paliwa. W trasie, korzystając z tempomatu, bez problemu zejdziemy w okolice 5-5,3 l/100 km. Nawet w mieście, skacząc z pasa na pas niczym żaba (żeby nie powiedzieć Frog), trudno przeskoczyć wynik 7,5 l/100 km. Pochwalić trzeba też "dorosły", mieszczący rozsądne 50 l benzyny, zbiornik paliwa. 

Dzięki niemu, przy odrobinie wprawy, trasę Dolny Śląsk - wybrzeże Bałtyku - Dolny Śląsk pokonać można na jednym tankowaniu. Halo, czy fani elektromobilności mnie słyszą? Jednym!

Skoda Scala Monte Carlo. Ceny i wyposażenie

Ceny Skody Scala Monte Carlo rozpoczynają się od 111 750 zł. Drogo? Nie do końca - dziś to terytorium, o które coraz mocniej ociera się Volkswagen Polo. Zresztą, w wolnej chwili zerknijcie np. do cennika Fiata Tipo. Szczerze polecam.

A wracając do Skody - za owe 111 750 zł otrzymacie od Skody:

  • cztery elektrycznie sterowane szyby,
  • elektrycznie sterowane i podgrzewane lusterka,
  • dwustrefową,
  • automatyczną klimatyzację,
  • czujniki parkowania z tyłu,
  • system info-rozrywki z 8-calowym wyświetlaczem i niezłym audio (8 głośników).

Są też standardowe elementy wyposażenia wersji Monte Carlo - czarne dodatki na karoserii, sportowe fotele, podcięta u dołu kierownica czy chociażby stalowe "sportowe" nakładki na pedały.

O akcesoriach pokroju centralnego zamka, biledowych reflektorów przednich (całe oświetlenie zewnętrzne w technologii LED), komplecie poduszek powietrznych czy elektronicznych aniołów stróży o nazwach niczym ciągi znaków wygenerowanych przez enigmę (ESP z ABS, MSR, ASR, EDL, HBA, TPM, XDS) nie trzeba nawet wspominać. Wersja Monte Carlo ma to wszystko w standardzie.

A czego nie ma? Zamawiając auto zrezygnowałbym z czerwonego lakieru za 4500  zł, zaoszczędzone pieniądze wydał na kamerę cofania (1600 zł) i adaptacyjny tempomat za 2600 zł i - koniec końców - zostałoby jeszcze na pół zbiornika paliwa. 

Biorąc pod uwagę cenę, wyposażenie, przestrzeń, osiągi i wielkość bagażnika, samochód w takiej konfiguracji uznaję za Skodę bliską "ostatecznej" i "idealnej". Bliską, bo sami przecież wiecie - jeśli Skoda to tylko diesel w kombi!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Skoda | Skoda Scala
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy