Polskie drogi

Minister jechał "tak szybko, jak było potrzeba"

W środę w Lubiczu k. Torunia zderzyło się osiem pojazdów, w tym dwa BMW należące do Żandarmerii Wojskowej. W jednym z samochodów jechał powracający z Torunia szef MON, Antoni Macierewicz.

Oficjalne stwierdzenia mówią, że nic mu się nie stało, a po wypadku minister przesiadł się do Skody Superb i oddalił z miejsca zdarzenia.

Do kolizji doszło w środę ok. godz. 17.46 na drodze krajowej nr 10. W wypadku brały udział dwa samochody BMW należące do ŻW i sześć pojazdów cywilnych. Poszkodowane zostały trzy osoby, które po wizycie w szpitalu zostały zwolnione do domów.

Przebieg zdarzenia bada Żandarmeria Wojskowa pod nadzorem działu ds. wojskowych Prokuratury Rejonowej Poznań-Grunwald. Czynności na miejscu zdarzenia prowadziła także policja. Według wstępnych ustaleń, jeden z samochodów w kolumnie z uwagi na trudne warunki drogowe stracił przyczepność z nawierzchnią i uderzył w tył poprzedzającego go pojazdu. Następnie oba pojazdy, wytracając prędkość, uderzyły w samochody stojące przed skrzyżowaniem.

Reklama

Wg świadków kolumnę prowadziło BMW serii 7, za nim jechało BMW X5, którym podróżował minister.

Od redakcji:

Prokuratura wystosowała niezwykły i niespotykany przy okazji zdarzeń drogowych łamaniec językowy. Otóż kodeks drogowy nie zna takiego pojęcia jak "utrata przyczepności z uwagi na trudne warunki drogowe". Każdy sprawca kolizji wie, że od policjanta usłyszy o "niedostosowaniu prędkości do warunków jazdy". Co gorsza, w tym wypadku trudno nawet mówić o złych warunkach atmosferycznych.

Świadkowie i kierowcy samochodów uczestniczących w zdarzeniu bez problemu wskazują natomiast to "niedostosowanie". Otóż na drodze, ze względu na teren zabudowany, a także znajdującą się na łuku drogi sygnalizację świetlną, obowiązywało ograniczenie do 50 km/h (znak stał dosłownie kilkaset metrów wcześniej). Gdy się jedzie znacznie szybciej (czas przejazdu ministra na trasie Warszawa-Toruń jest znany, "SE" pisał, że podróż trwała 1:45, a to 200 km drogą krajową. Na tej podstawie dziennikarze już oszacowali średnią prędkości na ponad 140 km/h, co oznacza, że chwilowe prędkości musiały być znacznie wyższe), nie ma fizycznej możliwości by się zatrzymać.

Jak więc szybko jechał Macierewicz? Wiceminister MON, Bartosz Kownacki powiedział, że "z taką, jaka była potrzebna". Rządzącym wypada więc przypomnieć, że prawa fizyki należą do tych, których złamać się nie da...

Aktualizacja

Za wyjaśnienie okoliczności karambolu, w którym uczestniczył samochód z ministrem Antonim Macierewiczem, odpowiada prokurator, którego szef MON wyznaczył na to stanowisko i wręczył mu nominację w połowie lipca. Sprawą zdarzenia zajmuje się prokuratura w Poznaniu, w której zastępcą szefa do spraw wojskowych jest Wojciech Skrzypek.

Na razie prokuratura, jeśli cokolwiek ustaliła, to o tym nie informuje. Nie wiadomo nawet, jak śledczy zamierzają zakwalifikować to zdarzenie - czy jako kolizję, czy może jako wypadek. Od tego zależy, czy będzie w tej sprawie śledztwo.

Wszelkie pytania o oficjalną wersję przebiegu tego, co zdarzyło się w Lubiczu Dolnym, kto kierował pojazdami z kolumny Macierewicza, czy jeden z kierowców odjechał z miejsca zdarzenia, a nawet kto został poszkodowany i w jakim jest stanie, kwitowane są stwierdzeniem "trwają czynności zmierzające do ustalania wszelkich okoliczności tego zdarzenia".

Prokurator Skrzypek nie chciał nawet poinformować, dlaczego wojsko przejęło tę sprawę od policji.

Krzysztof Zasada (RMF)

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy