Samochody elektryczne

Problemów aut elektrycznych ciąg dalszy. Ubezpieczyciele się ich boją

Wyzwań dotyczących aut elektrycznych przybywa. Jak wynika z raportu Thatcham Research często nawet roczne elektryki muszą trafiać na złom, bo ubezpieczyciele nie są w stanie ocenić kosztów ich napraw. Zwalić z nóg mogą także narastające ceny polis ubezpieczenia.

Auta elektryczne wykrawają dla siebie coraz większy kawałek rynkowego tortu na całym świecie, także w Polsce. W 2023 roku na rodzimym rynku wzrost sprzedaży aut z zeroemisyjnym napędem wyniósł 51 proc. Do klientów trafiło nieco ponad 17 tysięcy takich pojazdów. Najpopularniejszym modelem na świecie jest z kolei Tesla Model Y, której sprzedało się łącznie 1,23 mln sztuk. Także w Polsce kierowcy kupujący elektryki najchętniej decydowali się na ten właśnie model - licznik stanął na 2502 sprzedanych egzemplarzach. Przewaga Tesli nad resztą stawki jest zresztą druzgocząca, bo drugi najpopularniejszy model elektryczny na rynku polskim to Tesla Model 3 (1849 szt.). Audi Q4 e-tron, trzecie w stawce, trafiło do 896 klientów. Z uwagi na rosnącą liczbę aut elektrycznych naturalnym jest więc, że do zdarzeń drogowych z ich udziałem dochodzić będzie częściej, przybywa też ogłoszeń dotyczących używanych modeli.

Reklama

Drogie baterie prowadzą do kasacji samochodów elektrycznych

Według raportu Thatcham Research ubezpieczyciele w uszkodzonych pojazdach elektrycznych, a szczególnie tych, w których doszło do uszkodzenia zestawu akumulatorów, najdroższego elementu każdego elektryka, z uwagi na brak dostępnych narzędzi diagnostycznych decydują się często na kasację pojazdu z uwagi na rzekomy brak opłacalności ich naprawy. Może być więc tak, że koszt naprawy (lub wymiany) akumulatorów w 2-3-letnim aucie elektrycznym przewyższa lub dorównuje jego wartości. W takim wypadku ubezpieczycie nie decyduje się na naprawę, tylko na tzw. szkodę całkowitą i auto, które mogłoby jeszcze zostać naprawione, znika z dróg. Pachnie absurdem na kilometr. Thatcham Research przywołuje też ciekawą statystykę dotyczącą rynku brytyjskiego. Chociaż obecnie zaledwie 1,65 proc. samochodów poruszających się po tamtejszych drogach ma napęd elektryczny, likwidacja szkód z ich udziałem jest średnio o 25,5 proc. droższa niż w przypadku aut spalinowych, a sama naprawa pochłania średnio o 14 proc. więcej czasu.

Jest jednak nadzieja, że w najbliższych latach (choć nie błyskawicznie - najdalej w 2027 roku) zmienią się przepisy. W Rozporządzeniu Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie baterii i zużytych baterii, uchylające dyrektywę 2006/66/WE i zmieniające rozporządzenie (UE) 2019/1020, zawarto szereg wytycznych dotyczących napraw i recyklingu akumulatorów. Na przykład artykuł 14 wspomnianego rozporządzenia wymaga, by "baterie przemysłowe wielokrotnego ładowania i akumulatory pojazdów elektrycznych" zawierały "system zarządzania baterią, w którym przechowywane są informacje i dane niezbędne do ustalenia stanu zdrowia i przewidywanej żywotności". Wymusi na to na producentach stosowanie odpowiednich rozwiązań, które wyeliminują problem trudności diagnostycznych i umożliwią opłacalną naprawę. Można jednak przypuszczać, że koszty ich wdrożenia zostaną przerzucone na klientów.

Koszt ubezpieczenia auta elektrycznego

Do kuriozalnych sytuacji dochodzi też w kwestiach cen samego ubezpieczenia modeli o napędzie elektrycznym. Koszty polis rosną dla wszystkich pojazdów, ale wzrosty w przypadku aut elektrycznych są dużo wyższe niż aut spalinowych.  Z danych portalu Confused.com wynika, że w drugim kwartale 2023 roku kierowcy płacili o 40 proc. wyższe składki niż rok wcześniej. W porównaniu z pierwszym kwartałem zeszłego roku kwoty ubezpieczeń są wyższe o 18 proc. Problem polega jednak na tym, że w porównaniu z samochodami spalinowymi, wzrost w przypadku elektryków był o wiele wyższy. Średnia cena ubezpieczenia samochodów spalinowych rok do roku wzrosła o 29 proc. W przypadku samochodów elektrycznych zanotowano wzrost na poziomie 72 proc.

Wynika to z kilku rzeczy. Przede wszystkim - auta elektryczne są najczęściej o kilkanaście/kilkadziesiąt procent droższe niż ich spalinowi odpowiednicy. Do tego ich ewentualna naprawa jest często droższa, również z tego względu, że mniej jest wykwalifikowanych mechaników o odpowiednich umiejętnościach. W dodatku nawet w tak prozaicznych sytuacjach, jak wyładowanie akumulatora koszt holowania auta elektrycznego jest wyższy niż w przypadku auta spalinowego z pustym bakiem, do którego wystarczy dowieźć paliwo, a nie od razu wzywać lawetę. Ubezpieczyciele biorą też pod uwagę fakt, że jeśli dojdzie do uszkodzenia baterii"ich wymiana może okazać się nieopłacalna. I koło się zamyka.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: samochody elektryczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy