Polskie drogi

Fakty sobie, a policja sobie? Czy można ufać ocenie drogówki?

Jednym z zadań policjantów z drogówki jest tak zwana obsługa zdarzeń drogowych. Patrol zjawia się na wezwanie uczestników na przykład kolizji, ma rozstrzygnąć o winie jednego z nich i odpowiednio go ukarać. Tylko czy to znaczy automatycznie, że tacy funkcjonariusze są nieomylni w swoich sądach? Można mieć co do tego wątpliwości.

Każdy kierowca powinien na wylot znać przepisy ruchu drogowego, ale wszyscy dobrze wiemy, że bywa z tym różnie. Niektóre zdarzenia drogowe są na domiar złego dyskusyjne, decydować o winie mogą niuanse, a każdy z uczestników stara się przeciągnąć rację na swoją stronę. W takich sytuacjach nie ma innego wyjścia - trzeba wezwać patrol policji, który bezstronnie i w oparciu o kompleksową znajomość przepisów oraz specyfiki ruchu drogowego, rozstrzygnie sprawę.

Do takiej właśnie kontrowersyjnej sytuacji doszło między kierowcą Peugeota 508 oraz Mercedesa Vito. Jak sami panowie przyznali, doszło między nimi do przepychanki podczas próby zajęcia tego samego pasa ruchu. W efekcie Mercedes uderzył w bok Peugeota. Przybyły na miejsce patrol drogówki wysłuchał wersji obu uczestników, a także przeanalizował sytuację pod kątem organizacji ruchu w tym miejscu.

Animowaną wizualizację tego zdarzenia zobaczycie w samym materiale wideo, ale do jego wyjaśnienia wystarczy tylko poniższe ujęcie. Kierowca Mercedesa (pojazd bordowy) poruszał się zanikającym pasem, natomiast sąsiednim jechał Peugeot (biały). Kierujący Mercedesem zjechał tuż przed Peugeota, zmuszając go do odbicia w prawo. Kierowca białego sedana skorzystał z tego, że jego pas rozwidla się na dwa, zjechał częściowo na prawy, ale chciał kontynuować jazdę na lewym. Próbował więc to zrobić, ale kierowca Mercedesa nie zamierzał mu na to pozwolić i doszło do kolizji.

Reklama

Dla przybyłego na miejsce funkcjonariusza sprawa była jednoznaczna - winny jest kierowca... Peugeota. Jak tłumaczył to mężczyźnie policjant: "Czyli pan przez cały czas dążył do tego, żeby zmienić pas ruchu, żeby wjechać przed tego pana, bo panu się spieszy, tak?". W ocenie policji kierowca Mercedesa jechał przepisowo swoim pasem, a to kierujący Peugeotem na siłę się przed niego wcisnął, doprowadzając do kolizji.

Inny obraz tej sytuacji wyłania się ze wspomnianej wizualizacji oraz z wypowiedzi kierującego Peugeotem, który próbował wyjaśnić swoje racje. Otóż Mercedes jechał pasem zanikającym. Jeśli Peugeot, który jechał swoim pasem, musiał uciec przed nim w prawo, to doszło do wymuszenia, wina kierowcy Mercedesa. Ale załóżmy, że nie. Załóżmy, że Peugeot zjechał trochę na prawo, Mercedes też i będąc między pasami, obaj chcieli zająć jednak pas lewy. Sami uczestnicy mówią, że zaczęli się przepychać. Przepisy natomiast mówią jasno, co dzieje się w sytuacji, kiedy dwa pojazdy chcą zająć ten sam pas ruchu - obowiązuje zasada prawej ręki. Pierwszeństwo miał kierowca z prawej strony, czyli kierowca Peugeota.

W rozstrzygnięciu tej kwestii nie mógł pomóc niestety monitoring - jego kamera akurat była zwrócona w inną stronę. W takich przypadkach, kiedy mowa jest o niuansach i tym, czy ktoś już zdążył zająć pas, czy jednak zrobił to o sekundę za późno, bez twardych dowodów trzeba owe niuanse odrzucić i sztywno odwołać się do przepisów, co zrobiliśmy w poprzednim akapicie.

Tymczasem można odnieść wrażenie, że policjant tego nie zrobił. Pyta nawet, w swoim mniemaniu retorycznie, kierowcę Peugeota: "Jak niby miał wjechać ten Mercedes? Co, w tę siatkę miał uderzyć?", wskazując na fakt, że pas Mercedesa zanikał. Czyli kierowca Mercedesa nie mógł zaczekać na możliwość zmiany pasa, tylko musiał się wepchnąć? Pan policjant to tak na serio?

A jak wy oceniacie całe zajście? Policja słusznie wskazała winę kierowcy Peugeota? Może winny jest kierujący Mercedesem, ponieważ to on rozpoczął cały ciąg zdarzeń, a przepisy ogólne świadczą przeciwko niemu? A może obaj zawinili - kierowca Mercedesa wpychając się z zanikającego pasa, a kierowca Peugeota niepotrzebnie chciał potem wepchnąć się przed niego?

Swoją drogą, pokładowa kamera najpewniej rozwiałaby wszystkie wątpliwości...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy