Co elektromobilność zmieni w motoryzacji

Laundalet Columbia, 899. Hedag Brougham, 1905. Detroit Clear Vision Brougham, 1912. Baker Coupe, 1912. To tylko kilka z samochodów, które można obejrzeć w arcyciekawym muzeum Louwman w stolicy Holandii, Hadze. Co łączy wspomniane modele, poza pożółkłymi ze starości metrykami?

Otóż wszystkie były pojazdami z napędem elektrycznym. Tego rodzaju wehikuły cieszyły się w owych pionierskich dla motoryzacji czasach dużym powodzeniem. W przeciwieństwie do ówczesnych aut spalinowych nie dręczyły pasażerów dokuczliwymi drganiami nadwozia, hałasem i przykrym zapachem wyziewów z rur spalinowych. Dawały się łatwo uruchamiać, obywały bez kłopotliwych w obsłudze skrzyń biegów. Kroniki podają, że na  przełomie wieków w USA były zarejestrowane dokładnie 33 842 samochody elektryczne. Elektryczne taksówki pojawiły się na ulicach spowitego smogiem Londynu...

Reklama

Jeszcze w 1966 r. amerykański Kongres, z myślą o ograniczeniu zanieczyszczenia powietrza, przyjął ustawę, która miała zachęcać do korzystania z aut na prąd. Sondaże wskazywały, że aż 33 miliony Amerykanów byłyby skłonne kupić takie pojazdy. Dlaczego zatem samochody elektryczne ustąpiły spalinowym? Powodów można by wymieniać wiele, ale do najważniejszych należał rozwój sieci dróg, skłaniający zmotoryzowanych do coraz dalszych podróży. Niestety, baterie, zasilające  e-auta, okazały się zbyt mało pojemne, by zapewnić pojazdom odpowiedni zasięg. I to się w zasadzie nie zmieniało  przez całe dziesięciolecia. Co prawda na kolejnych salonach samochodowych we Frankfurcie nad Menem, w Genewie, Paryżu, Pekinie, Detroit, mieliśmy okazję oglądać liczne modele samochodów z napędem elektrycznym, ale były to zazwyczaj prototypy, prezentowane bardziej jako ciekawostki, projekcja bliżej nieokreślonej przyszłości. Dziś, gdy za elektryfikację motoryzacji wzięły się na serio największe światowe koncerny, takie jak Volkswagen AG, ta przyszłość staje się teraźniejszością.

Rosnąca świadomość zagrożeń, wynikających z globalnego ocieplenia, skłania organizacje międzynarodowe i rządy poszczególnych państw do coraz aktywniejszych działań, które mają doprowadzić do ograniczenia emisji gazów cieplarnianych. Jednym z takich gazów jest dwutlenek węgla. Zgodnie z ustaleniami przyjętymi przez Unię Europejską, w 2020 r. średnia emisja CO2 przez samochody jednego producenta nie może przekraczać 95 g/km. Za niedotrzymanie tego limitu grozić będą bardzo duże kary. Do 2030 r. emisja CO2 przez nowo produkowane auta musi zostać zmniejszona o kolejne 37,5 proc. Nie da się tego osiągnąć bez produkowanych na masową skalę pojazdów elektrycznych. 

Surowe normy obowiązują także w Stanach Zjednoczonych i ChRL. Chiny, największy rynek samochodowy na świecie, wprowadziły obowiązkowy kontyngent aut elektrycznych. Firmy, które go nie spełnią, nie będą mogły sprzedawać samochodów w tym kraju.

Wymogi prawne i troska o klimat, sprawiły, że do energicznych działań przystąpili globalni potentaci motobranży. "Rok 2019 będzie kluczowy dla naszej ofensywy w dziedzinie elektrycznych aut" - stwierdził szef Volkswagena, Herbert Diess. W ciągu najbliższych kilku lat, do roku 2023, niemiecki koncern zamierza przeznaczyć na rozwój elektromobilności 30 miliardów euro. W 2025 r. w ofercie ma znaleźć się ponad 20 czysto elektrycznych modeli, a roczna sprzedaż przekroczyć milion egzemplarzy.

Elektroofensywa zmieni oblicze motoryzacji. Smutny los czeka producentów olejów silnikowych, turbosprężarek, układów wtryskowych, świec zapłonowych oraz tych, którzy poprzestają na półśrodkach, nie zamierzając wprowadzić do swojej oferty czysto elektrycznych aut. W siłę urosną natomiast wytwórcy akumulatorów i dostawcy surowców oraz komponentów, niezbędnych do ich produkcji. Zawarte przez Volkswagena długoterminowe kontrakty na zakup baterii opiewają na kwotę 40 mld euro. Koncern rozważa też budowę własnej fabryki tych elementów.

Kluczowego znaczenia nabiera energia. Jej pozyskiwanie, magazynowanie, optymalizowanie zużycia, odzyskiwanie. Baterie, dzisiaj ważące po kilkaset kilogramów i w istotny sposób rzutujące na całkowitą masę samochodu, z czasem będą coraz mniejsze, lżejsze, a jednocześnie pojemniejsze. Testowane są prowadzące do tego celu nowe technologie.

Podstawą każdego samochodu jest płyta podłogowa. Trzeba się mocno nakombinować, aby konstrukcję wziętą z pojazdu spalinowego przystosować do napędu elektrycznego. Nie jest to ani łatwe, ani ekonomiczne. Absolutnym priorytetem staje się zatem opracowanie platformy przeznaczonej specjalnie dla aut elektrycznych. Volkswagen taką już ma. Modułową, czyli uniwersalną, mogącą posłużyć jako baza dla modeli różnej wielkości. Została ona opatrzona symbolem MEB.

Na zmiany muszą przygotować się także kierowcy. Platforma MEB przyniesie pewne przegrupowanie segmentów. Daje możliwość skrócenia zwisów i zwiększenie rozstawu osi. Dlatego kupując ID.3, pierwszy masowo produkowany samochód elektryczny Volkswagena, pod względem gabarytów zbliżony do Golfa, otrzymamy pojazd przestronnością kabiny odpowiadający modelom klasy średniej. Na przykład obecnemu Passatowi.

W pojazdach opartych na MEB silniki elektryczne będą lokalizowane na tylnej osi, co oznacza powrót tylnego napędu, we współczesnych samochodach spalinowych spotykanego coraz rzadziej. To z kolei wpłynie na zachowanie się samochodu na drodze i w konsekwencji na technikę jazdy. Ułożenie masywnej baterii na płycie podłogowej wydatnie obniża środek ciężkości pojazdu i zwiększa jego stabilność.

Charakterystyka napędu elektrycznego udostępnia maksymalny moment obrotowy już od samego startu, co ma ogromny wpływ na osiągi. Trzeba się będzie przyzwyczaić, że po każdym naciśnięciu pedału przyspieszenia auto wyrwie do przodu z pełną mocą. Pożegnamy się z pojęciem "zmiany biegów". Tradycyjne lewarki i dźwignie ustąpią miejsca sterownikom: przód-tył-parkowanie.

Trzeba będzie inaczej planować podróż. Przeobrażeniom ulegnie język, którym posługują się zmotoryzowani. Jak na przykład odpowiedzieć na klasyczne pytanie "ile pali twój wóz"? "30 kilowatogodzin na 100 kilometrów"? Brzmi to jakoś dziwnie. Z drugiej strony żyjemy w epoce telefonii komórkowej, a wciąż wiele osób mówi o "wykręcaniu numeru" czy "podnoszeniu słuchawki". Może zatem i w świecie motoryzacji przyzwyczajenie weźmie górę nad postępem.

Elektromobilność. Słowniki skojarzone z popularnymi edytorami tekstów podkreślają ten wyraz na czerwono, uznając je za błędne. Nie zmienia to faktu, że elektroofensywa zmierzająca do upowszechnienia elektromobilności już się rozpoczęła. I radykalnie zmieni oblicze motoryzacji. Pragmatyczne podejście do wydatków ale i rosnąca świadomość ekologiczna sprawią, że będziemy odchodzić od pistoletów na stacjach benzynowych na rzecz gniazdek przy szybkich ładowarkach. Ceny czy zasięg aut elektrycznych Volkswagena zaskoczą wszystkich sceptyków i sprawią, że niszowe dotąd samochody staną się wszechobecnym fenomenem.

.
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy