Toyota i Lexus w DTM? Niemiecką serię czeka rewolucja
W związku odejściem Audi z DTM po sezonie 2020 prestiżową serię czekają zmiany. Czy władze DTM, w którym w 2020 roku ma ścigać się Robert Kubica, zdecydują się na zmianę kategorii aut i zachęcą do rywalizacji takich producentów jak Toyota?
Po sezonie 2018 z DTM zrezygnował Mercedes. Zastępujący go Aston Martin wytrzymał jeden sezon. Audi zrezygnuje po sezonie 2020. W DTM zostanie tylko BMW. Dodatkowo, sezon 2020 z powodu pandemii koronawirusa jeszcze nie wystartował. A dla polskich kibiców ma być to wyjątkowy rok - do rywalizacji w jednej z najbardziej prestiżowych serii szykuje się Robert Kubica. Przyszłość DTM staje pod znakiem zapytania.
Koszty startów w DTM są astronomiczne. To jedna z najbardziej zaawansowanych technicznie serii wyścigowych świata w rywalizacji sprinterskiej. Nie bez przyczyny mówi się o niej jako o Formule 1 z zamkniętym kokpitem. Koszt budowy auta to około miliona euro, a samochód nadaje się do ścigania wyłącznie w DTM. Bariera wejścia dla nowych zespołów jest wysoka, a szansa na szybki sukces niewielka - to zniechęcało potencjalnych zainteresowanych. Nawet uzgodnienie wspólnych regulacji silnikowo-aerodynamicznych z japońską serią Super GT nie spowodowało większego zainteresowania tamtejszych koncernów ściganiem się w Europie.
Wydaje się wątpliwe, by w DTM ścigały się tylko BMW w barwach różnych zespołów. Siłą tej serii była rywalizacja topowych marek motoryzacyjnych i emocjonujące wyścigi sprinterskie. To dlatego na trybunach były setki tysięcy widzów, a medialna oprawa nie ustępowała tej z F1. W związku z pandemią, spodziewanym spowolnieniem gospodarczym oraz decyzjami koncernów motoryzacyjnych szansą na przetrwanie serii może być zmiana rodzaju aut, które będą rywalizować w DTM.
Hans-Joachim Stuck, który pełni funkcję prezesa Niemieckiego Związku Motorsportowego (DMSB) zasugerował w rozmowach z Gerhardem Bergerem, prezesem ITR (właściciel i operator DTM), że przyszłością dla serii DTM powinny być samochody klasy GT3. Berger początkowo odrzucał takie pomysły ze względu na przepisy Balance of Performance (BoP wyrównuje osiągi aut poprzez dodanie balastu albo ograniczenie mocy silnika), ale stopniowo zmienia zdanie.
“Rozważmy stworzenie klasy GTM, bo wszyscy producenci aut będą myśleli o tym, jak dalej się ścigać i ile to będzie kosztować. Oparcie się o GT3 daje możliwość startu nawet 12 różnych aut, a start siedmiu czy ośmiu marek byłby świetny. Nie ma nic złego w BoP. To znak czasów. Poza tym, nie ma żadnej dużej serii wyścigów sprinterskich dla aut GT3. Nawet można myśleć o kategorii GTE." - przekonuje Stuck.
Szef DMSB swoimi wypowiedziami trafia w sedno. Obecne przepisy zniechęcają do startów nawet wielkie koncerny jak Toyota. Koszty i szanse osiągnięcia sukcesu to dla producentów aut kluczowe determinanty podjęcia rywalizacji. A odpowiedni balans między osiągami i kosztami może zapewnić kategoria GT3, za którą opowiada się Stuck. Każdy liczący się w motorsporcie koncern ma takie auto. Lexus RC F GT3 wygrywający wyścigi DTM? Przy zmianie przepisów byłoby to możliwe.
W kierunku aut z klasy GT DTM zaczęło zmierzać już wcześniej. Od sezonu 2020 serii będzie towarzyszyła rywalizacja pod nazwą DTM Trophy, która ma być przedsionkiem do DTM. W cyklu, który ma promować młode talenty, wykorzystywane będą samochody z kategorii GT4, których zaletą są przystępne koszty i duża różnorodność modeli. Na drabince aut GT to samochody najsłabsze i z najmniejszą aerodynamiką, ale są idealnym polem do nauki jazdy w bardzo konkurencyjnych wyścigach.
Kategorią GT4 interesuje się coraz więcej producentów, dla których to okazja do sprzedaży dużej liczby aut dla zespołów prywatnych. W 2020 roku na torach wyścigowych zadebiutuje Toyota GR Supra GT4. Pierwszych pięć aut trafiło już do klientów, kolejne mają być dostarczone latem. I takim autem można już rywalizować w DTM Trophy.