Odbieranie prawa jazdy nielegalne? Wasze komentarze
Rzecznik Praw Obywatelskich nie spoczywa na laurach. Jeszcze nie umilkły echa decyzji Trybunału Konstytucyjnego, który na jego wniosek orzekł niezgodność z ustawą zasadniczą przepisów, uzależniających wydanie właścicielowi odholowanego i przechowywanego na parkingu pojazdu od uiszczenia odpowiedniej opłaty, a mamy kolejny przejaw troski RPO o zmotoryzowanych. Tym razem chodzi o odbieranie prawa jazdy kierowcom, którzy przekroczyli dopuszczalną prędkość w terenie zabudowanym o więcej niż 50 km/godz.
Rzecznik zwrócił się z pytaniem do Naczelnego Sąd Administracyjnego, czy obligatoryjne zatrzymywanie owego dokumentu tylko na podstawie informacji policji nie ogranicza prawa obywateli do sprawiedliwego sądu. Informacja o jego wątpliwościach i wystąpieniu do NSA poruszyła internautów. Ich opinie na ten temat są jak zwykle mocno zróżnicowane... "no to co": "W jakim państwie gdziekolwiek na świecie, oprócz Niemiec i Polski, zabierany jest dokument, który robisz raz i masz go na całe życie? Tylko w złodziejskich krajach stosowane są takie metody."
"cc": "Najlepiej kwestionować wszystko, ale trzeba pamiętać o tym, że prawo jazdy nie jest nikomu niezbędne do życia. Jak sama nazwa wskazuje, jest to prawo nabyte, które w przypadku naruszenia zasad bezpieczeństwa ruchu drogowego może być zawieszone lub całkowicie utracone. Jest to swego rodzaju umowa społeczna. Kierowca, wyjeżdżając na drogę publiczną musi się z tym liczyć, tak jak z utratą pracy i innymi sytuacjami. Nie zgadzam się z poglądem rzecznika."
"weź się zastanów": "w Szwecji przekroczysz 30 km i prawo jazdy zabierają na 3 miesiące. Co wy tu wypisujecie, mało wariatów jeździ po drogach, może jeszcze zapomogę dacie im za prędkość, powinni dalej zabierać i karać. Ja jeżdżę już 30 lat, też płacę mandaty jak każdy, ale na 50-tce nie jadę 100 czy 120. Za takie rzeczy powinno się zabierać, nawet nie ma co dyskutować, że niezgodne z konstytucją. Tylko jak trochę poluzują przepisy to ludzie giną i wtedy kto wróci życie, konstytucja?"
"kifor": "Przy zdawaniu egzaminu każdy powinien podpisywać oświadczenie, że w razie złamania rażąco przepisów (...) nie wnosi sprzeciwu [wobec] zatrzymania dożywotnio prawa jazdy."
"ob. Piszczyk": "Nie zabierać praw jazdy . (...) Wystarczy zastosować system karania wzrostowego. Przekroczenie prędkości o 20 km/h - 500 zł, następne podobne wykroczenie - kara poprzednia x2. I tak do skutku."
"tym": "Znam wiele przypadków, kiedy policja naciąga prawo... limity trzeba wyrobić. Jest problem z naborem do policji... raz zarobki, a dwa psia robota. Po co tyle policji na drogach z radarami i nieoznakowanych radiowozów. Ustawić przenośne fotoradary, ukryte, i mandaty za przekroczenie prędkości razy trzy w stosunku do obecnych. Kultura jazdy poprawi się znacząco."
"antoniooo444": "Jestem miłośnikiem sportowych aut i sportowej jazdy. Sam kiedyś kilkakrotnie przekroczyłem znacznie prędkość i również w terenie zabudowanym, ale dopiero po latach zdałem sobie sprawę, jakie to niebezpieczne. Wcześniej, jak nie miałem swoich dzieci, to mnie to nie interesowało. Teraz widzę, jak niektóre świry wyprzedzają ostro przed pasami."
"Zgred": "Panie RPO, prawo obywateli do sprawiedliwego osądzenia, kończy się w momencie zapierd@#$$ ....a 130km/h przy ograniczeniu do 50."
"NNN": "Kiedy w tym chorym kraju skończą się akcje typu schowany w krzakach radiowóz i policjant wyskakujący zza krzaków z suszarką w ręku. (...) Gminy robią z niewyjaśnionych względów ograniczenie w wiosce 40 km/h, żeby policja miała gdzie łapać za prędkość. Często te radiowozy schowane gdzieś w krzakach stoją pod liniami wysokiego napięcia, więc pomiar z suszarek jest w 99 procentach nierzetelny i nieprawdziwy".
"KORWIN1": "Zatrzymanie prawa jazdy za prędkość, pasy czy fotelik jest tzw. karaniem prewencyjnym. Nic złego nie uczyniłem, a zostałem ukarany. Dlatego prewencja jest niczym innym jak lewackim zamordyzmem, do którego można dodać poprzeczne garby na drodze i obowiązek przeglądów technicznych. Słusznie takie kary wzbudzają u ludzi sprzeciw. Prawica postuluje, by zaniechać prewencji na rzecz represji za czyn spowodowany nadmierną szybkością."
Chociaż wprowadzenie przepisu o natychmiastowym, obligatoryjnym odbieraniu na trzy miesiące prawa jazdy za przekroczenie dopuszczalnej prędkości w terenie zabudowanym o więcej niż o 50 km/godz. nie znalazło jednoznacznego odzwierciedlenia w statystykach wypadków, to jednak nieco zmitygowało kierowców ze zbyt ciężką prawą nogą. Dlatego subiektywnie poprawiło bezpieczeństwo na drogach. Choć oczywiście nadal nie brakuje bezmózgowców, straceńców, chojraków, za nic mających jakiekolwiek obostrzenia prawa. Czy też wyrachowanych cwaniaków, takich jak "Kris", który przyznaje w jednym z komentarzy bez żenady: "Zatrzymali mi prawko za przekroczenie prędkości, ale dalej jeżdżę - przy takim natężeniu ruchu prędzej w totka trafię, niż drugi raz mnie zatrzymają".
Rzecznik praw obywatelskich ma swoje racje. Rzeczywiście każdy powinien mieć możliwość odwołania się do sprawiedliwości sądu. Faktycznie nie powinno się oddawać tak ważnej decyzji (pomyślmy o kierowcach zawodowych), jak zatrzymanie na kwartał prawa jazdy, wyłącznie w ręce policjantów. To prawda, że niejednokrotnie można mieć zastrzeżenia do wiarygodności pomiarów prędkości. Z drugiej strony warto zastanowić się, jakie skutki przyniosłoby przyjęcie zasady, że czasowe odebranie uprawnień do prowadzenia pojazdów następuje dopiero po prawomocnym wyroku sądu.
Nie od dziś wiadomo, że kara działa wychowawczo jeżeli jest odpowiednio surowa, nieuchronna, ale też szybko wprowadzona w życie. Nie popieramy bicia dzieci, lecz od razu nasuwa się tu porównanie klapsa, wymierzonego smarkaczowi tuż po popełnieniu przez niego przewinienia, z groźbą: "poczekaj, jak tylko ojciec wróci z delegacji, spuści ci tęgie lanie". Warunek surowości i nieuchronności kary jest tu spełniony, lecz jej odłożenie w czasie zaciera związek przyczynowo-skutkowy.
Jak słusznie zauważa jeden z internautów, spełnienie postulatu RPO sprawiłoby, że kierowcy byliby karani nie za rażące łamanie przepisów ruchu drogowego, lecz za przegraną w sądzie. Nakreśliłoby także nową linię podziału w zmotoryzowanym społeczeństwie, konkretnie w całkiem skądinąd licznej grupie piratów drogowych. Ci ubożsi, mniej oblatani w kodeksach, traciliby prawo jazdy już po kilku miesiącach, niejako z automatu. Ci bardziej majętni, mogący pozwolić sobie na wynajęcie sprytnych adwokatów, przeciągaliby sprawy sądowe latami. Przez nieustanne składanie wniosków o odroczenie rozpraw, zmianę składu orzekającego, powołanie biegłych, badających przebieg zdarzeń i sprawność sprzętu używanego przez policję itp. W tym czasie pozostawaliby całkowicie bezkarni. Jeżdżąc jak gdyby nigdy nic się nie stało. Bardzo możliwe, że nadal o wiele za szybko.