Nie sprawdza się, czy ktoś potrafi jeździć, tutaj się zarabia!
Radykalna zmiana egzaminów teoretycznych na prawo jazdy i związane z tym kłopoty, które kończą się nawet niemożnością podejścia do egzaminu, przesłoniły nieco problemy z jakimi stykają się osoby podchodzące do części praktycznej egzaminu.
W naturze człowieka jest szukanie wymówek. Ciężko jest spojrzeć w lustro i powiedzieć: zawaliłem, wymusiłem pierwszeństw, najechałem na linię, wybrałem zły pas. Łatwiej jest zwalić winę na złego egzaminatora, pogodę czy stres.
Jednak czasem czytając listy, jakie docierają do naszej redakcji, że przynajmniej w części z nich niedoszli kierowcy mają rację. Oto jedna z takich historii:
"Droga Interio, z góry przepraszam za wszelkie błędy w moim tekście, mam nadzieje, że owe nie będą wpływały na powód dla którego postanowiłem ów list napisać.
W Polsce - szczególnie ostatnio - mówi się bardzo dużo o bezpieczeństwie na drogach, są szumne hasła, stale rosnąca liczba fotoradarów i zmiany dotyczące prawa do jazdy. Nie jestem osobą młodą, ale na dokument uprawniający zdecydowałem się dopiero teraz kiedy stać mnie na odpowiedni pojazd. Zapisałem się na kurs, wykupiłem dodatkowe godziny, jazda sprawia mi przyjemność i aby stało się jej zadość postanowiłem zapisać się na egzamin we Wrocławskim WORD.
Ponieważ pracuję, bardzo ucieszyłem się, że można zdawać egzamin także o godzinie 19. Niestety, to jak myślę, był też powód mojej pierwszej porażki. Wracając, zacznijmy od początku, w celu dobrego przygotowania najpierw zdobywam wiedzę na stronie www.word.wroc.pl i tutaj cytując:
"Istotna będzie także zmiana motywacji z "muszę zdać ten egzamin" na "mam pokazać co potrafię". Traktujmy egzamin na prawo jazdy jako sprawdzian własnych umiejętności i przygotowania do samodzielnej jazdy. Nie przystępujmy do egzaminu z nastawieniem "może się uda", ani z nastawieniem, "że za pierwszym razem nie można zdać".
Jest godzina 19:00, kilka osób razem ze mną idzie zmierzyć się z aparatem systemu i każda wraca z placu boju po kilku minutach, żaden pojazd nie wyjeżdża z placu...
Jak się okazuje, Panowie egzaminatorzy postanowili zdającym zaserwować tzw. "włoski strajk" i wcześniej wrócić do domu. Dlaczego włoski strajk? Można się domyślić.
Jeżeli chodzi o mnie to wyobraźcie sobie Państwo odpowiadam na dwa podstawowe losowe pytania, przed wejściem do samochodu obserwuję otoczenie, wsiadam i ustawiam siedzenie, zapinam pas, włączam światła, patrzę w prawe lusterko, środkowe, lewe, zwalniam ręczny i słyszę: Stop! Druga próba i robię to samo. Jak się okazuje, na placu praktycznie pustym oblałem za nieprawidłowe przygotowanie się do jazdy... Szanowni redaktorzy, bardzo proszę o podpowiedź, co zrobiłem źle. Jedyne, co mi się nasuwa to, że się nie obejrzałem za siebie w bardziej dosadny sposób tylko czy to może być powód owej klapy?
Egzaminator zasłania się urzędniczym standardem, że "ustawodawca...", ja zaś pytam, czy to zwalnia z myślenia? Egzaminator na to, że musi, ja zaś pytam, za co? W odpowiedzi słyszę jak mantrę "Nieprawidłowe przygotowanie się do jazdy" (powód: nie obejrzałem się, co w zasadzie przeczy mojemu zachowaniu w pojeździe). Egzaminator, już lekko zaczynający myśleć, wypala do mnie z tekstem, że on musi ocenić moją zdolność do kierowania pojazdem przed wyjazdem z placu manewrowego, ja zaś się pytam, w jaki sposób mnie ocenił i czym spowodowałem jakiekolwiek zagrożenie dla ruchu?
Cała ta przygoda skłania mnie do jednego stwierdzenia: WORD jest maszynką do robienia pieniędzy, tutaj nie sprawdza się czy ktoś potrafi jeździć, tutaj się zarabia.
Po tej mojej osobistej porażce przyjrzałem się trochę bardziej strefom jazdy i tutaj jest jeszcze ciekawiej. Bez znajomości topografii miasta z umiejętnościami zdanie egzaminu jest w praktyce niemożliwe. Czemu to ma służyć?
Czy Polacy potrzebują tych pięknych flot samochodów i budynków wraz z setkami tych urzędników? Czemu w Stanach Zjednoczonych koszt uzyskania prawa do jazdy może wynosić do 50 $?
Nie chcę już wspominać o absurdach związanych dopłatami.
Ps. Wracając już do domu, paląc ostatniego papierosa, bardzo zastanawia mnie fakt, jak bardzo owi włoscy "święci" urzędnicy nie lubią znaku STOP. Zupełnie jakby go nie było...
Pozdrawiam
Czytelnik"
Też mieliście podobne historie, w których egzaminator ewidentnie nie chciał wam zaliczyć egzaminu?