Kuriozalna sytuacja na drodze. I jeszcze bardziej kuriozalny wyrok sądu

Nie ma w tym niestety nic zaskakującego, że na drodze można spotkać niedouczonych oraz niebezpiecznie jeżdżących kierowców. Problem zupełnie innego kalibru pojawia się w momencie, kiedy problemy ze zrozumieniem przepisów ma policja oraz sędzia wydający wyroki w sprawach o wykroczeniach w ruchu drogowym.

Kolizja nerwowego kierowcy BMW oraz szeryfa drogowego

Do niebezpiecznego zdarzenia doszło na autostradzie A1 w pobliżu gminy Bielice. Jego przebieg możemy oglądać z perspektywy kierowcy poszkodowanego w zdarzeniu. Niestety od samego początku udowadnia on, że nie do końca rozumie przepisy ruchu drogowego. Tak bowiem wyjaśnia kontekst sytuacji:

Pierwsze sekundy i już wiemy, z kim mamy do czynienia. Z kierowcą, który uważa, że jeśli w oddali prawym pasem porusza się inny pojazd, to nie trzeba zjeżdżać z lewego pasa. Dla wzmocnienia swojej racji podkreśla, że porusza się z maksymalną dopuszczalną prędkością, więc każdy kto chce jechać szybciej musi złamać przepisy. Powołuje się nawet na odczyt prędkości z GPS, zdając sobie sprawę, że samochodowe prędkościomierze zawyżają prędkość, więc jadąc licznikowe 140 km/h, realnie poruszałby się kilka kilometrów na godzinę wolniej.

Reklama

Dalej tak relacjonuje zdarzenia na nagraniu:

Niestety nagrywający nie rozumie, że "zadowolenie" kierowcy BMW nie ma tu nic do rzeczy. Po zakończonym manewrze wyprzedzania, miał on obowiązek zjechać na prawy pas, zgodnie z zasadami ruchu prawostronnego:

Ponadto kierujący ma też obowiązek ustąpić miejsca szybciej poruszającemu się pojazdowi. Fakt, że to oznacza iż ten kierujący przekroczy wtedy prędkość, nie ma żadnego znaczenia. Od sprawdzania prędkości i karania za jej przekroczenie jest policja oraz inne służby. Takie samozwańcze dyscyplinowanie innych kierowców poprzez utrudnianie innym jazdy zwykło się nazywać szeryfowaniem. Autor nagrania blokował tak lewy pas przez 20 sekund, doskonale zdając sobie sprawę, że za nim jest inny kierujący, który chce jechać szybciej i daje na to jasne (chociaż niezgodne z prawem) sygnały.

Reakcją na łamanie przepisów przez nagrywającego, było wyprzedzenie go prawym pasem, ale przejeżdżając niebezpiecznie blisko. Autor zareagował mignięciem długimi światłami, co musiało bardzo zdenerwować kierowcę BMW, ponieważ ten awaryjnie zahamował (o czym świadczą pulsujące światła hamowania). Pomiędzy pojazdami pozostał jednak pewien odstęp i dopiero drugie ostre hamowanie sprawiło, że doszło do kontaktu pomiędzy samochodami, chociaż na nagraniu wygląda to tak, jakby na zderzaku BMW nie pojawiła się nawet jedna rysa.

Kierowca BMW uciekł z miejsca zdarzenia, gdy dowiedział się o nagraniu

Początkowo kierowca BMW zachowywał się spokojnie. Natychmiast po tym jak doszło do kontaktu, zjechał na bok, Niestety na pas zieleni, a nie na pas awaryjny, co jest tylko jednym z wielu przykładów niedouczenia polskich kierowców. Obaj uczestnicy zdarzenia czekali na przyjazd policji, ale się go nie doczekali. Jak relacjonuje autor nagrania:

Pojawia się oczywiście pytanie kto i po co wezwał pomoc drogową, skoro pojazdy nie miały uszkodzeń. Pytanie też skąd "ludzie z pomocy drogowej" wiedzieli o nagraniu? Poszkodowany celowo nie wspominał o tym, chcąc zapewne dać szansę kierowcy BMW na przedstawienie swojej wersji policji, a potem obalić jego wersję nagraniem. Ale zamiast zaczekać na policję, wygadał się komuś z pomocy drogowej?

Policjanci oraz sędzia nie rozumieją przepisów i zaskakujący wyrok

Kierowcy BMW nikt nie gonił, ale poszkodowany musiał doczekać się przyjazdu policji, złożyć zeznania i przekazać funkcjonariuszom nagranie. Ci skierowali sprawę do sądu, który wydał wyrok nakazowy, skazujący kierującego BMW. Jak czytamy w piśmie z Sadu Rejonowego w Łęczycy, został on oskarżony o:

Zastanawiający jest natomiast drugi punkt oskarżenia:

Sprawa trafiła do sądu z oskarżenia publicznego KPP w Łęczycy, więc to policjanci powołali się w tym miejscu na art. 24, ust. 3 ustawy Prawo o Ruchu Drogowym, który mówi, że:

Dlaczego funkcjonariusze nie zwrócili uwagę na informację o "zastrzeżeniach". Byłoby to szczególnie cenne z tego względu, że najwyraźniej nie znają oni do końca przepisów ruchu drogowego, więc dobrze byłoby je dokładnie przeczytać, występując z wnioskiem do sądu. W ustępie 10 czytamy bowiem:

Wyprzedzanie prawym pasem było więc dozwolone w tym przypadku. Niestety pojęcia o tym nie miał również sędzia, który uznał oskarżonego za winnego obu zarzucanych mu czynów. Wydając taki wyrok, daje skazanemu dodatkowe argumenty na obronę, gdyby chciał się odwołać się od, ponieważ uznano go winnym czynu, który nie jest wykroczeniem. Byłaby to podstawa do ponownego rozpatrzenia sprawy i obniżenia kary.

Na ponowną rozprawę się jednak nie zanosi, ponieważ kierowca BMW został ukarany grzywną na... 500 zł. Kwota wydaje się śmiesznie mała, ponieważ samo niezachowanie należytej ostrożności i spowodowanie kolizji, mandat wynosi 1000 zł i 6 punktów karnych. Należy jednak pamiętać, że chociaż nagranie wypłynęło do sieci dopiero teraz, zdarzenie miało miejsce (jeśli wierzyć dacie na kamerce) 11 listopada 2019 roku. Z kolei wyrok nakazowy zapadł 11 grudnia 2020 roku. Wtedy obowiązywał jeszcze stary taryfikator mandatów.

Fakt jednak pozostaje faktem, że 500 zł to maksymalny mandat, jaki mógł wtedy wystawić policjant. Sąd natomiast miał możliwość orzeczenia grzywny do 5000 zł. Zastanawiające jest, że sąd nie wziął pod uwagę agresywnego stylu jazdy kierowcy BMW, niebezpiecznego wyprzedzania oraz przede wszystkim ucieczki z miejsca zdarzenia. Ukarał go tak, jak policja karze kierującego, który przez nieuwagę doprowadzi do stłuczki i pokornie zaczeka na przyjazd policji oraz bez dyskusji przyjmie mandat.

Ekspert nie ma wątpliwości - zawinili obaj kierowcy

O komentarz dotyczący tej sytuacji, zachowania obu kierowców oraz wyroku sądu, poprosiliśmy Jerzego Bitnera - eksperta z zakresu bezpieczeństwa ruchu drogowego. Zgadza się on z naszą oceną zdarzenia, wskazując na błędy obu kierowców:

Mamy tu trzy kwestie: zachowanie autora nagrania, zachowanie kierowcy BMW i wyrok nakazowy sądu.

Autor filmu wyprzedza lewym pasem pojazdy poruszające się prawym pasem. Czyni to dość wolno, przy niewielkiej różnicy prędkości, zapewne korzystając z tempomatu. To chyba spowodowało, że kierowca BMW postanowił wyprzedzić go z prawej strony.

Nic by się nie stało, gdyby autor nagrania, widząc w lusterku zbliżający się dość szybko samochód zjechał na chwilę na prawy pas i przepuścił BMW.  Zawsze podkreślam, że nawet jeśli jedziemy z maksymalną dozwoloną na danej drodze prędkością, nie upoważnia nas to do blokowania lewego pasa. Jeśli ktoś jedzie szybciej, to jego sprawa, a od karania za przekraczanie prędkości jest policja.

Ponadto po wyprzedzeniu samochodu autora nagrania kierowca BMW nie wykonywał żadnych złośliwych działań. Uczynił to dopiero po błyśnięciu światłami drogowymi. Nikt nie lubi być strofowany czy pouczany przez innego kierowcę.

Oczywiście złośliwe hamowanie kierowcy BMW należy ocenić zdecydowanie negatywnie. To jest stwarzanie zagrożenia na drodze. W żadnym razie nie bronię kierowcy BMW, ale uważam, że obaj panowie ulegli tu niepotrzebnym emocjom. Autor nagrania mógł przepuścić BMW, a z kolei kierowca BMW mógł chwilę poczekać i nie wykonywać ryzykownego manewru wyprzedzania z prawej strony. Obaj też powinni zrezygnować ze złośliwości, pierwszy z migania światłami, drugi ze złośliwego hamowania przed wyprzedzonym pojazdem.

Te niepotrzebne emocje są często powodem bardzo niebezpiecznych sytuacji.  Udowadnianie na drodze swoich racji innemu kierowcy do niczego dobrego nie prowadzi, a często prowokuje do różnych nieobliczalnych zachowań. Nikogo w taki sposób nie wychowamy, niczego nie nauczymy, wywołujemy tylko agresję. Po co?

Wyrok sądu zawiera oczywiście błąd, bo wyprzedzanie na jezdni jednokierunkowej z prawej strony nie było zabronione. Myślę, że sąd posłużył się tu opinią biegłego, bo sędziowie często nie są ekspertami w zakresie przepisów ruchu drogowego, a biegli bywają niestety różni. Co do wysokości nałożonej kary, trudno to komentować bez znajomości wszystkich okoliczności, jakie sąd brał pod uwagę. 

Ekspert postuluje również, że przejawy agresji drogowej powinny być zagrożone bardzo wysokimi grzywnami oraz utratą uprawnień do kierowania. Nie może być bowiem przyzwolenia na niebezpieczne manewry mające na celu "upomnienie" czy "odegranie się" na innym kierowcy, za nieprawidłową jazdę. Takie zachowania tylko eskalują konflikt, czego najlepszym dowodem jest opisywana sytuacja. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kolizja drogowa | autostrada A1
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy