Samochód bez kierowcy? Wypić i tak nie będziesz mógł
"Ech, wreszcie będę mógł bez żadnych obaw napić się na imprezie... Potem wsiądę do auta, na tylne siedzenie, z puszką piwa, wcisnę przycisk autopilota i konie same zawiozą mnie do domu..." - marzą autorzy komentarzy do tekstów o bliskim już rozpoczęciu produkcji samochodów obywających się bez kierowcy. Czy ich nadzieje nie są jednak przypadkiem płonne?
Rzeczywiście zza oceanu dociera coraz więcej wieści o postępach w konstrukcji robosamochodów. Kolejne stany USA dopuszczają takie auta do normalnego ruchu. Po pionierskiej, pustynnej Nevadzie ostatnio uczyniła to zmotoryzowana i zatłoczona Kalifornia. Eksperci firmy Google, od kilku lat intensywnie pracującej nad pojazdami poruszającymi się bez kierowcy, z dumą prezentują rezultaty testów, z których wynika, że zautomatyzowane samochody są całkowicie bezpieczne. Podobno nie notuje się jakichkolwiek spowodowanych przez nie wypadków czy kolizji.
To prawda, ale jest też druga strona medalu. Robosamochody są wyposażone w mnóstwo czujników, radarów i kamer. Czy będą wystarczająco niezawodne, skoro już dziś powszechnie instalowana, znacznie mniej zaawansowana elektronika samochodowa nie wzbudza zaufania użytkowników? Znamy ludzi, którzy za żadne skarby nie chcą korzystać z tzw. asystentów parkowania, czyli urządzeń, które wyszukują miejsca postojowe o wystarczających, według nich, rozmiarach, a potem same kręcą kierownicą i wjeżdżają w znalezioną lukę. Trzeba mieć naprawdę silne nerwy, aby bez obaw powierzyć to trudne i odpowiedzialne zdanie automatowi. Pomyślmy zatem, ile stresu będzie powodowało, przynajmniej na początku, podróżowanie pojazdem prowadzonym przez autopilota. Absolutnie nieczułego na okrzyki typu: "Uważaj co robisz!", "Hamuj!" itp.
Na tym jednak nie koniec. Otóż robosamochody z założenia rygorystycznie przestrzegają wszelkich przepisów drogowych. Ograniczeń prędkości, nakazu przepuszczania pieszych na przejściach, zakazu wyprzedzania, nie wjeżdżania na skrzyżowanie przy żółtym świetle itp. Nie oszukujmy się - dla kogoś przywykłego do zwyczajów obecnie panujących na drogach skrajny legalizm w zachowaniach ich maszyn będzie szalenie denerwujący. A wyobraźmy sobie szydercze miny kierowców klasycznych aut, obraźliwe gesty, wyzwiska. Koszmar.
W miastach, w których obowiązuje agresywny styl jazdy, robosamochody staną się spowalniającymi ruch, a przez to stwarzającymi zagrożenie zawalidrogami. Oczywiście z czasem pojawią się hakerzy, oferujący zmiany oprogramowania autopilotów, pozwalające na większą swobodę, ale ich działanie z pewnością będzie nielegalne i surowo karane.
Wreszcie najgorsza wiadomość. Mianowicie w myśl amerykańskiego prawa, zautomatyzowanie pojazdu nie zwalnia jego użytkownika z pełnej odpowiedzialności za ewentualne szkody. Tzw. operator robosamochodu musi mieć prawo jazdy, siedzieć na miejscu kierowcy i być trzeźwy. Jedyna korzyść to możliwość rozmawiania podczas jazdy przez telefon komórkowy i wysyłania SMS-ów. Co i tak przecież większość kierowców nie oglądając się na groźbę kar i dzisiaj czyni...
Jak działa autonomiczny samochód Google'a?