Nie zwracaj policjantowi uwagi!
Czy warto zwracać uwagę kierowcom policyjnych radiowozów, gdy widzimy, jak łamią przepisy ruchu drogowego? Większość z Was zapewne odpowie „nie”, bo mogą później się „zemścić” .
O tym, że tak rzeczywiście może być, świadczy list, który dotarł do naszej redakcji. Oto on (zachowaliśmy oryginalną pisownię):
Nazywam się Bogusław Stańczak, jestem łodzianinem i postanowiłem napisać do Was, licząc na nagłośnienie tematu, który moim zdaniem wart jest nadmienienia. Jestem z Łodzi i aby sytuacja była zrozumiała podam kilka szczegółów, które łodzianom ułatwią rozeznanie w sytuacji z racji opisania lokalizacji (ulic).
W piątek, 11 sierpnia, jadąc na spotkanie do banku spotkała mnie delikatnie mówiąc denerwująca sytuacja, otóż: Skręciłem z ulicy Jaracza w Kilińskiego jadąc w stronę ul. Narutowicza, przede mną jechał radiowóz policji z dwoma policjantami na pokładzie (Skoda Octavia). Jadąc na szczęście wolno, bo na tym odcinku drogi jezdnia jest zryta jak sito, a dodatkowo jest prowadzony remont , nie doszło do groźnej sytuacji, a jedynie do nerwowej - radiowóz policji (bez kierunkowskazu i bez żadnego uprzedzającego manewru!) po prostu sobie zahamował tuż przed moim nosem (maską) parkując auto przy przystanku, gdyż drugi policjant miał coś do załatwienia w sklepie, czy gdziekolwiek indziej, odbiłem kierownicą unikając stłuczki i otworzyłem okno z prawej strony krzycząc do kierowcy radiowozu "A gdzie kierunkowskaz?!".
Ponieważ nie zatrzymywałem auta, gdyż za mną również jechały samochody, a cała sytuacja miała miejsce w trakcie kontynuowania jazdy. Kierowca radiowozu z drwiącą miną odkrzyknął "Nie ma", co widziałem we wstecznym lusterku i co słyszałem wyraźnie przez ciągle jeszcze otwartą szybę.
Kontynuowałem jazdę dalej (zdenerwowany na niezbyt rozgarniętego policjanta) skręcając w ulicę Narutowicza i kierując się w stronę ulicy Piotrkowskiej, aby zaparkować na parkingu przy "Empiku", skąd miałem już blisko do banku mieszczącego się tuż przy rogu ulic Piotrkowskiej i Zielonej. I tutaj ciekawa sytuacja: Dojeżdżając do Ulicy Wschodniej już widziałem we wstecznym lusterku ten sam radiowóz policji, który wcześniej nie raczył pochwalić się kierunkowskazem i który dość żwawo jechał w moim kierunku, jednak spokojnie dojechałem do parkingu, przepuściłem wyjeżdżającą z parkingu Panią, aby zająć jej miejsce (jedyne wolne zresztą).
Jak łatwo się można domyśleć, radiowóz, a raczej policjant zaczekał aż zaparkuję i wyjdę z auta, po czym rozpoczął kontrolę: "Dzień dobry, dokumenty proszę....".
Na moją uwagę, że najwyraźniej nie spodobało mu się jak obywatel i kierowca zwraca uwagę na brak użycia kierunkowskazu i tym samym na stwierdzenie że teraz się rewanżuje, policjant oczywiście z pozycji władzy powiedział że to nieprawda, nic takiego, on mnie sprawdza gdyż ZŁAMAŁEM PRZEPISY RUCHU DROGOWEGO
Na moje pytanie dotyczące tego jakie przepisy złamałem, odpowiedział że nie uszanowałem znaku nakazującego jazdę w prawo i że pojechałem prosto. Na kolejną moją uwagę, że myli się gdyż znak nakazujący ruch w prawo nie dotyczy kierowców udających się na parking przed ulicą Piotrkowską odpowiedział, że nie mam racji (!)
Zdenerwowany już całą sytuacją powiedziałem abyśmy udali się razem celem odczytania informacji widniejącej pod znakiem, co też uczyniliśmy. Jakież było zdziwienie tegoż policjanta, kiedy na tabliczce faktycznie przeczytał, że nakaz nie dotyczy samochodów parkujących na parkingu - czyli mnie.
Myślicie że to koniec? Nie! Nakazał mi udanie się do następnego znaku, który jest ustawiony przed tymże znakiem, ale przecznicę bliżej, twierdząc że ja nie uszanowałem tamtego znaku (!!)
Po raz drugi z niekłamaną przyjemnością przyglądałem się zdziwieniu na twarzy policjanta, który ponownie przeczytał, że ten nakaz nie dotyczy osób parkujących na parkingu. Na moją uwagę: "Co teraz? Chyba teraz wyraźnie Pan widzi, że popełnił Pan błąd zarzucając mi wykroczenie, którego nie popełniłem" . Oczekiwałem nieco innej odpowiedzi, aniżeli ta, którą usłyszałem: Policjant odpowiedział "Powiedzmy" Na moją już wyraźnie rzuconą ostrym tonem uwagę: "Jak to powiedzmy, nie potrafi Pan poprawnie odczytać informacji widniejącej pod tablicą??" on ponownie odpowiedział "Powiedzmy".... Tego już było dla mnie naprawdę za wiele, ale najlepsze jeszcze przede mną....
Doszliśmy do samochodu a on prosi o okazanie gaśnicy i trójkąta ostrzegawczego !!! Po sprawdzeniu gaśnicy i trójkąta i po moich coraz bardziej zirytowanych uwagach dotyczących jego pracy, z wyraźnym zawodem w głosie mówi do kolegi, który przez cały czas sprawdzał moje dokumenty łącznie z dowodem osobistym i sprawdzeniem poprzez radio, czy czasem auto nie jest kradzione etc. że kontrola jest zakończona.
Na moje ponowne uwagi dotyczące tego, że cała ta kontrola jest wynikiem zwrócenia przeze mnie uwagi na temat braku stosowania się do przepisów ruchu drogowego (brak kierunkowskazu i parkowanie w miejscu do tego nie przeznaczonym - przypominam, że był to przystanek, a oni nie prowadzili czynności służbowych), czyli krótko mówiąc rewanżem na mnie i chęcią pokazania kto tu rządzi, on skwitował to głupim uśmieszkiem, który przyznaję że wobec udowodnienia mu, że nie miał racji i że okazał się kompletnym dyletantem jeżeli chodzi o znajomość przepisów (najwyraźniej nie wie, że tabliczki pod znakami też należy czytać..) był naprawdę żałosnym uśmieszkiem.
Coraz bardziej zirytowany tą sytuacją pomyślałem, że tego tak nie zostawię więc ponownie poprosiłem go o podanie imienia i nazwiska, oraz stopnia służbowego, gdyż nie zapisywałem tych danych podczas kontroli (zresztą proszę mi powiedzieć kto to robi?).
Ponieważ byliśmy na jezdni, środek dnia, godzina 15:40 i pełen ruch, nie dosłyszałem jego imienia i nazwiska. Powiedziałem, aby zaczekali, gdyż udam się do swojego samochodu celem zapisania imienia i nazwiska, oraz stopnia służbowego tego policjanta - tak też uczyniłem, ale po dojściu do radiowozu z długopisem i kartką policjant stwierdził, że nie poda mi swoich danych, bo już to uczynił! Ponowiłem swoją prośbę dwukrotnie i dwukrotnie odmówił.
Na moją kolejną uwagę, że jeżeli nie poda mi swoich danych, to w takim razie zrobię im zdjęcie (wyjąłem telefon z kieszeni) po prostu gwałtownie ruszył (ponownie bez kierunkowskazu) i tyle go widziałem - jednak na tyle, że zapisałem numer boczny radiowozu....
Jak można sobie wyobrazić nie byłem oazą spokoju i ciągle zdenerwowany całą sytuacją wykonałem telefon pod 997 (nie 112, gdyż ten działa jak chce) i uzyskałem informacje jak mogę złożyć skargę na zachowanie patrolu policji, uzyskałem informację, że mogę złozyć skargę w komendzie przy ulicy Sienkiewicza. Udałem się na komendę składając skargę i opisując całe zdarzenie na 4 kartkach odręcznego pisma (co na pewno nie bardzo podobało się przyjmującemu i piszącemu oficerowi, który próbował tłumaczyć kolegę, że dziś derby Łodzi i wszyscy tacy nerwowi). No tak, tylko w takim razie dlaczego moje nerwy sie nie liczą i dlaczego kierowca stosujący się do znaków i nie łamiący przepisów ma byc piętnowany przez tych, którzy rzekomo to prawo egzekwują i stanowią, nie mówiąc o tym, że powinni dawać przykład innym?...
Bilans tej "przygody":
1. Zdenerwowałem się na policjanta, który nie powinien siedzieć za kierownicą, skoro nie wie do czego służy kierunkowskaz i stwarza niebezpieczne sytuacje na drodze. Jego zachowanie i kontekst całej kontroli pozostawiam już bez komentarza.
2. Spóźniłem się na spotkanie, które z powodu "działań operacyjnych" tegoż policjanta przeszło mi koło nosa.
3. Zdenerwowałem się podwójnie, nie słysząc nawet cienia słowa przepraszam, czy też pomyliłem się za nieuzasadnioną kontrolę, która była bezczelnym rewanżem za zwróconą uwagę temuż policjantowi.
4. Straciłem dodatkową godzinę na komendzie składając skargę na działanie tego pseudo policjanta.
Czekam teraz na oficjalne pismo z komendy policji o wyniku tego postępowania, które dotrze do mnie najpóźniej za miesiąc jak zapewniał mnie oficer przyjmujący zgłoszenie. Złożyłem oficjalną skargę i zażądałem przeprosin.
Mam nadzieję, że to zdarzenie nauczy choć trochę pokory tego policjanta, nie mówię o postępowaniu dyscyplinarnym, gdyż oczywiście sprawa będzie wyciszona, ale może następnym razem "policjant" zastanowi się i użyje kierunkowskazu i następnym razem zwróci uwagę na fakt istnienia tabliczek pod znakami...
Zwracam się do Was z prośbą o opublikowanie tego listu na łamach Interii.pl, myślę że moja "przygoda" skłoni do refleksji policjantów, którzy zapewne mają okazję czytać serwis motoryzacyjny. Chciałbym również przy okazji opisać głupotę i chamstwo niektórych z policjantów, bo jak sądzę nie wszyscy są tak mściwi jak ten, oraz mam nadzieję że bardziej od tego znają przepisy ruchu drogowego... Pozdrawiam Bogusław Stańczak Łódź.
Co sądzisz o tym zdarzeniu? Spotkałeś się i Ty z taką sytuacją?