Niezwykła historia Ferrari. Służyło do przemytu złota, potem zniknęło, a dziś?

Niezwykle ciekawa jest historia pewnego egzemplarza Ferrari 365 GTB/4 Daytona. Sprzedany w Libii samochód został skonfiskowany za przemyt na Węgrzech, stając się jedynym takim pojazdem w krajach za "Żelazną Kurtyną". Auto było normalnie użytkowane, a dziś jest wartą fortunę kolekcjonerską perełką.

Cała historia zaczęła się w czerwcu 1975 roku, gdy na przejściu drogowym Hegyeshalom - Nickelsdorf funkcjonariusze węgierskiej Vám és Pénzügyőrség (Służby Celnej i Skarbowej) rozpoczęli kontrolę pojazdów wjeżdżających z Austrii na Węgry. Uwagę celników przykuło wyprodukowane w 1972 roku niebieskie Ferrari 365 GTB/4 na tablicach rejestracyjnych z Bejrutu i jadący nim dwaj mężczyźni z libańskimi paszportami. 

Reklama

Złoto w zderzaku egzotycznego Ferrari

Po oględzinach okazało się, że obydwie części wykonanego z nierdzewnej stali przedniego zderzaka były wypełnione kilkoma kilogramami przetopionego złota. Skonfiskowany pojazd trafił na parking przy budapeszteńskim sądzie. Zdemontowane połówki zderzaka stały się dowodami rzeczowymi w procesie.

Na przełomie 1976/77 Ferrari trafiło na parking państwowego przedsiębiorstwa obrotu samochodami Merkur (węgierski odpowiednik Polmozbytu w PRL) przy ulicy Röppentyű w XIII dzielnicy Budapesztu - Újlipótváros-Angyalföld.

W styczniu 1977 r. fotoreporter Tamás Urbán na czarno-białej uwiecznił egzotyczny samochód zaparkowany obok używanych Ład, Trabantów i Fiatów wystawionych na sprzedaż na pełnym kałuż, obskurnym betonowym parkingu Merkura. W pobliżu stało kilka innych skonfiskowanych przez węgierskie służby pojazdów, które skonfiskowano przestępcom  m.in.Fiat z przestrzeloną przednią szybą i sfatygowany Opel Kadett bez tablic rejestracyjnych, z naklejką "A" (Austria).

Jak 25-letni mechanik kupił Ferrari 365 GTB?

Ferrari wyceniono początkowo na 300 tys. forintów (ówczesna "średnia krajowa" na Węgrzech wynosiła ok. 1800 forintów) jednak cenę obniżono do 190 tys. Na początku maja 1977 r. József Likó z Pilisvörösvár kupił auto. Dom jednorodzinny w okolicy Pilisvörösvár kosztował wtedy 70 tys. forintów, a nowy Fiat 125p - 100 tys. forintów.

10 maja 1977 r. otrzymało tablice rejestracyjne ZP 04-01. W 2019 r. syn Józsefa Likó opowiadał dziennikarzowi portalu index.hu, że ojciec "był od początku zafascynowany pojazdem", udało mu się zdobyć ogromną jak na węgierskiej realia kwotę i kupić niezwykłe auto, jednak rodzina nie popierała tego "szaleństwa" 25-letniego mechanika samochodowego - pasjonata. Skąd Liko miał pieniądze? Oddał w rozliczeniu włoskiego Fiata, zainwestowało oszczędności, wziął również kredyt.

W Europie i USA tego typu auta kupowali milionerzy - książęta i arystokraci właściciele banków i kancelarii prawniczych, przemysłowcy, producenci filmowi, piłkarze i gwiazdy muzyki rockowej. Na liście nabywców był m.in. aktor Steve McQueen, gitarzysta Eric Clapton, piosenkarka Cher oraz Elton John. Słynny wokalista grupy T. Rex, Marc Bolan, choć nie prowadził auta, zamówił egzemplarz dla swojej partnerki June Feld, która we wrześniu 1973 r. rozbiła auto po kilku tygodniach użytkowania

Właścicielem czerwonej Daytony był mistrz Formuły 1 (1974), Szwajcar, Clay Regazzoni, jeżdżący zresztą w barwach marki z Maranello. Co najmniej trzy egzemplarze auta trafiły do Güntera Netzera, piłkarza FC Mönchengladbach i Realu Madryt.

Koszt serwisowania Ferrari był niezwykle wysoki

Ferrari 365 GTB/4 było pojazdem nietypowym, wymagającym specjalistycznego, kosztownego serwisowania. Poszycie nadwozia kryło przestrzenną ramę ze stalowych rur. Inaczej niż w większości pojazdów skrzynia biegów była usytuowana przy tylnej, napędzanej osi (układ Transaxle) dla lepszego rozłożenia masy.

Prozaiczna czynność odkręcenia koła wymagała użycia miedzianego młotka zamiast tradycyjnego klucza, ponieważ wykonane z lekkich stopów obręcze Cromodora były mocowane centralną śrubą z nakrętką skrzydełkową zamiast zwykłych śrub sześciokątnych, jakie stosują współcześni producenci. Nawet klamka miała formę kilku zaledwie kilkucentymetrowego "języka" umieszczonego przy krawędzi szyby, a nie w poszyciu drzwi, jak w "zwykłym" samochodzie.

Według zachodnioniemieckiego magazynu Auto Motor & Sport (1977) rutynowy przegląd auta - wymiana olejów i płynów eksploatacyjnych oraz opon kosztował w 1977 r. 5 tys. marek - równowartość nowego Citroën 2CV. "Regulacja zaworów to koszt nowego motoroweru" - pisał dziennikarz AMS, podkreślając, że auto wymagało jednorazowo 16 litrów oleju silnikowego, dwóch filtrów oleju oraz 12 świec zapłonowych. Auto rozwijało prędkość ponad 274 km/h. Sprint do 100 km/h trwał zaledwie 5,7 sekundy.

Węgierski pasjonat postanowił własnym sumptem doprowadzić Ferrari do pełnej sprawności, jednak części zamienne do tego typu aut były na Węgrzech - gdzie brakowało ich nawet do popularnych Trabantów czy Fiatów - nieosiągalne.

Opony do Ferrari kosztowały tyle, ile Skoda 100

Po zakupie okazało się 12-cylindrowy silnik nie pracował równo. Był zasilany sześcioma gaźnikami marki Weber. Wymagały one skomplikowanej regulacji i zestrojenia. Największym wyzwaniem było zdobycie nowych opon. Ogumienie było bowiem poważnie zużyte. Żywotność opon wynosiła zwykle 5-10 tys. km. Właścicielowi udało się zdobyć paszport i wizę do RFN. W Baden, dokąd się udał, komplet 15-calowych opon Michelin XWX w rozmiarze 215/70R15 - jednych z niewielu wówczas dopuszczonych do jazdy prędkością 300 km/h kosztował 60 tys. forintów czyli równowartość nowej Skody 100.

Węgier używał włoskiego supersamochodu jak zwykłego auta. Wiózł nim żonę na oddział położniczy, jeździł w odwiedziny do rodziny i znajomych wzbudzając sensację na ulicach Budapesztu. Eksploatacja była jednak kosztowna. Przy spokojnej jeździe 352-konne auto auto zużywało 25-30 litrów benzyny na 100 km, jednak mocniejsze wciśnięcie gazu podwajało tą wartość i osuszało 120-litrowy zbiornik paliwa w ekspresowym tempie.

Ferrari 365 opuściło Węgry i zniknęło na 28 lat

27 października 1978 r. auto za kwotę 230 tys. forintów zakupił Sandor Z., mieszkający w Budapeszcie przy ulicy Pasaréti, który użytkował auto do maja 1980 r. Prawdopodobnie wówczas włoski pojazd zostało sprzedany do RFN. Pod koniec lat 70. Ferrari 365 GTB/4 było już poszukiwanym przez kolekcjonerów autem - znakomitą lokatą kapitału. Kilkuletni egzemplarz w dobrym stanie kosztował od 10 do 30 tys. marek więcej niż nowy pojazd (77 tys. marek RFN w 1973 r.).

Z informacji Museo Ferrari Maranello wynika, że użyty przez przemytników egzemplarz 365 GTB/4 z numerem nadwozia 15677 opuścił wytwórnię 5 kwietnia 1972 r. Kilka tygodni później auto w kolorze Azzuro Mettallizato (błękit metalik) z czarną, skórzaną tapicerką trafiło do firmy Elie F. Ayache w Bejrucie - ówczesnego przedstawiciela marki w Libanie. W czasie, gdy węgierskie służby zatrzymały libańskich przemytników, w Libanie wybuchła trwająca kilkanaście lat wojna domowa. Ayache miał stracić co najmniej kilka nowych egzemplarzy Ferrari, gdy teren jego firmy ostrzelano podczas walk pomiędzy chrześcijańskimi i muzułmańskimi bojówkarzami. Pojawiły się hipotezy, że część zamówionych przez Ayache'a aut nigdy nie dotarła do Libanu i po pewnym czasie "wypłynęła" we Francji. Włoscy archiwiści potwierdzają, że pojazd numer 15677 został w latach 70. przejęty przez węgierskie służby celne po próbie przemytu złota. W ich opinii to jedyne takie auto, jakie było użytkowane za Żelazną Kurtyną.

Według Museo Ferrari, błękitny pojazd w 1980 r. trafił do RFN. Co działo się z nim przez kolejne lata - nie wiadomo. Samochód pojawił się w przestrzeni publicznej dopiero 28 lat później. W 2008 r. został zakupiony przez belgijskiego kolekcjonera i przez następne sześć lat odbudowywany do stanu fabrycznego. 6 sierpnia 2016 r. egzemplarz został wystawiony na aukcji firmy Coys w pałacu Schloss Dyck koło Mönchengladbach i sprzedany za kwotę 695 tys. euro. Nabył go kolejny kolekcjoner z Belgii. Obecnie auto posiada numery rejestracyjne 1-OBG-379.

Powstały tylko 1383 egzemplarze Ferrari 365

Od jesieni 1968 r. do 19 września 1973 r. hale montażową podwykonawcy Ferrari - firmy nadwoziowej Carrozzeria Scaglietti przy Via Abetone w Maranello opuściło 1383 egzemplarze w wersji GTB. Na przełomie 1973/74 zakończono montaż ostatniego ze 122 kabrioletów GTS. Warto jednak przypomnieć, że 140 egz. wersji GTB (głównie w USA) przerobiono na kabriolety, "amputując" ich dachy.

 Archiwiści Ferrari podkreślają, że było to pokłosie ogromnej popularności serialu "Miami Vice" (1984-89) w reżyserii Michaela Manna. Tytułowi policjanci - detektywi James "Sonny" Crockett (Don Johnson) i Ricardo "Rico" Tubbs(Philip Michael Thomas) jeździli czarnym Ferrari 365 GTS/4. Ze względu na dużą wartość oryginalnej Daytony, na planie filmowym użyto jednak kopii pojazdu zbudowanej na bazie Chevroleta Corvette. 

PAP/INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ferrari | Węgry
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy