Jak LFA wpłynął na Lexusa
W tym roku mija równo 10 lat, odkąd Lexus wprowadził do produkcji legendarny supersamochód LFA. Wyjątkowe i bardzo rzadkie auto do dziś zachwyca dopracowaniem i odwagą jego twórców. Ma też wielu oddanych fanów. To odpowiedni moment, by przyjrzeć się temu, jak ten egzotyczny model wpłynął na japońską markę i całą motoryzację.
Sekretem Lexusa LFA był jego silnik. V-dziesiątka 1LR-GUE powstała specjalnie dla tego modelu i trafiła wyłącznie pod maski wszystkich 500 egzemplarzy japońskiego superauta. Motor miał 4 805 cm3 pojemności, moment obrotowy wynoszący 480 Nm i wytwarzał 560 KM w wersji standardowej oraz 571 w odmianie Nürburgring Package. Wolnossąca jednostka kręciła się do aż 9 500 obrotów. Jednak to nie osiągi, lecz dopracowanie V-dziesiątki imponowały najbardziej.
Blok i głowice silnika wykonano z aluminium. Pokrywy głowic zrobiono z magnezu, a do wykonania kutych korbowodów wykorzystano tytan, dzięki czemu były o 40% lżejsze od konwencjonalnych. Z tytanu stworzono również 40 zaworów silnika, a do opracowania dźwigni zaworowych o niskim profilu wykorzystano wytrzymałą stal narzędziową. Dzięki temu rozrząd silnika Lexusa LFA miał bezwładność o połowę niższą niż tradycyjne motory wyczynowe. Co więcej, cała jednostka wymiarami przypomina silnik V8 i przy tym ważyła mniej niż typowy motor V6. Aby obniżyć środek ciężkości i zapewnić odpowiednie smarowanie przy dużych przeciążeniach, silnik otrzymał również suchą miskę olejową. To rozwiązanie szeroko stosowane w motorsporcie, ale bardzo rzadko w samochodach drogowych.
V-dziesiątka Lexusa LFA była doskonałym dowodem, jak zaawansowane i dopracowane konstrukcje może stworzyć człowiek. Do dziś motor 1LR-GUE pozostaje jednym z najlepszych silników, jakie kiedykolwiek powstały. A Lexus nadal chętnie stosuje w swoich sportowych autach widlaste, wolnossące motory własnej produkcji - jednostki V8.
Fani motoryzacji zakochali się jednak najbardziej nie w konstrukcji, lecz brzmieniu silnika Lexusa LFA. Dźwięk wkręcającego się na obroty LFA przywoływał wspomnienia o samochodach Formuły 1 z przełomu wieków. Wtedy prestiżowa seria wyścigowa korzystała właśnie z wyjątkowo głośnych silników V10. Dodajmy do tego charakterystyczny, jęczący odgłos, który towarzyszył redukcji przełożeń i Lexus LFA staje się jednym z najlepiej brzmiących samochodów w historii. Żaden ranking czy internetowa dyskusja dotycząca aut o najlepszym dźwięku silnika nie może się obyć bez tego modelu.
Inżynierowie Lexusa mocno się napracowali, by auto brzmiało w ten sposób. Z pomocą przyszli ludzie z Yamahy, która ma doświadczenie w tworzeniu zarówno silników, jak i instrumentów muzycznych. W dolocie V-dziesiątki znalazła się specjalna komora, która działała podobnie do komór rezonansowych stosowanych w instrumentach muzycznych i zapewniała motorowi charakterystyczny dźwięk. Efekt potęgował dwudrożny układ wydechowy wykonany z tytanu. Umieszczono w nim dodatkowy zawór, który na wysokich obrotach kierował spaliny poza komorami tłumiącymi, zapewniając sportowe brzmienie. Co więcej, od komory silnika do wnętrza auta poprowadzono trzy kanały, których zadaniem było przekazywanie dźwięku pracującej V-dziesiątki do kabin. Motor Lexus LFA nie tylko wprawiał auto w ruch, ale działał jak nietypowy głośnik.
Układ końcówek wydechu nie jest najważniejszą cechą sportowego auta, ale może mu nadać wyjątkowego charakteru. Lexus LFA jest tego doskonałym przykładem. Trzy końcówki wydechu ułożone na planie odwróconego trójkąta są kolejnym z wielu znaków szczególnych japońskiego supersamochodu i zapisały się w historii motoryzacyjnego designu. Superauto Lexusa wyróżnia się pod tym względem tak jak słynne Ferrari F40, McLaren Senna czy Pagani Zonda.
LFA to też wyjątkowe zegary. Lexus zdecydował się na zastosowanie cyfrowych wskaźników w swoim superaucie, by mieć pewność, że nadążą za silnikiem. Tradycyjne wskaźniki mógłby nie wytrzymać tempa nadawanego przez motor, który wkręca się na maksymalne obroty nawet w 0,6 s. Jednak Japończycy podeszli do projektu na swój sposób. Cyfrowym wskaźnikom towarzyszył fizyczny, podświetlany pierścień, który przesuwał się na bok, kiedy kierowca włączał w tryb zmiany ustawień. Ponadto cała tarcza rozświetlała się na czerwono, kiedy silnik zbliżał się do maksymalnych obrotów. Kierowca mógł również wybrać własny zakres, w którym wskaźniki podświetlały się na żółto i zielono.
Charakterystyczne zegary zrobiły furorę. Ich popularność podkreślają niezliczone nagrania ukazujące ich działanie, które znajdziemy w internecie. Później wskaźniki z ruchomym pierścieniem trafiły też do innych sportowych oraz usportowionych samochodów Lexusa. Dzisiaj znajdziemy je w wielu modelach - coupé LC i RC F czy nawet miejskim crossoverze UX w wersji F Sport.
W rasowych supersamochodach wygląd jest tak samo ważny jak osiągi i zaawansowanie techniczne. Charakterystyczny wlot powietrza pod krawędzią maski, kolejne otwory na jej szycie, potężne wloty w okolicy tylnych nadkoli oraz szeroki body kit sprawiają, że Lexus LFA od razu rzuca się w oczy. Do tego trzeba dodać masywny tył z potężnymi kratkami tylnych chłodnic i potrójnym wydechem i otrzymujemy jedyny w swoim rodzaju, prawdziwie egzotyczny samochód. Lexus LFA trafił na plakaty, do gier wyścigowych, zasilił kolekcje resoraków, a nawet zamieszkał w garażu Paris Hilton.
Lexus LFA był pierwszym samochodem japońskiej marki, w którym szeroko zastosowano włókno węglowe. Z kompozytów tego typu wykonano aż 65% konstrukcji auta. Karbon wykorzystano również do produkcji tarcz hamulcowych auta. W efekcie LFA ważył 1 480 kg i był wyraźnie lżejszy od wielu ówczesnych rywali, chociażby Mercedesa SLS AMG czy Audi R8. Japońska marka musiała wiele zainwestować w technologię produkcji kompozytów zbrojonych włóknem węglowym, ale zdobyte w ten sposób doświadczenie okazało się bardzo owocne. Wykorzystano je później do stworzenia takich aut jak Lexus LC czy RC F Track Edition.
Nowy Lexus LFA w specjalnej wersji Nürburgring Package był wyceniany w 2011 roku na nawet 465 tys. dol., co dawało ówcześnie ponad 1,3 mln zł. LFA zyskał wtedy tytuł najdroższego nowego samochodu w historii japońskiej motoryzacji. A w kolejnych latach jego ceny na aukcjach rosły. W 2019 roku najdroższy egzemplarz Lexusa LFA osiągnął w czasie licytacji niemal dwukrotność pierwotnej ceny - 918,5 tys. dol.
Z modelem LFA Lexus włączył się też w słynną już rywalizację producentów aut o najlepszy czas na Północnej Pętli toru Nürburgring. W 2011 roku LFA w wersji Nurburgring Package pokonał Nordschleife w czasie 7:14.64. Co więcej, samochód poruszał się na standardowych, drogowych oponach Bridgestone Potenza RE070. Superauto stało się wtedy jednym z najszybszych samochodów produkcyjnych na świecie i pokonało takie konstrukcje jak Porsche 911 GT2 RS, Nissan GT-R czy Dodge Viper SRT10 ACR. W rzeczywistości jedynymi szybszymi modelami w tamtym czasie były Radical SR8 LM, Radical SR8 oraz Gumpert Apollo Sport - bezkompromisowe auta małych producentów, stworzone głównie z myślą o ściganiu się na torze.
Lexus LFA w istotny sposób wpłynął na wizerunek japońskiej marki. Lexus produkował sportowe auta jeszcze przed stworzeniem LFA - wystarczy wspomnieć coupé SC czy sedana IS F z ponad 400-konną V-ósemką pod maską. Trzon oferty producenta z Kraju Kwitnącej Wiśni stanowiły jednak wygodne limuzyny oraz SUV-y i to głównie z nimi kojarzony był Lexus. LFA zmienił postrzeganie Lexusa i okazał się wizerunkowym strzałem w dziesiątkę. A później z fabryk Lexusa wyjechały kolejne sportowe auta - RC F, GS F oraz zjawiskowy grand tourer LC. Ten ostatni jest zresztą produkowany w japońskiej fabryce Motomachi. Tej samej, w której lata temu ręcznie składano legendarny supersamochód.
Jeremy Clarkson jeździł ogromną liczbą rozmaitych samochodów. Jednak Lexus LFA wyróżnia się na tej długiej liście. Japońskie auto wywarło na Clarksonie tak duże wrażenie, że - słynny i zwykle bardzo krytyczny - dziennikarz nazwał je najlepszym samochodem, jaki kiedykolwiek prowadził. Co ciekawe, zapytany o zdanie w połowie 2019 roku podtrzymał tę opinię. Oto kolejny przykład, jak superato Lexusa wpłynęło na świat motoryzacji i związanych z nią ludzi.