Przesiadamy się z samochodów na motocykle
W połowie zeszłego roku prawie wszyscy posiadacze prawa jazdy karegorii B stali się automatycznie uprawnionymi do jazdy motocyklami z silnikami o pojemności do 125 ccm. Jeździć mogą, ale czy potrafią? Kiedy tylko na redakcyjnym parkingu pojawiły się testowe Yamahy od razu zdecydowaliśmy o podjęciu wyzwania: przesiadamy się z samochodów na motocykle.
W teorii wszystko jest bardzo proste. Mając prawo jazdy kategorii B przynajmniej od 3 lat, możemy jeździć również lekkimi motocyklami, o pojemności silnika do 125 ccm oraz mocy nie większej niż 15 koni mechanicznych (dla przypomnienia: przeciętny skuter napędza jednostka o pojemności 50 ccm i mocy około 3 koni mechanicznych). Wystarczy zatem kupić stosowny model, zaopatrzyć się w wymagany przepisami kask ochronny i w drogę. W powszechnej opinii jazda lekkim motorem to sprawa banalna, rzec by nawet można bułka z masłem. Rzeczywistość tak różowa nie jest i już pierwsze kilometry pokazują, że jazda motorem to zupełnie inna dyscyplina nauki pod nazwą "motoryzacja". I wcale nie chodzi tu wyłącznie o różnice związane z budową samochodów i motorów.
Wyliczankę zalet i korzyści płynących z użytkowania motocykla zacznijmy od tych pierwszych. Wydaje się, że motor może być najlepszym środkiem transportu do każdego zakorkowanego miasta. W niektórych - np. w Krakowie - kierowcy jednośladów są wręcz zachęcani do jazdy między samochodami stojącymi w korku. Pod Wawelem również, ale nie tylko, dopuszczony jest ruch motorów buspasami, co znacznie przyspiesza przemieszczanie się w zatłoczonych miastach. Z racji wymiarów łatwiej jest znaleźć miejsca do parkowania, które na dodatek nawet w strefach ograniczonego postoju, jest darmowe. Kolejna korzyść to niskie koszty eksploatacji.
Przesiadka na motor niesie jednak ze sobą również wiele zagrożeń. Najważniejsze z nich to słaba ochrona kierowcy jednośladu, który może zabezpieczyć się jedynie kaskiem, specjalną odzieżą i... sporą dawką rozsądku. Druga kwestia to nieodporność na warunki atmosferyczne. Trzecia - sezonowość jazdy motocyklem.
Parafrazując powiedzenie z pewnego polskiego filmu, “niech wam te plusy nie przesłonią minusów", apelujemy aby “minusy nie przesłoniły wam plusów" jazdy motocyklem. Jeżeli do tematu podejdziemy z rozwagą chwile spędzone na jednośladzie mogą być naprawdę przyjemne, zwłaszcza kiedy żar leje się z nieba. Co prawda niektórzy wolą wtedy klimatyzowane wnętrze samochodu, ale ożywczy powiew jakiego doświadczymy na motorze jest równie skuteczny.
Yamaha Majesty i Tricity to przedstawiciele kategorii lekkich motocykli, w sam raz dla osób pragnących rozpocząć przygodę z jednośladami. W przypadku modelu Tricity dodatkowym atutem jest fakt, że ma trójkołowe podwozie, co znacząco poprawia komfort jazdy i bezpieczeństwo, które zwiększone zostało zastosowaniem układu ABS. Bardzo ciekawym jest zintegrowany układ hamulcowy (UBA), dzięki któremu naciskając dźwignię hamulca przedniego, automatycznie uruchamiany jest również hamulec tylny (układ działa również w odwrotną stronę). Dla początkującego motocyklisty to bardzo duże ułatwienie.
Model Tricity napędza silnik czterosuwowy o pojemności 125 ccm i mocy 11 koni mechanicznych. Producent zastosował elektryczny rozrusznik oraz automatyczną skrzynię biegów z pasem klinowym. Na wszystkich kołach są hamulce tarczowe, wspomagane ABS-em. Pojemność zbiornika paliwa wynosi 6,6 litrów, co przy miejskiej eksploatacji powinno wystarczyć na około 300 kilometrów.
Majesty jest bardziej tradycyjnym motorem. Odrobinę większy od Tricity, posiada ten sam silnik z wtryskiem paliwa, ale o nieco wyższej mocy - 12 KM. W układzie przeniesienia napędu również znalazła się automatyczna skrzynia, a na obu kołach hamulce tarczowe. Całkowita masa pojazdu gotowego do drogi (bez kierowcy) wynosi 148 kilogramów (156 dla Tricity), co przy większym zbiorniku paliwa (7,4 litrów) daje większy zasięg, sięgający w sprzyjających warunkach nawet 400 kilometrów.
Redakcyjnego wyzwania podjęli się dziennikarze, którzy prawa jazdy i doświadczenia w jeździe motocyklami nie mają. W naszej grupie są tacy, przed którymi jednoślady z silnikami tajemnic nie mają, ale oni w tym sprawdzianie pełnić będą jedynie role doradcze.
Już pierwsze kilometry uzmysłowiły wszystkim biorącym udział w projekcie, że przesiadka z czterech na dwa kółka - z pozoru łatwa - w praktyce wymaga jednak czasu, który poświęcić musimy na zaznajomienie się z nowym otoczeniem. Uwierzcie: ruch drogowy z perspektywy motocyklowego siodełka wygląda zdecydowanie inaczej. A jak? O tym będziemy was informować w kolejnych odcinkach naszego raportu.