Do lansowania się po mieście...
Niektórzy twierdza, że z rodzina najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Mógłby to potwierdzić niejeden boss sycylijskiej mafii, gdyby tylko żył...
Kolesie z Yamahy uznali, że koniecznie trzeba to sprawdzić. Ich plan był genialny w swej prostocie, obok siebie ustawili FZ1, FZ6 S2 (o mocy 98 KM) i FZ6 o mocy 78 KM. W ciagu kilku dni mogłem pojeździć każda z nich.
W ciagu ostatnich 9 lat na świecie nabywców znalazło aż ćwierć miliona tych maszyn. Wszystko zaczęło się w 1998 roku od częściowo obudowanej "600". Silnik z Thundercata (wtedy pełnokrwistego supersporta) nieco skastrowano i osadzono w podwójnej ramie kołyskowej z rur stalowych. Mocowana do ramy miniowiewka zapewniała przyzwoitą ochronę przed pędem powietrza. Pozbawione nawet jej nakedy rumieniły się ze wstydu. Oprócz tego full wypas - od centralnej podstawki aż po komplet wskaźników. Motocykl wyposażono we wszystko, czego można było oczekiwać od uniwersalnej maszyny.
Fajnie, ale to w niczym nie pomogło by Yamasze, gdyby nie silnik. Był on niezwykle elastyczny, nie trzeba było zbyt często mieszać w skrzyni biegów, co przypominało sprzęty o większej pojemności. Yamaha, zachęcona sukcesem sprzedaży Fazera, w 2000 roku wypuściła skonstruowaną według tego samego schematu wersję o pojemności 1000 cm3. Jednak zamiast silnika z Thunderace'a przeszczepiono jej zestrojone pod kątem elastyczności serducho z R-jedynki. Podobnie jak w małym Fazerze, również litrowy silnik osadzono w podwójnej kołyskowej ramie. Duży Fazer wyróżniał się uniwersalnością i powtórzył sukces sześćsetki.
Rok 2004 przyniósł poważne zmiany - ekipa inżynierów wzięła się za mniejszego Fazera. Silnik wzięto z R6, ramę z rur stalowych zastąpiono grzbietową, skręconą z dwóch części odlanych z aluminium. Do roboty zagoniono też stylistów - nowy design był bardziej drapieżny. A przy tym oprócz wersji z owiewką pojawił się całkowicie goły FZ6 z charakterystyczną przednią lampą. Wyglądał on znacznie bardziej odlotowo, niż nadal praktyczny i uniwersalny Fazer. W zeszłym roku zadebiutowała goła wersja dużego Fazera - FZ1. Otrzymała ona silnik z najnowszej R1. 150 KM mocy i krótszy tylny stelaż w nakedzie to krok w stronę streetfighterów. Działania w tym kierunku usprawnił niemały katalog akcesoryjnych gadżetów Yamahy. Także turyści znajda w nim coś dla siebie - dużego Fazera można dozbroić w pełniejsza owiewkę, wyższą szybę i kufry.
Klienci przyjęli te pomysły z radością. Jednak nie wszystko poszło idealnie - narzekano na brak mocy w dolnym zakresie obrotów i słaba reakcję na gaz. W sezonie 2007 zostało to poprawione i przy niskich obrotach silnik jest mocniejszy.
150 KM w deszczu
Rodzinnie spotkanie zaczynam od dużego Fazera. Niestety, gdy wyruszam na trasę, zaczyna padać. Jedyna pociecha, że na horyzoncie niebo przeciera się. Jednak gdy wjeżdżam w góry, deszcz atakuje na nowo. Z tego powodu hiszpański asfalt, mimo że równy jak stół, zdecydowanie traci na przyczepności. Dopiero w drodze powrotnej asfalt zaczyna schnąć i mogę dokładniej wczuć się w maszynę.
Faktycznie, z mocą na dole jest lepiej, jednak przy nagłym otwarciu przepustnic nadal czuć pewne opóźnienie reakcji. Mimo wszystko w codziennej eksploatacji nowe zestrojenie zapewniło sporą poprawę. Obecnie - jeśli nie spieszysz się za bardzo - można nim jeździć, dość rzadko zmieniając biegi, tak jak tego można oczekiwać od motocykla z litrowym silnikiem. Jeżeli marzysz o tym, żeby zapiąć szóstkę i jej nie zmieniać, nie możesz zejść poniżej 4000 obr/min. Bowiem dopiero wtedy motocykl jedzie dość dynamicznie. Oczywiście, jest jeszcze druga strona medalu - naprawdę dobra zabawa zaczyna się, gdy wskazówka przekroczy 8000 obr/min, a gdy minie 11 000 obr/min stado 150 koni przechodzi do galopu. Czad!
Możliwość dokupienia kufrów, pełnej owiewki i wyższej szyby to niezła gratka na wypadek dalekich wyjazdów. Z kolei dla miejskich fighterów na nakedach przewidziano np. karbonową miniowiewkę nad przednią lampę, pług czy crashpady.
78 KM na dobry początek
Również w temacie sześćsetek Yamaha przeszła do następnej rundy i zaprezentowała ich nową generację, poszerzając przy okazji paletę modeli. Najnowszy Fazer 600 nazywa się oficjalnie FZ6 Fazer S2. Ostatni symbol oznacza Stage2.
Na pierwszy rzut oka S2 jest bardzo podobny do poprzednika. Aby zauważyć różnice, trzeba się dokładniej przyjrzeć. To, że rama, wahacz i silnik są obecnie lakierowane proszkowo na czarno, jest sprawą tylko estetyki. Z konkretniejszych rzeczy widać, że wahacz nie jest już skrzynkowy, lecz ma pięcioboczny przekrój i wykonano go z aluminium, a nie ze stali. W widelcu proste pływające zaciski dwutłoczkowe zastąpiono czterotłoczkowymi zaciskami typu monoblok, pochodzącymi z R6. Średnica tarcz pozostała bez zmian.
Fazer patrzy teraz przez reflektory w kształcie wąskich kocich oczu, a owiewka zyskała na aerodynamice. Podnóżki pasażera umieszczono 45 mm niżej i wyposażono w gumowe nakładki. Inna nowość to poprawa aerodynamiki przedniego błotnika. Wskaźniki, podobnie jak katalog części zamiennych, FZ6 przejał z FZ1. Obecnie "600" można przerobić na pełnego carbonu streetfightera lub na w pełni obudowaną maszynę turystyczną. Ale na tym nie koniec pomysłów techników Yamahy. Stara "600" pozostała w produkcji, chociaż stado koni zredukowano do 78. Jest ona tańsza od S2 (o 3000 zł w przypadku nakeda i o 4000 zł w przypadku Fazera) i pełni w rodzinie Fazerów rolę motocykla dla początkujących oraz powracających do motocykla po latach.
Podobnie jak wszystkie inne modele, oba 78-konne warianty w opcji mają ABS. Fazer 78 KM z ABS-em był drugim sprzętem, na którym jeździłem. Po przesiadce z FZ1, zderzenie z rzeczywistością było brutalne. Pogoda w kratkę, głównie lało, więc może to jest okazja do przekonania się o sensie redukcji mocy i zastosowania ABS-u?
Na dość śliskich drogach 78 KM to aż za dużo. A co z hasłem: motocykl dla początkujących? Przed 30 laty taka moc była górną granicą możliwości w budowie motocykli. Ale od tego czasu podwozia uległy takiemu rozwojowi, że tego rzędu moc na nikim nie robi już wrażenia i jest stosunkowo łatwa do opanowania. Silnik dobrze reaguje na gaz i już od 3000 obr/min zapewnia całkiem przyzwoity ciąg. Powyżej tych obrotów moc wzrasta liniowo. Jednak między 4000 a 6000 obr/min pojawiają się drgania o wysokiej częstotliwości, nieprzyjemnie łaskocące uda i stopy. Dzięki poręcznemu podwoziu, jazda krętymi drogami na południu Hiszpanii jest miła i dziecinnie łatwa. Jedynie trochę za twarde reakcje na zmianę obciążenia wymagają większej koncentracji. Hamulce dają się dobrze dozować, a ABS włącza się tylko wtedy, gdy powinien, tzn. gdy grozi uślizg koła. Działa miękko i z dużą częstotliwością. Owiewka została skrojona z myślą o zdecydowanie niższych - w moim przypadku odchyla strugę powietrza prosto pod kask. Na szczęście wkrótce przestaje padać, ale zanim kończy się runda na Fazerze dla początkujących, drogi są jeszcze mokre. Jedynie na autostradzie mam okazję stwierdzić, że wersja zdławiona od około 9000 obr/min kręci się mniej ochoczo, a od 12 000 obr/min już wręcz opornie.
98 KM czyli Stage2 Na drugi dzień zaplanowano jazdy na S2. Poranek przywitał nas typowo angielską pogodą, czyli mgłą, chłodno i równo pada deszcz. Ale co to za przeszkoda dla prawdziwych twardzieli? Kluczyki w stacyjkę i jazda. Na szczęście, gdy na S2 wjeżdżamy w góry, drogi są już prawie suche.
Początkowo jadę na Fazerze. Jest całkiem miło. Różnica 20 KM jest wyraźnie wyczuwalna, silnik jest bardziej elastyczny, ma o niebo lepszą reakcję na zmianę obciążenia w porównaniu z wersją 78-konna. Mało tego, silnik chętniej wkręca się na obroty, a i reakcja na gaz jest lepsza. Wysokie obroty to jest to, chociaż wtedy zaczyna się robić trochę nerwowo i głośno. Ale uśmiech na gębie jest najważniejszy. W górach o wiele większe znaczenie ma szerokie pasmo obrotów użytecznych tej czterocylindrowej sześćsetki. Mimo że sześciobiegowa skrzynia przełącza się miękko i precyzyjnie, na skomplikowanych zakrętach dużym ułatwieniem jest możliwość pozostania na jednym biegu i korzystania z zakresu obrotów obejmującego 8000 obr/min.
Czas na przesiadkę na nakeda. Aż trudno uwierzyć, że to ten sam motocykl, tylko bez owiewki. W labiryncie zakrętów golas jest w swoim żywiole. Pokonuje je zręczniej, a przy tym lepiej czuć, co się dzieje pod przednim kołem. Naked jest sztywniejszy od Fazera. To po prostu zupełnie inna maszyna, stworzona bardziej z myślą o dobrej zabawie na niezbyt długich dystansach. Natomiast Fazer to uniwersalny motocykl, którym można się wybrać na wakacje bez obawy wydłużenia rąk przez napór powietrza.
Tymi cechami Fazer wyróżniał się od 1998 roku i im zawdzięcza sukces rynkowy. Dozbrojona odpowiednimi akcesoriami trzecia generacja robi to jeszcze lepiej. Jako poręczna czterocylindrowa maszyna turystyczna jest w tej chwili bezkonkurencyjna. Rywale mają twardy orzech do zgryzienia. Były różne rodziny - Rockefellerowie, Adamsów, Soprano czy Rodzina Radia Maryja, jednak najbardziej nas interesująca rodzina Yamahy FZ ma przed sobą spokojną przyszłość. Wszystko wskazuje na to, że Japończycy zamierzają wyciągnąć maksimum korzyści z sukcesu FZ. Udowodnili, że można zacząć od 78 KM FZ6 i zmierzać w kierunku, również uniwersalnego, 150-konnego FZ1. Nie bez znaczenia jest fakt, że dzięki akcesoriom motocykl można dopasować do turystyki, do sportu, do wygłupów czy w końcu do lansowania się po mieście.
Tekst: Jarosław Modrzejewski,
zdjęcia: Wout Meppeling, Tom Haanstra, Stefano Gada