Formuła 1 wyprowadza się z Europy

​Niedzielna Grand Prix Włoch, 13. z 20 eliminacji mistrzostw świata, zamknie europejską część sezonu w Formule 1. Wyścig na Monzy, jednym z najszybszych torów, może dostarczyć wielu emocji, ale na pewno nie rozjaśni zawikłanej sytuacji w walce o tytuł.

 "Monza? Cóż, Monza, to jest takie miejsce, w którym trzeba zamknąć oczy i nawet na chwilę nie wolno zdejmować nogi z pedału gazu. Nie znam kierowcy, który nie lubiłby się tam ścigać. Zresztą podobnie jest ze Spa-Francorschamps, na którym jeździliśmy w niedzielę" - uważa Fin Kimi Raikkonen z teamu Lotus-Renault.  

 Mistrz świata z 2007 roku w tym sezonie wrócił do F1 po dwuletniej przerwie na starty w rajdach samochodowych. Jednak jeszcze nie odniósł żadnego zwycięstwa, choć kilkakrotnie był uważany za jednego z najpoważniejszych kandydatów do triumfu, choćby podczas niedzielnej Grand Prix Belgii.   

Reklama

"Nigdy nie udało mi się jeszcze wygrać na Monzy, z takich czy innych powodów, ale to nie znaczy, że nie potrafię jeździć na tym torze. W Formule 1 o sukcesie decyduje wiele czynników, wiele z nich nie zależy nawet od kierowcy, ale wierzę, że stać mnie na zwycięstwo we Włoszech, jeśli nie tym razem, to w przyszłości" - powiedział Raikkonen.   

"Ostatnio, kiedy startowałem na Monzy, siedziałem w bolidzie Ferrari. Cóż, mam nadzieję, że tifosi wciąż choć trochę mnie jeszcze lubią i nie przestaną, nawet jeśli w niedzielę będę finiszował przed kierowcami Ferrari. Zawsze miło wspominam żywiołowość włoskich kibiców i fajnie byłoby przed nimi stanąć na podium" - dodał.  

 W podobnej sytuacji co Raikkonen jest Niemiec Michael Schumacher, który, w przeciwieństwie do Fina, zapisał się w historii Monzy. Siedmiokrotny mistrz świata wszystkie swoje pięć zwycięstw na tym obiekcie odniósł w barwach Ferrari (1996, 1998, 2000, 2003, 2006).  

 Zawsze popularny we Włoszech "Schumi" zakończył najbardziej spektakularną karierę w F1 w 2006 roku. Niespełna trzy lata później wznowił ją za sprawą niemieckiego koncernu samochodowego, który stworzył swój team fabryczny Mercedes GP.     Schumacher od powrotu za kierownicę bolidu nie stanął jeszcze na najwyższym stopniu podium, co wcześniej udawało mu się aż 91 razy i jest rekordowym osiągnięciem.

Za to w marcu niemiecki zespół odnotował pierwszy triumf w tym cyklu, bowiem najlepszy w GP Chin na torze w Szanghaju był Nico Rosberg.   

W ostatnich czterech edycjach po dwa zwycięstwa w GP Włoch odniosły dwa zespoły i dwaj kierowcy - Niemiec Sebastian Vettel z Red Bull-Renault (2008 i 2011) oraz Hiszpan Fernando Alonso z Ferrari. Ich sukcesy przedzielił tylko, trzy lata temu, Brazylijczyk Rubens Barrichello, startujący wówczas w barwach Brawn GP (później pełne udziały w zespole nabył od Rossa Brawna koncern Mercedes).   

Na osiem wyścigów przed końcem sezonu wciąż trudno wskazać zdecydowanego faworyta rywalizacji o tytuł mistrza świata, bowiem w czołówce jest bardzo ciasno. Wydaje się jednak, ze kwestia ta powinna rozstrzygnąć się w gronie sześciu kierowców.   

Obecnie liderem jest Alonso - 164 punktów, przed Vettelem - 140, Australijczykiem Markiem Webberem z Red Bull-Renault - 132 i Raikkonenem - 131. Tuz za Finem są dwaj Brytyjczycy z McLaren-Mercedes - Lewis Hamilton - 117 i Jenson Button - 111, który w niedzielę triumfował w Belgii.    

 Również w MŚ konstruktorów wiele się może zdarzyć. Choć na razie wciąż na prowadzeniu znajduje się Red Bull-Renault - 272 pkt, to jednak cały czas musi odpierać ataki kierowców McLaren-Mercedes - 218, Lotus-Renault - 207 czy Ferrari - 199.    GP Włoch będzie pożegnaniem Formuły 1 z Europą. Później rywalizacja przeniesie się do Azji, a także zahaczy o obydwa amerykańskie kontynenty.   

Przed wyścigiem na Monzy uwagę nie tylko szefów teamów i kierowców, ale i kibiców zajmują ostatnie doniesienia prasowe, że Międzynarodowa Federacja Samochodowa (FIA) planuje radykalną podwyżkę opłat za prawo startów w F1. Będzie ona szczególnie bolesna dla najlepszych zespołów (bo jest przeliczana w oparciu o zdobyte punkty w MŚ).

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy