Niebezpieczne ładowanie samochodów elektrycznych. Zagrożenie jest nowe

Kradzież danych dotyczących lokalizacji, kart płatniczych a nawet przejęcie kontroli nad samochodem. Tak, zdaniem włoskich naukowców, wyglądać może najbliższa przyszłość kierowców, jeśli producenci ładowarek do samochodów elektrycznych nie zajmą się kwestią zabezpieczenia tych urządzeń przed atakami hakerskimi i możliwością zainfekowania ich złośliwym oprogramowaniem.

Bycie w awangardzie rewolucji wymaga stawiania czoła nowym wyzwaniom. Na kolejny problem z upowszechnianiem się samochodów elektrycznych zwracają uwagę naukowcy z włoskiego Istituto di Informatica e Telematica (IIT) w Pizie. Ich zdaniem "hakowanie" samochodowych ładowarek jest tylko kwestią czasu.

Próbkę możliwości hakerów widzieliśmy już w marcu ubiegłego roku. Współpracy odmówiła wówczas jedna z ładowarek na autostradzie M11 między Moskwą a Petersburgiem. Kierowcy, którzy chcieli z niej skorzystać przeczytali jedynie kilka komunikatów wychwalających Ukrainę i obrażających Władimira Putina. Wówczas mieliśmy jednak do czynienia "jedynie" z czasowym wyłączeniem ładowarki. Nie chodziło jeszcze o kradzież danych czy pieniędzy.

Reklama

Ładowarki jak otwarte sejfy. Twoje dane na wyciągniecie ręki

Przed takim scenariuszem ostrzega Marco De Vincenzi - naukowiec z włoskiego  Istituto di Informatica e Telematica (IIT) w Pizie, który podzielił się swoimi spostrzeżeniami przy okazji niedawnej konferencji IEEE 97th Vehicular Technology Conference we Florencji.

Dodał przy tym, że ładowarki są jak "szeroko otwarte drzwi" do samochodów, których nikt nie pilnuje. Jako przykład wskazał tegoroczną sytuację z ładowarką sieci Electrify America, gdy jednemu z hakerów udało się uzyskać "niemal nieograniczony dostęp" do wewnętrznego systemu ładowarki. 

Hakerzy wezmą na cel ładowarki? Eksperci: to kwestia czasu

De Vincenzi przestrzega przed scenariuszem, w którym "zawirusowane" ładowarki staną się źródłem złośliwego oprogramowania atakującego nasze pojazdy. W jego opinii nie chodzi jedynie o wykradanie danych o naszych podróżach, poziomie naładowania baterii czy kartach płatniczych.

Włoski naukowiec określa jako realne ryzyko ataków na ładowarki, które "wirusować" będą nasze pojazdy. Ostrzega, że - za sprawą złośliwego oprogramowania zainstalowanego w czasie ładowania - w skrajnych przypadkach - hakerzy mogą być nawet w stanie przejąć kontrolę nad pojazdem.

Wprawdzie trudno wyobrazić sobie sytuację, gdy samochód zacznie sam wykonywać na drodze niekontrolowane przez kierowcę manewry, ale już widmo jego zdalnego unieruchomienia wydaje się być całkiem realne. 

Po kablu znaczy z ryzykiem? Ładowarki niebezpieczne dla użytkowników

Włoscy naukowcy zwracają uwagę, że na obecnym etapie rozwoju elektromobilności, to właśnie ładowanie pojazdu "po kablu" wydaje się najbardziej podatne na ataki z uwagi na  "słabe strony protokołów komunikacyjnych i stosowanych standardów". W ich opinii nieporównywalnie większe bezpieczeństwo zapewniać mają - raczkujące w świecie motoryzacji - technologie ładowania indukcyjnego czy - stosowana np. przez chińską markę NIO - "fizyczna" wymiana baterii. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy