Chciał ubezpieczyć auto elektryczne. Kalkulacja zwaliła go z nóg

W kwestiach finansowych zakup samochodu elektrycznego i korzystanie z niego kojarzy nam się z różnego rodzaju ulgami. Trzeba jednak mieć świadomość, że tego typu auto może oznaczać spore wydatki, na przykład, jeśli chodzi o ubezpieczenie.

Sprawę szerzej opisuje "The Guardian". Kiedy zbliżał się czas odnowienia polisy pewien Brytyjczyk, posiadacz Tesli Model Y, otrzymał informację od swojego ubezpieczyciela, że auto nie zostanie objęte ochroną. Mężczyźnie udało się znaleźć polisę, ale okazało się, że roczny koszt ubezpieczenia samochodu wzrósł z 1,2 tys. funtów (w przeliczeniu ok. 6,7 tys. złotych) do ponad 5 tys. (ok. 26 tys. zł).

Jak się okazało, historia, która przydarzyła się mężczyźnie, nie jest odosobnionym przypadkiem. Użytkownicy facebookowej grupy zrzeszającej właścicieli aut Tesli w Wielkiej Brytanii mieli opowiadać o przypadkach, kiedy to wzrost rocznych składek wnosił od 60 do nawet 940 proc.

Reklama

Koszty ubezpieczenia samochodu w Wielkiej Brytanii poszły w górę

Oczywiście koszty składek wzrosły w przypadku wszystkich samochodów. Z danych portalu Confused.com wynika, że w drugim kwartale 2023 roku kierowcy płacili o 40 proc. wyższe składki niż rok wcześniej. W porównaniu z pierwszym kwartałem tego roku natomiast kwoty ubezpieczeń są wyższe o 18 proc. Problem polega jednak na tym, że w porównaniu z samochodami spalinowymi, wzrost w przypadku elektryków był o wiele wyższy. Z najnowszych informacji, które portal przekazał dziennikowi wynika natomiast, że średnia cena ubezpieczenia samochodów spalinowych rok do roku wzrosła o 29 proc. W przypadku samochodów elektrycznych zanotowano wzrost na poziomie 72 proc. 

Dlaczego za ubezpieczenie elektryka trzeba zapłacić więcej?

Jednym z powodów znacznie wyższych kosztów ubezpieczenia samochodów elektrycznych jest fakt, że samochody elektryczne zwykle są droższe od spalinowych. Kluczową kwestią jest również koszt ich ewentualnej naprawy. W przypadku elektryków potrzeba wykwalifikowanych mechaników. Niestety tych wciąż brakuje. Braki kadrowe związane z naprawą samochodów elektrycznych wynikają m.in. z tego, że sami mechanicy nie chcą doszkalać się w tym zakresie. Brak odpowiedniej liczby fachowców oznacza wzrost cen napraw, a to przyczynia się do wyższych składek ubezpieczeniowych. Duże znaczenie ma też zagrożenie ewentualnym złomowaniem pojazdu w sytuacji, gdy podczas kolizji uszkodzone zostaną baterie auta i wymiana tego elementu nie będzie opłacalna.

Swoje badanie w kwestii napraw samochodów na rynku wtórnym przygotowała agencja Reuters. W swoich prognozach podpiera się ona m.in. analizami brytyjskiego Instytutu Przemysłu Motoryzacyjnego (IMI) w Hertford. Ten zaś szacuje, że w 2032 roku w kraju może brakować aż 25 tys. osób przygotowanych do napraw aut elektrycznych. Dodatkowo z danych IMI wynika, że około 20 proc. zatrudnionych w Wielkiej Brytanii mechaników ma za sobą szkolenia, w czasie których mogli zapoznać się z nową technologią. Problem polega jednak na tym, że tylko 1 proc. ogółu dysponuje uprawnieniami, które pozwalają prowadzić naprawy wykraczające poza standardową obsługę serwisową.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: ubezpieczenie samochodu | samochód elektryczny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama