Seicento freestyle

Pięciotygodniowa metamorfoza przekształciła jeden z najmniej ekscytujących samochodów na polskich drogach w nagradzaną pucharami maszynę.

Bezbłędnie wyglądający Sej odstawia konkurencję zarówno wyglądem, jak i wbijającymi w fotel osiągami, ostatecznie udowadniając, że bardziej od bazy liczy się inwencja i dobre wykonanie.

Jak to było?

Artur, znany jako "Freestyler", ma status "Centofanatyka", co wydaje się zrozumiałe: obecne, czarne Seicento jest już jego drugim udanym projektem. Poprzednie było równie szybkie i nie mniej wypasione, ale obecnie czerwonym bolidem cieszy się nowy właściciel. Aktualny, czarno-brokatowy Fiacik nie jest jedynym pojazdem Artura: na co dzień porusza się białym... Fiatem Seicento!

Reklama

Czarny "Sej" na początku też był czerwony i dysponował monstrualnym silnikiem o pojemności niecałych 900 cm3, co jednak w żadnej mierze nie przeszkadzało właścicielowi. Od początku było wszak jasne, że auto zostanie całkowicie przebudowane i ulepszone, a z pojazdu bazowego zostanie niewiele części. Kompletowanie tuningowego "rynsztunku" trwało ponad rok i zakończyło się zaledwie niecałe dwa miesiące przed najważniejszym dla fanów SC/CC zlotem Centomania. Na montaż wszystkiego pozostało niewiele czasu, więc pięć tygodni prac nad samochodem ledwo wystarczyło, aby podczas zlotu zgarnąć zasłużone nagrody. Najniższe zawieszenie i drugi najładniejszy samochód - to tytuły uzyskane na Centomanii. Hmm... dlaczego nie pierwszy?

Styl

Jest nisko, szeroko i elegancko, czyli dokładnie tak, jak być powinno. German-style - takie określenie od razu przychodzi do głowy po otaksowaniu wzrokiem czarnego Seicento. Fura jest zawieszona ekstremalnie nisko za sprawą zawieszenia gwintowanego FK z regulacją wysokości. Na zdjęciach widzimy najniższe możliwe ustawienie, obniżające auto o ok. 10 cm na każdej osi. Bez pneumatyki niżej zjechać się nie da. Z tyłu odległość między oponą a rantem błotnika jest tak mała, że trudno uwierzyć w zdolność poruszania się pojazdu bez darcia opon. Wprawdzie tylne siedzenie nie istnieje, ale w przestrzeni za przednimi kubełkami znalazła się zabudowa car audio.

To z powodu przepisów nowo powstałej klasy Mini Street w wyścigach na 1/4 mili, które wymagają, by z tyłu pojazdu znajdowało się siedzenie lub audio. Siedzenie było brzydkie, a audio przynajmniej fajnie gra.

Pozostałe elementy stylizacyjne to detale: lekko przedłużona maska i wloty od Mercedesa Sprintera w błotnikach zmieniają wygląd przodu, natomiast tylną klapę pozbawiono zamka i spryskiwacza. W procesie wygładzania usunięto antenkę i tylną wycieraczkę, a nawet boczne kierunkowskazy. Pozostawiono seryjne zderzaki z wersji Sporting, jedynie lekko zmodyfikowane, aby linia wydawała się gładsza - szkoda, że z przodu nie ma "bumpera" od SC Schumacher. Czerwony lakier przykryto czarnym z dodatkiem brokatu.

Tak przygotowaną furę posadzono na trzynastocalowych felgach Smoor Roadster w rozmiarze 7 x 13 z przodu i 8 x 13 z tyłu. Opony Dunlop SP Sport 175/50 R 13 idealnie naciągnęły się na szerokie szpulki, jednak do bezpiecznego mocowania kół potrzebne były jeszcze dystanse 10-milimetrowe z przodu i 5-milimetrowe z tyłu. Akcentem w stylu cultowym są dekielki do alufelg w kształcie zaostrzonych stożków. W połączeniu z wypolerowanymi na błysk felgami, auto jest dosłownie i w przenośni "spitzenklasse".

W środku...

...nie ma nic niepotrzebnego. Czysty styl z zewnątrz znajduje tu pełną kontynuację. O kolorowych wstawkach, dyndających choinkach i innych drobiazgach lepiej zapomnieć, bowiem Artur skoncentrował się na tym, co naprawdę ważne. Jedynym stylizacyjnym odejściem od serii jest deska rozdzielcza poddana flokowaniu (napylaniu zamszem). Inne poczynione zmiany miały na celu dostosowanie wnętrza do bezpiecznego osiągania w nim przyspieszeń i prędkości nieco wyższych od tych, którymi dysponowała fabryczna "dziewięćsetka".

Mamy zatem głębokie kubełkowe fotele Speed II z trzypunktowymi pasami szelkowymi i kierownicę Victor o średnicy zaledwie 30 cm (wrażenie jak z konsoli do gier). Prędkościomierz został wyskalowany do 200 km/h, a na szczycie deski zagościł obrotomierz, seryjnie montowany w wersjach Sporting.

Tył zajmuje instalacja car audio, zabudowana w płaskiej podłodze. Na razie radioodtwarzacz Pioneer 5800MP nadaje sygnał do wzmacniacza czterokanałowego Blaupunkt GTA4 i subwoofera GTB300 tej samej firmy, z przodu korzystając z głośników fabrycznych, ale już niedługo kierowca zostanie otoczony zestawem dwudrożnym odseparowanym.

100 KM

Czterdzieści rozszalałych koni generowanych przez silnik 900 cm3 nie nadawało się do rozpędzania auta, mimo jego niskiej masy. Popularnym i bardzo skutecznym sposobem na podniesienie mocy Fiata SC jest przekładka silnika Punto o pojemności 1,2 litra i mocy 75 KM (wersja 8V) lub 86 KM (wersja 16V). U Artura pracuje motor ośmiozaworowy, jednak poddano go pewnym modyfikacjom, które spowodowały wzrost mocy i momentu obrotowego do wartości, odpowiednio 90 KM i 122 Nm. Przerobiono całkowicie dolot, rozpoczynający się stożkowym filtrem powietrza, natomiast wydech poprowadzono przez rurowy kolektor VIGA 4-1 do przelotowego układu o średnicy 50 mm zakończonego tłumikiem Asmet. Głowica została poddana obróbce w celu zwiększenia przepustowości, a lżejsze koło zamachowe pozwala łatwiej wkręcać się na obroty. Ciekawostkę stanowi seryjna elektronika silnika - podobno "chipowanie" nie przynosiło żadnych rezultatów.

Wyniki są bardzo zadowalające: przy akompaniamencie wyścigowego warkotu, czarne SC przyspiesza doskonale, do setki zbierając się w 7,6 s (w wersji z fotelem pasażera i car audio) - bez zbędnego balastu ten czas skrócił się do 7,1 s, bo w tak lekkiej "budzie" (jak Fiat Seicento) ważny jest każdy gram.

Artur swoją miniaturową wytwornicą lansu startuje w wyścigach na ćwierć mili. Najlepszy uzyskany czas przed wprowadzeniem podziału Street/Drag wyniósł 15,54 s (zwycięstwo w nieoficjalnych zawodach w Starachowicach), ale ówczesny setup silnika w postaci podwójnej przepustnicy, ostrego wałka i zmodyfikowanej elektroniki nie pozwalał na normalną eksploatację. Silnikowy hardcore, oprócz rewelacyjnych osiągów, oferował zerową elastyczność przy ogromnym spalaniu i permanentny brak trakcji. Przywrócenie rozsądnych ustawień dało czasy rzędu 15,8 s przy wadze około 700 kg. Jeżdżące nisko czarne SC zostało przerobione bardzo kompleksowo i z zachowaniem najlepszego gustu. Wielu kierowców zadziwią jego osiągi, a prawie wszystkim podoba się nienaganny styl. Nikt już nie nazwie go "cieniasem"...

Tekst i zdjęcia: Tymon Grabowski

Maxi Tuning
Dowiedz się więcej na temat: metamorfoza | auto | Czarne | Nisko | freestyle
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy