Przerost formy nad treścią

Legendarny, ultraluksusowy pociąg kursujący między Paryżem a Stambułem w początkach XX wieku już od dawna nie jeździ.

Firma Racing mianem Orient Expressu ochrzciła swój najnowszy projekt, który jest przynajmniej równie ekspresowy, ale odwołuje się do znacznie dalszego orientu niż starodawna kolej. Tak naprawdę to peugeot 206 JDM!

Samochody w stylu JDM (Japanese Domestic Market) mogą być tylko produkcji japońskiej. To logiczne dla każdego, oprócz szefa firmy Racing z okolic Barcelony, który za punkt honoru obrał sobie stworzenie zjaponizowanego do granic możliwości... peugeota. Cytując nieśmiertelny film "Potwory i spółka" - plan był prosty i niewykonalny: stworzyć "dwieścieszóstkę", która znajdzie się na okładce setnego numeru hiszpańskiej edycji "MAXI tuningu". Większość znajomych stukała się w głowę, mówiąc: "czy Ty wiesz, czego potrzeba, żeby trafić na okładkę setnego numeru?". David nieodmiennie odpowiadał "wiem, co robię" i w dniu, w którym setny numer naszych hiszpańskich kolegów ukazał się w kioskach, wygrał kilka zakładów oraz zapewnił sobie i swej furze niezapomnianą chwałę i popularność. Gdyby dokładnie te zabiegi tuningowe zastosować na dowolnej furze rodem z kraju sushi, niechybnie znalazłaby się na okładkach wszystkich czasopism o import-tuningu, ale czy byłaby wizytówką jubileuszowego "MAXI tuningu"? Kto by pomyślał, że akurat nieduży peugeocik stanie się bazą do przeróbek w stylu żywcem wziętym z salonu w Tokio?

Reklama

Z czerwoną kropką

W razie, gdyby ktoś jeszcze nie do końca kojarzył ten styl, na tylnej lotce pojawiła się wyjaśniająca wszystko naklejka z flagą Japonii. Zgodnie z tradycją samochodów do driftu, lewa strona powtarza emblematy firm naklejone z prawej, tyle że w lustrzanym odbiciu. A lista jest niezła: 5Zigen, C-West, Ings+1 czy Greddy - to komponenty używane raczej w budowie hot-importów z najwyższej półki. Na peugeocie prezentują się co najmniej oryginalnie i takie też było założenie. W kompozycji ze śnieżnobiałym lakierem auto wygląda wręcz nierealnie - jest jak ogromny model bądź urzeczywistniona koncepcja tuningu wirtualnego. Pierwsze skojarzenie to statek kosmiczny: biało-szare barwy i liczne napisy umiejscawiają tego peugeota wysoko na orbicie okołoziemskiej, przynajmniej jeśli chodzi o poziom wykonanych modyfikacji.

Prezent od małżonki

Czy to najwyższy wyraz miłości do ukochanego i tuningu zarazem, by zainwestować swoje oszczędności w "dopasienie" projektu? Piękniejsza połowa Davida podłapała fazę pt. "okładka nr 100" i sama zaangażowała się, nie tylko finansowo, w ulepszanie 206-tki. Auto, po trafieniu do Auto Center Racing w Mataró, długo czekało na swoją kolej, ponieważ skomplikowany i bogaty projekt musiał zostać dopracowany.

W pierwszej paczce przyszły od razu naprawdę grube graty - pełen bodykit do 206CC od legendarnego już Parotecha. Ulepszanie w jego wykonaniu zakrawa może nieco na profanację, ale zestaw karoseryjny został z miejsca pokrojony i zupełnie przerobiony - po pierwsze, żeby pasował do tradycyjnego hatchbacka, po drugie zaś, aby nadać pojazdowi bardziej wyciosany, kosmiczny wygląd. Bodykit Parotecha nie pomija żadnej części, składając się z czterech błotników oraz kompletu zderzaków i progów. Po przeróbkach zintegrowano wszystkie elementy z nadwoziem, nadając bryle 206-tki jednolity wygląd. Światła zarówno z przodu, jak i z tyłu zmieniono na części marki APS z czarnym tłem, idealnie komponującym się z czarno -białym image'em auta.

Dołożenie niewielkiej lotki oraz radykalne wygładzenie w postaci likwidacji wnęki na rejestrację z tyłu, klamek drzwi i przedniego grilla dopełniło dzieła stylizacji. System zbliżeniowy zamontowany w przednich lusterkach pozwala na banalnie proste otwieranie bezklamkowych drzwi: dezaktywujemy alarm pilotem, następnie wkładamy rękę pod czujnik umieszczony w obudowie lusterka... i gotowe - drzwi otwierają się samoczynnie.

EO

Wiele godzin spędzonych nad mieszaniem lakierów, by otrzymać pożądany "najjaśniejszy szary", zaowocowało genialnym efektem. W połączeniu z dużo ciemniejszym matem na niektórych częściach pojazdu otrzymaliśmy wygląd, który kojarzy się ze sterylnymi wnętrzami jakiegoś laboratorium albo, jak już wcześniej wspomnieliśmy, ze statkiem kosmicznym, np. z "Gwiezdnych wojen" lub "Odysei kosmicznej 2001". Z prawej strony znalazł się numer startowy - 09. David bynajmniej nie ma zamiaru startować w zawodach driftingowych (zwłaszcza z przednim napędem), ale "9" to jego szczęśliwa liczba. Jako, że lewa strona powtarza wszystkie wzory prawej w lustrzanym odbiciu, każdy widz rozpoczynający oględziny od strony kierowcy musi zadać obowiązkowe pytanie: "a co znaczy >>eo<<"?

Tak trochę porażka

Silnik tego auta przypomina nam bezlitośnie, że jesteśmy w Hiszpanii - królestwie tuningu stylistycznego, głośnego audio, lansu i bansu. Taaak, pod maską siedzi tu najzwyklejszy benzynowy 1.4, a jego przeróbki ograniczyły się do przeprogramowania komputera (co raczej polepsza tylko samopoczucie właściciela), założenia przelotowego wydechu Raceland z dwiema motocyklowymi końcówkami i dorzucenia zestawu dolotu bezpośredniego HKS... z imitacją intercoolera. To, co groźnie wypełnia przedni zderzak, to chłodnica powietrza doładowującego do silnika, ale nie ma ona nic wspólnego z instalacją turbo, bo jej tu po prostu nie ma.

Na szczęście, obniżone zawieszenie to już nie atrapa, ale pełen zestaw regulowanych amortyzatorów Selex Gold z możliwością doboru siły tłumienia i wysokości. Powiększone nadkola przyjęły bardzo driftingowe w wyglądzie fele Koya o średnicy 19 cali z oponami Pirelli 215/35. Profil takiej opony z trudem pozwolił na przejazd przez próg studia fotograficznego. O takich drobiazgach, jak pneumatyczne zawieszenie Lowered czy zestaw Lambo-drzwi nawet nie ma co wspominać - w końcu w democarze pełną gębą nie mogło zabraknąć tych obowiązkowych elementów lansu.

Cztery kubełki proszę

A proszę bardzo - wystarczy otworzyć drzwi. Zamiast dwóch siedzeń i kanapy mamy tu cztery kubełki Sparco w kolorze szarym. W polakierowaną na kolor nadwozia deskę rozdzielczą wmontowano potężną baterię wskaźników, informującą kierowcę o wszystkich, nawet najdziwniejszych parametrach "mocarnego" silnika 1.4. Wykończenie wnętrza sportowymi akcentami powierzono firmie Momo, która oczywiście ze swego zadania wywiązała się w 100 procentach.

Złożone wnętrze trzeba było natychmiast rozłożyć, bo hiszpański producent car-audio Vieta postanowił trochę doinwestować (i dociążyć) projekt kilkoma monstrualnymi wytwornicami decybeli. Dwa tysiącwatowe wzmacniacze Platinium zasilają dwa piętnastocalowe subwoofery w bagażniku, zestawy głośnikowe w klapie bagażnika, desce rozdzielczej i drzwiach oraz dwa głośniki elipsoidalne, również skierowane membranami do tyłu. Wszystko zmieszczono w gustownej obudowie z pleksi i polakierowano w kolorze odpowiadającym reszcie tuningowych elementów. Na uwagę zasługuje oryginalne ułożenie subwooferów - jeden strzela basem prosto w widzów, drugi polega na sile odbicia i bas-refleksu. Mimo to, ich wspólna siła jest w stanie bez żadnego kłopotu podnieść tylna klapę samym ciśnieniem dźwięku.

Nie ma cienia wątpliwości, że ten biały kosmolot to show w najczystszej postaci. Projekt bez kompromisów, majacy służyć zszokowaniu publiczności i pozostawieniu niezapomnianych wrażeń na długi czas - jak legendarny Orient-Express. Szkoda tylko, że mocą znacznie odbiega od tego, co obiecuje, ale cóż - nie można mieć wszystkiego...

Maxi Tuning
Dowiedz się więcej na temat: auto | NAD
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy