Były sobie pandy dwie...
Nowej Pandzie, która oto stała przede mną gotowa do testu, umieściłam poprzeczkę dość wysoko: udowodnienie, że ma tylko jedną wadę - nie jest moją własnością.
Nie żebym była osobą szczególnie wymagającą w dziedzinie motoryzacji, ale bardziej z racji tego, że będąc posiadaczką jednej pandy czułam się uprawniona do wydawania kategorycznych sądów.
Wiedziałam jednak od początku, że przynajmniej w kwestii koloru nowe dzieło mechaników i stylistów z Turynu odpada w przedbiegach. Bo czyż miła dla oka barwa świeżej, acz nieco przybladlej jajecznicy, może konkurować z rozmachem i odwagą rozdzierająco różowej i niepowtarzalnej wersji Pink starej Pandy? Rzec można de gustibus..., lecz w głębi serca wiedziałam, że pierwszą rundę wygrał starszy zawodnik.
Więcej przeczytasz w naszym artykule. To TUTAJ.