Nissan Leaf. Sprawdzamy jego wady i zalety na drogach Teneryfy
Samochody elektryczne jak na razie nie podbiły serc zmotoryzowanej ludzkości. Są jednak pojazdy, które wybijają się na tle ogólnej mizerii. Z pewnością należy do nich Nissan Leaf, globalny lider w kategorii "elektryków", który od swojego debiutu w 2010 sprzedał się na świecie w liczbie ponad 300 000 egzemplarzy. Druga generacja tego modelu trafi do europejskich salonów sprzedaży w lutym, a już przyjęto zamówienia na z górą 12 000 sztuk. My sprawdzamy zalety nowości Nissana na malowniczych drogach Teneryfy.
Trzeba przyznać, że auto prezentuje się nowocześnie - zgrabnie i dynamicznie. Jego zespół napędowy osiąga moc 150 KM i 320 Nm maksymalnego momentu obrotowego, co, według producenta, zapewnia przyspieszenie od 0 do 100 km/godz. w czasie poniżej 8 sekund. Akumulator o pojemności 40 kWh pozwala przejechać na jednym ładowaniu około 400 kilometrów.
Uwagę zwraca bardzo dobre wyposażenie z zakresu bezpieczeństwa i multimediów. Do najciekawszych rozwiązań należy system ProPILOT, będący czymś więcej niż aktywnym tempomatem oraz funkcja e-Pedal, dzięki której kierowca przez długi czas może obywać się bez... pedału hamulca.
Produkowany w Wielkiej Brytanii nowy Nissan Leaf będzie dostępny w czterech wersjach wyposażenia, a jego bazowa cena wynosi w Polsce 139 000 zł. Już jednak zapowiedziano jej obniżkę o wartość akcyzy, czyli 3,1 proc.
Czy samochód jest wart takich, bądź co bądź niemałych, pieniędzy? Postaramy się odpowiedzieć na to pytanie po powrocie z Wysp Kanaryjskich, gdzie, dodajmy, mamy okazję zapoznać się również z innym nietuzinkowym pojazdem Nissana - elektrycznym dostawczakiem e-NV200 Evalia.