Przejścia graniczne
Niepokojące sygnały napływają ze słowacko-austriackiego przejścia granicznego w Bratysławie. Jak wynika z relacji świadków i samych poszkodowanych, jesteśmy tam szykanowani przez funkcjonariuszy służb kraju naszych południowych sąsiadów. Słone mandaty za drobne, często wyimaginowane przewinienia, próby (zazwyczaj, niestety, skuteczne, bo kto lubi kłopoty na granicy) wymuszenia łapówek. Ba, niedawno doszło tam nawet do rękoczynów, których ofiarą padła pewna rodaczka wracająca z Włoch.
Osobiście nie mam żadnych niemiłych wspomnień z Bratysławy. Uczciwie trzeba zresztą przyznać, że na przejściach granicznych jesteśmy obecnie traktowani na ogół nie gorzej niż obywatele innych państw. Minęły czasy, gdy samochód z polską rejestracją oznaczał alarm dla celników i pograniczników. Kto podróżował autem z emblematem PL, był bowiem z definicji podejrzany co najmniej o usiłowanie przemytu. Rewizje bagażu i pojazdu, skrupulatne sprawdzanie dokumentów, liczenie pieniędzy. Dla "zawodowych" handlarzy graniczne procedury były normalnym elementem ich "pracy". Dla turystów stanowiły zawsze szok.
Każdy, kto w latach 70. i 80. podróżował samochodem po Europie, ma własne, bogate doświadczenia. Szczególnych emocji dostarczała "granica przyjaźni" ze Związkiem Radzieckim, gdzie do głosu dochodziła dodatkowo polityka. Ze zdumieniem obserwowałem kiedyś lejtnanta w Medyce, który z marsową miną przeglądał plik... plakatów zespołów rockowych, znaleziony w bagażniku jakiegoś poloneza. Niektóre z nich odkłożył na bok, a następnie zarekwirował. Trudno było dociec, dlaczego akurat te. Dla pytanych później znajomych Rosjan sprawa była oczywista: teksty piosenek grupy, której wizerunki nie otrzymały zezwolenia na wjazd do ZSRR, zawierały treści antyradzieckie. Umundurowany cenzor z Medyki miał najwyraźniej ścisłe wytyczne i dobre rozeznanie w muzyce heavy metal...
Dziś w wielu wypadkach urzędnikowi granicznemu nie chce się nawet otworzyć pokazywanych mu paszportów, nie mówiąc o wbiciu jakiejkolwiek pieczątki. Decyzję: stać - jechać, sygnalizuje ledwie dostrzegalnym skinieniem głowy. Często konieczna jest uważna obserwacja ruchów gałek ocznych. I to właśnie irytuje chyba najbardziej: jawnie okazywane znudzenie pracą, nonszalancja bliska arogancji. W konfrontacji z cudzoziemskimi kolegami całkiem korzystnie wypadają polscy celnicy i funkcjonariusze Straży Granicznej. Przynajmniej stać ich na "dzień dobry" i "do widzenia".