Nowa zakazana reklama? Gigant wzbudził mocne kontrowersje

Nie od dziś wiadomo, że najlepszym sposobem na to, żeby reklama jakiegoś produktu została zauważona, powinna bawić lub wzbudzać kontrowersje. Tą drugą drogą postanowiono pójść przy okazji reklamy oleju Mobil 1.

Nowa reklama Mobil 1 wzbudziła kontrowersje

Można odnieść wrażenie, że zapanował już konsensus co do tego, że przyszłość transportu musi być elektryczna. Zaczęły się już pojawiać stosowne legislacje, ustanawiające zakazy sprzedaży nowych samochodów spalinowych, jak ten na terenie Unii Europejskiej, który zacznie obowiązywać w 2035 roku.

Jak będzie wyglądała taka elektryczna przyszłość? Dystopijną i mocno przerysowaną wizję możemy zobaczyć w nowej reklamie Mobil 1. Dwuminutowy filmik o przygnębiającej i ciemnej kolorystyce, pokazuje ludzi zmuszonych do ciągnięcia za sobą naręczy kabli, co przeszkadza im w codziennym funkcjonowaniu i wyraźnie ich przygnębia.

Reklama

Nagle jeden z bohaterów zauważa nieco ciepłych kolorów. Okazuje się, że ich źródłem jest zaparkowany przed domem spalinowy pick-up. Wybiera się nim na przejażdżkę, szczęśliwy, że zerwał ograniczające go kable i może poczuć wolność.

Reklama ta powstała także w krótszej wersji, gdzie radość z jazdy spalinowymi samochodami odkrywa dziewczynka wraz ze swoją mamą.

W obu przypadkach wideo kończy się hasłem:

Czy samochody elektryczne dają poczucie wolności?

Reklama ta wzbudziła natychmiast kontrowersje, ponieważ w czasach, gdy ogólnie przyjęte jest promowanie elektromobilności, wskazuje na związanie z nią ograniczenia. W sposób przerysowany, ale czy nie zwracający uwagę w ten sposób na istotny problem?

Warto zwrócić uwagę, że przez całe dekady jednym z głównych motywów reklam samochodów, była wolność. Wolność jaką daje posiadanie własnego środka transportu, którym można wybrać się w dowolną podróż, podczas której nic nas nie ogranicza.

Współczesne elektryki zapewniają zasięgi rzędu 400-600 km, zależnie od modelu, co również daje wrażenie dużej swobody. Niestety te deklarowane wartości mogą mocno różnić się od realnych. Aby móc się do nich zbliżyć, powinniśmy unikać dróg szybkiego ruchu i nie planować podróży przy niskich temperaturach - zimą zasięg elektryków może spaść nawet o połowę.

Podczas planowania trasy trzeba wziąć też pod uwagę, że po drodze, lub przynajmniej w miejscu docelowym, powinna być dostępna ładowarka. Według licznika elektromobilności PSPA w  całej Polsce na koniec czerwca znajdowały się tylko 894 szybkie ładowarki (na 40 780 aut elektrycznych). Niewiele, szczególnie, że niektóre z nich mogą znajdować się w miejscach, które nie zawsze są otwarte i dostępne (jak galerie handlowe).

Ponadto pojęcie "szybka ładowarka" może być mylące. Według deklaracji producentów, większość samochodów elektrycznych można naładować w 30-40 minut. Zakładając, że zaczynamy od 10-20 proc. stanu baterii i ładujemy się tylko do 80 proc. - dalsze ładowanie nie jest zalecane dla dobra baterii i dla jej dobra też szybkość ładowania powyżej tej wartości znacząco spada. Ponadto większość ładowarek z prądem stałym w Polsce ma moc 50 kW, co oznacza, że naładowanie auta wymaga poświęcenia 1,5-2 godzin. Zakładając, że ładowarka działa oraz że nikt z niej nie korzysta i nie musimy czekać w kolejce. 

Czy branie pod uwagę tylu czynników oraz dostosowywanie swoich planów do rozmieszczenia ładowarek oraz czasu jaki na nich musimy spędzić, można nazwać wolnością i swobodą podróżowania?

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: samochody elektryczne | reklama | olej samochodowy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy