Kurski się przedzierał mercedesem
Policja prześle do marszałka Sejmu informację w sprawie "rajdu" posła PiS Jacka Kurskiego, który - na awaryjnych światłach - "podłączył się" na drodze nr 7 Gdańsk-Warszawa do policyjnego konwoju, przewożącego przestępcę. Poseł, zatrzymany na policyjnej blokadzie, przyznaje: przeszarżowałem.
Policjanci prześlą do marszałka Sejmu informację w tej sprawie - poinformowała w czwartek Izabela Niedźwiedzka z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie.
Jak powiedziała Niedźwiedzka, poseł został zatrzymany w środę ok. godz. 17 koło Ostródy. "Poseł jechał mercedesem, w bliskiej odległości za nieoznakowanym konwojem policyjnym z osobą zatrzymaną. W jego aucie włączone były podczas jazdy światła awaryjne" - relacjonowała.
Dodała, że jeden z policjantów z konwoju, zaniepokojony autem, które w niewiadomych celach dołączyło do konwoju, poinformował o tym oficera dyżurnego policji w Ostródzie. Ten wysłał patrol, który zatrzymał mercedesa. Jak się okazało, auto prowadził poseł PiS.
Poseł Kurski wyjaśniał w czwartek dziennikarzom, że śpieszył się na posiedzenie komitetu politycznego PIS. Chciał dotrzeć do Warszawy drogą lotniczą, tymczasem z powodu mgły odwołano samolot z Gdańska. "Wsiadłem w swój samochód i zacząłem się przedzierać do Warszawy. Zobaczyłem nagle jakieś dwa samochody na sygnale, pomyślałem, że to jest marszałek Borusewicz, który również nie dostał się na samolot, i że jedzie kolumna wioząca jakiegoś ważnego polityka do Warszawy, więc dołączyłem się do niej" - powiedział.
"Dzięki temu mogłem minąć korki, nie tworzyłem żadnego zagrożenia. W Ostródzie okazało się, że to jednak nie politycy, tylko wieziono tam jakiegoś groźnego przestępcę i myślano, że ja się dokleiłem z jakimiś niecnymi intencjami, że po prostu próbuję odbić tamtego człowieka" - opowiadał Kurski.
"Wyjaśniliśmy sobie sprawę z policją bardzo grzecznie i kulturalnie. Oczywiście tego robić nie należy. Nikt nie powinien przekraczać prędkości" - podkreślił Kurski. Dodał, że pokazał stróżom prawa legitymację poselską i mógł bez konsekwencji (chroni go immunitet) kontynuować jazdę do Warszawy. Oczywiście, już nie za policyjną kolumną.
Kurski zadeklarował, że "dobrowolnie podda się karze" poprzez wpłacenie jakiejś sumy pieniędzy na fundację ofiar wypadków komunikacyjnych. "Nikomu nic się nie stało, ani przez moment nie było żadnego zagrożenia" - zapewniał.
Według polityka PiS "nic się nie stało", ale należy z całej sytuacji wyciągnąć wnioski. "Nikomu nie polecam takiej jazdy" - powiedział. O "rajdzie" posła jako pierwsze poinformowało RMF FM.
***
Jacek Kurski wpłacił pięćset złotych na cel charytatywny - dowiedziała się reporterka RMF FM Kamila Biedrzycka. Zapowiedział również złożenie na ręce Jarosława Kaczyńskiego pisemnych wyjaśnień w sprawie wczorajszych wydarzeń.