Uważaj. Ty też możesz zostać mordercą!
Panujący stereotyp powoduje, iż za sprawców najtragiczniejszych wypadków drogowych uważa się zazwyczaj pijanych kierowców, niezrównoważonych młodzieńców popisujących się przed kolegami, różnych agresywnych cwaniaków i innych wariatów drogowych.
Takie spektakularne wypadki są bowiem najchętniej nagłaśniane przez media.
Statystyki wypadkowe mówią jednak coś innego. Okazuje się, że sprawcami śmiertelnych wypadków są także nobliwe nauczycielki i urzędniczki, lekarze i prezesi, młodziutkie dziewczyny i stateczni wiekowi emeryci, gospodynie domowe, profesorowie, aktorzy, dziennikarze itd. Nie są to ludzie zaliczający się - jeśli tak można powiedzieć - do motoryzacyjnego marginesu.
Jeśli pijany kierowca wjedzie w przystanek autobusowy albo wpadnie samochodem do przejścia podziemnego, mówi o tym cała Polska. We wszystkich środkach masowego przekazu można przeczytać i zobaczyć różne sensacyjne informacje, doniesienia, plotki, wywiady ("a co pani wtedy czuła?, czy to był szok?").
Bardzo rzadko można jednak przeczytać, że w miejscowości X niejaka pani Zofia K. albo niejaki pan Edward S. zabili pieszego przechodzącego prawidłowo przez jezdnię. No bo co to za sensacja? Po prostu zwykły wypadek.
Dla rodziny i przyjaciół tego poszkodowanego jest to jednak taka sama tragedia, jak ta w Kamieniu Pomorskim czy w Łodzi. Gdy ktoś traci w wypadku ojca, męża, żonę, dziecko, to przecież dla niego jest to coś potwornego! To zmienia całe jego życie. I to już zupełnie "wystarczy", wcale nie musi zginąć kilka osób.
Jeśli ktoś ciężko choruje albo jest już sędziwym staruszkiem, jego śmierć nie będzie tak szokująca dla najbliższych, bo po prostu przyzwyczajają się do myśli, że może ona nastąpić w każdej chwili. Jeśli jednak zdrowy człowiek wychodzi z domu i już nie wraca, bo zginął pod kołami samochodu, to jego rodzinie świat wali się w jednej chwili...
Zresztą nie chodzi tylko o wypadki śmiertelne. Mało kto zastanawia się też, jakie bywają skutki ciężkich obrażeń ciała doznanych na skutek uderzenia przez samochód. Poszkodowany najpierw odbywa długie kosztowne leczenie (w lepszych lub gorszych warunkach polskiej służby zdrowia, w zależności od zasobności swojego portfela), a potem skutki wypadku odczuwa nierzadko już do końca życia. Mam na myśli nie tylko kalectwo spowodowane wypadkiem, ale i takie objawy, które ujawniają się często po latach (bóle, lęki, ograniczenie sprawności, powikłania).
Chcę teraz opisać jedno z najcięższych wykroczeń drogowych. Formalnie jest to wykroczenie, ale ja nazwałbym je wręcz zbrodnią, drogowym bandytyzmem.
Przejście dla pieszych. Jeden z kierowców zatrzymuje się, aby przepuścić pieszych. Obok, na sąsiednim pasie zatrzymuje swój pojazd drugi kierowca.
Widząc to, piesi wchodzą na przejście. I nagle, zza tych stojących przez zebrą aut wyłania się pędzący samochód. Huk, uderzony pieszy wali głową w przednią szybę, a potem przelatuje nad karoserią i ląduje na jezdni. Samochód sprawcy zatrzymuje się kilkanaście albo kilkadziesiąt metrów dalej...
Oto jest właśnie opis sposobu, jak można stać się mordercą.
Takie wypadki zdarzają się bardzo często. A potem zdziwiony sprawca tłumaczy się naiwnie:
- Ja tego pieszego w ogóle nie widziałem.
No pewnie, że nie widział, bo zasłaniały go stojące przed przejściem samochody. Nie jest to jednak absolutnie żadne usprawiedliwienie! Wręcz przeciwnie, taka wypowiedź dowodzi bardzo niskich kwalifikacji kierującego, nie mówiąc już o jego poziomie intelektualnym.
Miałem możliwość, jeżdżąc z pogotowiem wypadkowym policji, słuchać wyjaśnień sprawców takich tragedii, składanych tuż po zdarzeniu.
Niestety, większość nie rozumiała nawet swojego kardynalnego błędu, który popełniła.
- Ja nie wiem, skąd ten człowiek znalazł mi się nagle tuż przed maską! - wyjaśnia 49-letnia kobieta, która potrąciła młodego mężczyznę.
- Ja przecież normalnie jechałem, a ten dzieciak wyskoczył mi nagle zza innego samochodu! - denerwuje się 37-letni mężczyzna, sprawca potrącenia 10-letniego chłopca.
- Ten dziadek powinien uważać na przejściu, a nie włazić wprost pod samochód! - oburza się 27-letnia kobieta, sprawczyni śmiertelnego potrącenia 80-letniego mężczyzny.
- Ja nie zauważyłam, że tu jest przejście dla pieszych - wyznaje z rozbrajającą 32-letnia niewiasta, która przejechała kobietę i 5-letnią dziewczynkę.
Niemal każdy znajdował coś na swoje usprawiedliwienie i starał się przerzucić winę na pieszego.
Niewielu też kierowców pojmowało, że powodem wypadku było omijanie pojazdu, który ustępował pierwszeństwa pieszym.
- Co pan takie głupoty opowiada, ja nikogo nie omijałem, bo jechałem sobie swoim pasem! - wykrzykuje do policjanta 63-letni kierowca. - Jakim prawem pan mi stawia takie zarzuty?! Ja doskonale znam kodeks drogowy!
Jasne. We własnym mniemaniu. Kolejny mistrz kierownicy.
Prawo o ruchu drogowym wyraźnie stanowi, iż zabrania się omijania pojazdu, który jechał w tym samym kierunku, lecz zatrzymał się w celu ustąpienia pierwszeństwa pieszemu.
Warto przy tym wyjaśnić, że omijanie to przejeżdżanie obok nieporuszającego się uczestnika ruchu (lub przeszkody). Jeśli więc jedziemy sąsiednim pasem i nie zatrzymamy się przed przejściem, to jest to właśnie omijanie.
Kierującego w żadnym razie nie może usprawiedliwiać to, iż rzekomo nie zauważył, że inne pojazdy się zatrzymały przed przejściem. Jeżeli ktoś mówi coś takiego, powinien pożegnać się dożywotnio z prawem jazdy!
Kierowca nie może patrzeć bezmyślnie tylko przed siebie jak koń z klapkami na oczach, ale musi również obserwować sytuację na sąsiednich pasach ruchu.
Jeśli widzimy, że samochody poruszające się sąsiednimi pasami zwalniają przed przejściem, hamują, to powinien być to dla nas sygnał alarmowy! Musimy być przygotowani do natychmiastowego zatrzymania pojazdu.
Powiem natomiast dosadnie, że trzeba być już wyjątkowym kretynem, by pędzić ze znaczną prędkością widząc, że pojazdy na sąsiednich pasach stoją przed przejściem. Oczywiste jest, że nie stoją tam bez powodu i człowiek o nawet stosunkowo niskiej inteligencji powinien sobie wyobrazić, przewidzieć, że na przejście właśnie wkraczają piesi. I że za chwilę zgarnie któregoś z nich na maskę.
Niezauważenie, że zbliżamy się do przejścia, zupełnie dyskwalifikuje kierowcę. Takich rzeczy nie wolno nie zauważyć! Przejścia są oznakowane znakami poziomymi i pionowymi. Równie dobrze można by powiedzieć: nie zauważyłem drzewa...
Jakiekolwiek zarzuty pod adresem pieszych, jakoby powinni w takiej sytuacji "uważać", są zupełnie chybione.
Przyznam, że ja sam, jeśli jestem pieszym i ktoś ustępuje mi pierwszeństwa zatrzymując się przed przejściem, zawsze patrzę, czy sąsiednim pasem nie jedzie rozpędzony kretyn - morderca.
Tyle tylko, że wśród pieszych jest bardzo wielu ludzi nieobeznanych z motoryzacją i nieświadomych takich zagrożeń. Są wśród nich dzieci, ludzie starsi, często niedosłyszący, słabo widzący itd.
Zauważywszy, że jeden samochód zatrzymał się, w dobrej wierze wchodzą na przejście ufając, że nic złego im nie grozi.
Trudno zresztą wymagać, by pieszy przechodząc przez jezdnię skradał się i wychylał głowę zza kolejnych stojących samochodów, aby upewnić się, czy może iść dalej.
Uprzejmość i życzliwość wobec pieszych jest bardzo pożądana, ale czasami można w ten sposób wyświadczyć komuś niedźwiedzią przysługę.
Pewien mój znajomy zatrzymał się przed przejściem, chcąc ułatwić przechodzenie starszej pani, babci idącej z kilkuletnim wnuczkiem. Babcia uśmiechnęła się do kierowcy, podziękowała, po czym weszła na jezdnię prowadząc dziecko za rękę.
Mój znajomy zerknął w lusterko i zauważył jadący z dużą prędkością sąsiednim, lewym pasem samochód. Nietrudno było przewidzieć, co się stanie za chwilę, zaczął więc trąbić klaksonem. Niestety, starsza pani zapewne nie zorientowała się i szła dalej. Wówczas desperacko otworzył lewe drzwi samochodu. Usłyszał pisk opon, a za chwilę nastąpiło uderzenie.
Wszystko to trwało sekundy, ale dzięki otwarciu drzwi kierująca tamtym samochodem młoda dama wcześniej rozpoczęła hamowanie, a tym czasie przerażona babcia z wnuczkiem zdołała się cofnąć.
Zaraz po kolizji z samochodu, który uderzył w drzwi auta mojego kolegi wyskoczyła elegancko ubrana niewiasta z krzykiem: co zrobiłeś, ty sk...... Pogratulować wyobraźni, inteligencji, kultury osobistej.
Na szczęście znaleźli się świadkowie, bo dama nie przyjmowała do wiadomości, iż niewiele brakowało, by stała się morderczynią, za to chciała kolegę oskarżyć o spowodowanie kolizji i uszkodzenie jej samochodu.
Wynika stąd wniosek, że czasem lepiej nie zatrzymywać się przed przejściem, niż wytworzyć podobną sytuację. Zanim zatrzymamy się, spójrzmy w lusterko i upewnijmy się, czy sąsiednim pasem nie jedzie rozpędzony pojazd.
Opisane wyżej postępowanie traktowane jest jako jedno z najcięższych wykroczeń drogowych. Grozi za nie mandat w wysokości 500 zł i 10 punktów karnych. Uważam, że i tak te sankcje są zbyt łagodne. Wyjaśnię przy tym, że aby zostać ukaranym, nie trzeba tu wcale rozjechać pieszego, wystarczy ominąć pojazd, który zatrzymał się przed przejściem. Inna rzecz, jak często policjanci wymierzają takie mandaty. Świetną rolę odegrałby z pewnością kamery umieszczane nad przejściami. Pieniądze płynęłyby strumieniami, a można by je przeznaczyć chociażby na leczenie tych pieszych, którzy zostali uderzeni przez pirata drogowego. No, ale to nie w Polsce. Nie można robić nagonki, utrudniać życia kierowcom...
Z punktu widzenia prawa zabicie pieszego w wypadku drogowymi traktowane jest jako nieumyślne spowodowanie śmierci. Ja jednak będę nazywał takich kierowców mordercami.
Samochód w rękach nieodpowiedzialnego człowieka jest bowiem gorszy niż odbezpieczony pistolet. Aby z pistoletu zabić kilka osób, należy kilka razy pociągnąć za spust. Samochodem można natomiast zabić kilka osób za jednym zamachem. Jeżeli ktoś prowadząc pojazd wykazuje się tak daleko posuniętą głupotą i brakiem wyobraźni, że nie zauważa przejścia, nie dostrzega, że inni kierowcy przepuszczają pieszych, to jest równie niebezpieczny, jak wariat wymachujący pistoletem maszynowym.
Polski kierowca