Stój durniu, tramwaj jedzie!
Tramwaj jest bez wątpienia dużym gabarytowo pojazdem. To nie jakiś skuter czy rower. Mimo to okazuje się, że część kierowców ma poważne problemy z zauważeniem tramwaju. Jak to możliwe?
Czy przyczyną zderzeń samochodów z tramwajami są wady wzroku kierowców, czy też coś, co tkwi w sferze umysłu? Optowałbym raczej za tym drugim.
Kierowcy wjeżdżają na torowisko zupełnie tego nie dostrzegając. Przecież zdrowy rozsądek i instynkt samozachowawczy powinny im nakazywać, aby przed wjechaniem na tory upewnić się, czy nie nadjeżdża tramwaj. Zwłaszcza że w konfrontacji z nim jadący samochodem ma niewielkie szanse.
A jednak okazuje się, że wypadki wjechania wprost pod tramwaj zdarzają się i to bardzo często.
Czy kierowca, który doprowadza do takiej sytuacji, powinien mieć prawo jazdy? Równie dobrze mógłby przejechać nam po nogach i też by powiedział: "Oj, nie zauważyłem"...
Popatrzcie na pierwszy film. Kierowca czarnego samochodu najpierw zmienia dwa pasy ruchu bez sygnalizowania zamiaru wykonania tego manewru kierunkowskazem. Potem włącza kierunkowskaz i przez pewien czas jedzie lewym pasem równolegle do torowiska. To doskonała okazja, by spojrzeć w lewe lusterko. Gdyby tak uczynił, z pewnością zauważyłby zbliżający się tramwaj.
Niestety, zapewne bardzo się spieszy, skręca bowiem w lewo, przecinając torowisko bez zachowania żadnych środków ostrożności. Skutki widzimy. Uderzenie było tak silne, że rozwarstwieniu uległo oblachowanie tylnych drzwi tego samochodu. Kierowca trafił do szpitala.
Przy okazji posłuchajcie przeciągłego dźwięku klaksonu, który po zderzeniu słychać w tle. Jakiś upośledzony w rozwoju inny kierowca trąbi na... tramwaj! Nie wie, co się stało, ale domaga się, by tramwaj zjechał ze skrzyżowania. Jedzie macho, a więc z drogi...
Brawo dla załogi karetki pogotowia, która przejeżdżając przypadkowo w chwili wypadku zatrzymała się i przystąpiła do udzielania pomocy poszkodowanemu.
A teraz drugie zdarzenie. Tym razem kierowca skręca w prawo, notabene prawidłowo sygnalizując ten zamiar. W tej sytuacji spojrzenie w prawe lusterko przed skręceniem może okazać się niewystarczające. Dlaczego jednak przed wjechaniem na torowisko kierowca nie przyhamował, nie spojrzał w prawo?
Motorniczy dzwoni, a mimo to auto jedzie. Gdyby w tym momencie kierowca nacisnął pedał hamulca, samochód zatrzymałby się jeszcze przed torami. A jednak jedzie dalej, tak jakby tego dzwonka nie słyszał. Zwróćmy też uwagę na to, że siedząca obok kierowcy pasażerka spogląda w prawo, jakby chciała sprawdzić, czy nie ma tramwaju. Czyni to jednak trochę za późno.
A może to kierowca poprosił ją, by upewniła się, czy droga jest wolna, a ona wprowadziła go w błąd? Na szczęście tramwaj uderza w tył samochodu, a nie w prawe drzwi.
Co ciekawe, kierowca po tej kolizji natychmiast odjechał. Dlaczego? Był w szoku czy też - co bardziej prawdopodobne - doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to on jest winny zderzenia? Chciał uniknąć odpowiedzialności, mandatu? A może miał jeszcze coś innego na sumieniu i pragnął uniknąć konsekwencji?
Tak czy owak ucieczka z miejsca wypadku bez podania danych personalnych współuczestnikowi zdarzenia, bez zainteresowania się, czy nikt nie odniósł obrażeń, jest poważnym wykroczeniem.
Mógł naprawić swój błąd
Obejrzyjcie trzeci filmik. Teraz kierowca samochodu osobowego nie skręca, ale zbliża się do torów drogą poprzeczną, czyli pod kątem prostym. Czyżby też nie zauważył, że wjeżdża na tory?
Wjeżdża i dopiero kiedy przód auta jest na szynach, gwałtownie zatrzymuje się. Zapewne dostrzegł pojazd szynowy dopiero teraz. Wybrał jednak najgorsze rozwiązanie. Tramwaj rozpoczyna hamowanie, dzwoni i nic...
Kierowca stoi i czeka na zderzenie. A przecież wystarczyło włączyć pierwszy lub (lepiej) wsteczny bieg i zjechać z torowiska. Od wjechania na tory do uderzenie upływają dwie sekundy. To sporo czasu. Niestety, kierowca jest bezradny. Na co liczy? Że tramwaj wyhamuje?
Kiedy rozmawia się z polskimi kierowcami, kiedy czyta się komentarze internautów, to mniemać można, iż są tu prawie sami mistrzowie. Doskonale jeżdżą, świetnie znają przepisy, wszystko wiedzą najlepiej. No i co? A potem wjeżdżają pod tramwaj, bo go nie zauważyli...
Ludzie, o czym wy myślicie? Prowadząc samochód należy skupić się wyłącznie na jeździe, a nie gadaniu przez komórkę, wysyłaniu sms-ów, spoglądaniu na pasażerkę, rozmyślaniu o niebieskich migdałach. To jest właśnie poczucie odpowiedzialności, którego wam kompletnie brakuje. Jeżeli ktoś nie potrafi na tyle skoncentrować się, by przed wjechaniem na torowisko uważnie się rozejrzeć, to jest patałachem, a nie kierowcą.
Narażacie na niebezpieczeństwo nie tylko siebie, ale także swoich pasażerów oraz ludzi jadących tramwajem. Podczas gwałtownego hamowania ktoś może się przewrócić, doznać poważnych obrażeń.
Czy to w ogóle jest w stanie ogarnąć wasza ograniczona wyobraźnia?
Wiem, co piszę, bo sam miałem okazję przejeździć tramwajem za pulpitem motorniczego kilkadziesiąt godzin. Tramwaj ma znacznie dłuższą drogę hamowania, niż samochód, a co gorsza w różnych warunkach hamuje w odmienny sposób. Wystarczy, że szyny pokryte są wilgocią albo tzw. madą, a wówczas okazuje się, że 40-tonowy zestaw sunie po nich jak po lodzie. Motorniczy nie ma też możliwości ominięcia pojazdu, który znalazł się na torach. To chyba jest dla was oczywiste, że z szyn nie wyjedzie i nie ominie was bokiem. A jakby ktoś nie wiedział, motorniczy nie dysponuje w ogóle kierownicą...
Istnieje jednak pewien sposób na ograniczenie liczby takich niebezpiecznych zderzeń. Sygnał zezwalający na wjazd tramwaju na skrzyżowanie (pionowa biała kreska) powinien wyświetlać się nieco wcześniej, niż sygnał zielony dla pojazdów, poruszających się równoległą jezdnią. Wówczas istniałaby szansa, że pojazd szynowy przemknie przez skrzyżowanie, zanim wjedzie pod niego jakiś niedowidzący i nierozgarnięty kierowca.
A może przed przejazdami tramwajowymi powinna być umieszczona wielka tablica świetlna, uruchamiana przez zbliżający się pojazd szynowy? Najlepiej taka z napisem: "Stój durniu, tramwaj jedzie!"
Polski kierowca