Specjalna renta od premiera wcale nie pomoże osieroconym dzieciom?
"Zakończyłem proces przyznawania rent specjalnych dla dzieci osieroconych w wypadku niedaleko Stalowej Woli" - oznajmił przed kamerami telewizji premier Mateusz Morawiecki. Jednocześnie poinformowano o wynikach internetowej zbiórki, która ma wspomóc trójkę tragicznie dotkniętych przez los chłopców - w ciągu kilku dni darczyńcy wpłacili na ten cel milion złotych.
To piękne gesty. Zarówno ze strony rządu, dzielącego pieniądze podatników, jak i anonimowych najczęściej osób, kierujących się odruchem serca. Każdy, kto będzie publicznie zastanawiać się nad sensem i zakresem wspomnianych działań naraża się na oskarżenia o bezduszność, cynizm, a nawet, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi w kontekście okoliczności całej sprawy - o zazdrość i inne równie niskie pobudki. Tymczasem nie da się uniknąć wątpliwości i pytań.
Co roku na polskich drogach ginie ponad dwa tysiące osób. Ich bliscy, wśród których z pewnością nie brakuje niepełnoletnich dzieci, ludzi i bez tego znajdujących się w trudnej sytuacji życiowej, są zazwyczaj pozostawiani sami sobie. Muszą polegać co najwyżej na wsparciu najbliższego otoczenia - krewnych i znajomych. Są zazwyczaj skazani na długotrwałe zmagania w sądach, samotną, trudną walkę o należne im odszkodowania i świadczenia od sprawców wypadków. Bywa, że żerują na nich sprytni prawnicy, obiecujący złote góry, oczywiście w zamian za stosowne wynagrodzenie. Na hojność państwa i społeczeństwa, specjalne renty, wypłacane z budżetu ekstra rekompensaty, organizowanie publicznych zrzutek, mogą jedynie liczyć ofiary dużych, spektakularnych katastrof, wypadków z jakiegoś powodu nadzwyczajnych i dlatego szeroko nagłośnionych. Takich właśnie, jak tragedia z 3 lipca w Stalowej Woli, gdzie w samochód, którym jechało małżeństwo trzydziestoparolatków z jednym z trójki ich synów, uderzył pędzący z ogromną prędkością pijany pirat drogowy.
Powtórzmy - to wspaniale, że rządzący i rzesza uczestników internetowej zbiórki zadbali o finansowe bezpieczeństwo osieroconych dzieci, ale byłoby jeszcze wspanialej, gdyby podobną troską otaczane były również rodziny tych, którzy, z punktu widzenia mediów i polityków zginęli w sposób banalny, w zdarzeniach nie wartych szczególnego zainteresowania. Potrzebne są tutaj rozwiązania systemowe ze strony państwa.
Na ten temat wypowiedział się dla jednego z portali internetowych Janusz Popiel, prezes Stowarzyszenia Pomocy Poszkodowanym w Wypadkach i Kolizjach Drogowych. "Płacić za wyrządzone krzywdy powinien przede wszystkim sprawca wypadku. W tej sytuacji ubezpieczyciel pojazdu, który jako pierwszy wypłaca pieniądze, może już otwierać szampana. Kwoty zebrane na rzecz poszkodowanych będą miały wpływ na obniżenie zasądzonych im w przyszłości odszkodowań i zadośćuczynienia. Szacując wartość zadośćuczynienia związanego ze stratą rodziców, sądy, zgodnie z argumentacją firm ubezpieczeniowych, odliczają przyznane wcześniej ofiarom inne świadczenia związane z tragedią. W tym wypadku będzie to renta specjalna premiera. Uwzględnią też sytuację majątkową ofiar. Wynika to z poglądów części sędziów, uważających, że na tragedii nie można się w sposób nieuzasadniony wzbogacić. Z tego powodu jestem sceptyczny wobec publicznych zbiórek" - stwierdził.