Polska w ogonie Europy!

W 2008r. Polska zajęła drugie miejsce w Unii Europejskiej pod względem liczby śmiertelnych ofiar wypadków drogowych.

Z raportu Europejskiej Rady Bezpieczeństwa Transportu wynika, że w 2008 r. na naszych drogach zginęło 5437 osób - 143 na milion mieszkańców. Gorzej jest tylko na Litwie, gdzie wskaźnik wynosi 148 osób. Ale i tak w kraju tym dokonano znaczącego postępu.

Na początku dekady kraje UE postanowiły zredukować liczbę ofiar o połowę do 2010 r. W Polsce nie ma jednak poprawy. Innym się udało. Francja w 2001r. miała statystyki podobne do polskich (134). Dziś zeszła poniżej unijnej średniej (69).

Najbezpieczniejsze drogi w Europie mają Szwecja, Holandia i Wielka Brytania. Raport chwali też Estonię, Litwę (paradoksalnie) i Słowenię - za poprawę stanu nawierzchni i zmniejszenie liczby ofiar śmiertelnych. A Polska? Lepiej nie mówić...

W raporcie napisano, że w Polsce nie dokonano żadnego znaczącego postępu przez ostatnie osiem lat. W 2008 roku liczba śmiertelnych wypadków w porównaniu do 2001 roku spadła tylko o 2 procent. W tym samym czasie Łotwa zmniejszyła liczbę zabitych na drogach o... 43 procent!

Średni wynik dla wszystkich nowych krajów Unii to 10 procent.

Reklama

Tymczasem w Polsce w zeszłym roku w wypadkach zginęło tylko 97 osób mniej niż siedem lat wcześniej. Jedynie w Bułgarii i Rumunii liczba wypadków zamiast się zmniejszać, to wzrasta.

W Polsce według Komendy Głównej Policji 31 proc. wypadków to wynik niedostosowania prędkości; 24 proc. - nie ustąpienia pierwszeństwa pojazdom; 8 proc. - nie ustąpienia pierwszeństwa pieszym; 7 proc. - nieprawidłowego wyprzedzania. Aż 30 proc. wypadków powodują kierowcy aut służbowych, mimo że to mniej niż 5 proc. zarejestrowanych u nas pojazdów.

Liczono, że poprawę przyniesie w Polsce tzw. ustawa fotoradarowa. We Francji już w pierwszym roku obowiązywania podobnej ustawy liczba wypadków zmalała o 20 proc. Ale prezydent Kaczyński skierował ustawę do Trybunału Konstytucyjnego. Przewiduje ona bowiem natychmiastową wykonalność kary, ale nie zawiera jasnych rozwiązań co do trybu odwołania. Za zbyt dotkliwy prezydent uznał też przepis pozwalający sprzedać auto należące do kierowcy, który dobrowolnie nie zapłaci kary.

Tymczasem sposób na zmniejszenie wypadkowości jest banalnie prosty. Trzeba wybudować autostrady i tak ustalić ceny za przejazd, by stać na to było przeciętnego Polaka. Wówczas przejazd 250 km nie będzie trwającą pięć godzin walką o życie, a wyświechtane słowa policji o "nadmiernej prędkości i jej niedostosowaniu do warunków jazdy" będzie można odłożyć do lamusa. Okaże się bowiem, że mimo iż prędkości wzrosły, to liczba wypadków spadła...

INTERIA.PL/RMF/PAP
Dowiedz się więcej na temat: europ | procent
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy