Policjanci kazali mu "wy...." z samochodu. A potem strzelali
Bydgoska prokuratura bada sprawę policjantów, którzy w połowie października tego roku strzelali do auta niewinnego człowieka. Nie wiadomo, czy funkcjonariusze zostaną ukarani za nadużycie siły. Wczoraj odbyły się w tej sprawie pierwsze przesłuchania.
Jako świadek zeznawał sam poszkodowany, Emil P. To właśnie jego pojazd został ostrzelany przez mundurowych, którzy myśleli, że mają do czynienia ze złodziejem samochodów.
Emil P. podejrzewał z kolei, że policjanci to tak naprawdę przestępcy - mieli na sobie cywilne ubrania i korzystali z nieoznakowanego auta. Dodatkowo, jak twierdzi poszkodowany, zachowywali się agresywnie - kiedy mężczyzna zatrzymał się na widok "koguta", jeden z policjantów podszedł i kazał mu "wypi***alać z samochodu". Wówczas Emil P., dodał gazu i zaczął uciekać, przekonany, że mężczyźni tylko udają mundurowych i cała sytuacja to zaplanowany napad.
W ślad za nim ruszył pościg, a chwilę później padły strzały. Mężczyzna zadzwonił pod numer alarmowy, by sprawdzić, czy ścigający go to naprawdę policjanci - po dłuższej chwili okazało się, że tak. Zatrzymał więc samochód i wysiadł. Zaraz potem został zakuty w kajdanki i odwieziony na komisariat.
Dzień później usłyszał zarzuty czynnej napaści na policjanta, za co grozi 10 lat. Jednocześnie adwokat Emila P. złożył zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez funkcjonariuszy.
W trakcie przesłuchania Emil P. był traktowany zarówno jako świadek (w sprawie popełnienia przestępstwa przez policjantów) oraz podejrzany (w sprawie czynnej napaści na policjanta). Co ciekawe, w obu przypadkach przesłuchanie prowadził ten sam prokurator.
Na razie nie wiadomo, jakie będą konsekwencje dla policjantów, którzy otworzyli ogień. Jeśli postawione zostaną im zarzuty narażenia Emila P. na utratę zdrowia lub życia, oprócz odpowiedzialności karnej mogą zostać wyrzuceni z policji. Jak poinformowała rzecznik prasowa bydgoskiej komendy, nie ma też jeszcze decyzji o karach dyscyplinarnych dla funkcjonariuszy.