Idioci w "tirach"? Czy tak jest naprawdę?

W Polsce zarejestrowanych jest obecnie niemal trzy miliony samochodów ciężarowych. Prawie drugie tyle każdego roku przejeżdża przez nasz kraj tranzytem.

Uzyskanie uprawnień do kierowania zestawem nie jest łatwe - trzeba mieć odpowiedni wiek, wykazać się znajomością przepisów i przejść kursy doszkalające i psychologiczne. Rygorystyczne wymagania stawiane przed zawodowymi kierowcami to nie przypadek - w starciu z ważącym 40 ton zestawem drogowym żaden uczestnik ruchu nie ma najmniejszych szans.

Na szczęście, w większości przypadków, zawodowi kierowcy zdają sobie sprawę z ciążącej na nich odpowiedzialności. W zeszłym roku - z winy kierowców ciężarówek - doszło w Polsce do 2096 wypadków, w których śmierć poniosło 235 osób. To dokładnie 9,4 proc. wszystkich ofiar śmiertelnych.

Reklama

ZJEDŹ NA CHWILĘ NA POBOCZE

Warto podkreślić, że kierowcy największych zestawów tzw. "tirów" (ciągnik plus naczepa), na tle innych uczestników ruchu, jak np. kierowcy aut osobowych, rowerzyści i piesi, to niemalże drogowe "niewiniątka". W zeszłym roku byli oni sprawcami jedynie 711 wypadków. Dla porównania, występujący u nas sezonowo rowerzyści spowodowali w tym samym czasie 1 714 wypadków, a motocykliści i motorowerzyści - 1 897. Mniej wypadków niż kierowcy tzw. "tirów" powodują w Polsce jedynie kierujący autobusami, pojazdami rolniczymi i pojazdami uprzywilejowanymi.

Co więcej, gdyby pokusić się o zestawienie czasu spędzanego "za kółkiem" przez kierujących różnego rodzaju pojazdami i pokonywanych miesięcznie dystansów, to właśnie "tirowców" należałoby uznać za wzór drogowych cnót. Pamiętajmy bowiem, że 20 tys. km przejeżdżane w roku przez statystycznego polskiego kierowcę samochodu osobowego, ciągnik siodłowy pokona zazwyczaj w mniej niż dwa miesiące.

Mimo tego, w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej statystyka dotycząca wypadków z udziałem samochodów ciężarowych nie wygląda wcale "różowo". Za taki stan rzeczy trudno jednak winić kierowców. Pamiętajmy, że w większości krajów UE zestawy zwane potocznie "tirami" przez 95 proc. czasu poruszają się po gęstej sieci autostrad. W Polsce dróg o tym standardzie mamy jednak, jak na lekarstwo, więc kierowcy "gabarytów" zmuszeni są prowadzić 17-metrowe zestawy po wąskich, krętych, dziurawych i - w większości - źle oznakowanych drogach. Z tego powodu pod kołami ciężarówek wciąż giną setki pieszych i rowerzystów - dostrzeżenie ich po zmroku z rozkołysanej szoferki graniczy z cudem.

Nie oznacza to jednak, że kierowcy aut ciężarowych są bez winy. Monotonia życia w szoferce szybko przechodzi w rutynę, za kierownicami zestawów często spotkać można niewykształcone osoby, dla których praca ta jest jedyną możliwością utrzymania rodziny. Brak doświadczenia, w połączeniu z młodym wiekiem i brakami w fizyce wyniesionymi jeszcze z podstawówki skutkują - niestety - wieloma groźnymi sytuacjami.

Tylko dzięki trzeźwości umysłu innych kierujących, większość z nich, kończy się - na szczęście - na zdartych oponach i nagłym skoku adrenaliny...

A jakie jest wasze zdanie o kierowcach tzw. "tirów"? Wierzycie w statystyki, czy raczej uważacie, że "tiry na drodze wiozą śmierć?"

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy