Bo policjant miał zły dzień?

Czasem wydaje się, że efekt spotkania z drogówką nie zależy od faktycznie popełnionego wykroczenia, ale... od humoru kontrolującego policjanta.

Z taką właśnie sytuacją miał do czynienia jeden z naszych czytelników. Poniżej publikujemy jego list. Mieliście podobne doświadczenia z drogówką?

"Długo zastanawiałem się czy opisać zdarzenie, które odczułem na własnej skórze, a raczej kieszeni. Mianowicie w ubiegłą sobotę wracałem swoim samochodem od kolegi z m. Włosienica k/Oświęcimia. Około 21:30 włączyłem się do ruchu i spokojnie, bo nigdzie mi się nie spieszyło jechałem w kierunku Oświęcimia. Pomyślałem, że warto jechać spokojniej niż zwykle, bo w tak piękny i ciepły wieczór pewnie spotkam patrol Policji. Nawet się nie zdziwiłem, kiedy prawie każdy samochód migał światłami. Jeszcze raz sprawdziłem, czy utrzymuje dozwolona prędkość i spokojnie dotarłem do muru Zakładów Chemicznych (ok. 3 km prostej, dziurawej drogi) gdzie obowiązuje ograniczenie do 60 km/h.

Reklama

Jadę sobie spokojnie jako pierwszy, za mną sznur samochodów. W oddali zobaczyłem stojący na poboczu radiowóz. Znów sprawdziłem wskazania szybkościomierza i jadę dalej. Będąc w odległości ok. 200m od radiowozu widzę, że jeden z Policjantów "ruszył" w kierunku jezdni i unosi latarkę do góry z daleka dając mi sygnał do zatrzymania się. Odruchowo oko "poleciało" na wskazówkę - jest OK! Dokładnie 60 km/h.

Zatrzymałem posłusznie samochód, ręce trzymam na kierownicy, a do uchylonego okna podchodzi jeden z trzech Policjantów. Spokojny, że to tylko rutynowa kontrola, czekam. "Czy pan wie dlaczego pana zatrzymaliśmy? - pada pytanie. "Nie" odpowiedziałem, bo nie muszę tego wiedzieć. "Przekroczył pan prędkość o 20 km/h". Myślę sobie - żartuje, ale nie. Pokazano mi wyświetlacz i rzeczywiście 80 jak nic. I tu dowiedziałem się, że ten trzeci to "Pan Naczelnik", któremu mnie przekazano. Tłumaczę grzecznie i spokojnie, że pół Małopolski wie, że tu stoicie, jadę przepisowo, prowadzę peleton samochodów, i że tylko nienormalny w takiej sytuacji przekroczyłby prędkość.

Tu przekazano mnie trzeciemu. Pytam, czy to w jaki sposób tłumaczę ma sens, czy skoro nie jestem w stanie udowodnić swojego - może zakończyć się ostrzeżeniem. Twardy Policjant stwierdził, że wybrał taką pracę i wypisuje mandat - 50 zł i 2 punkty karne.

Nerwy się odezwały, ale dalej grzecznie proszę go o przemyślenie tego co mówię, bo moje słowa można przyjąć za wiarygodne. Nic, mandat i koniec, bo on nie praktykuje ostrzeżeń. Wina jest winą i kropka.

W zdenerwowaniu zapomniałem sprawdzić czas pomiaru. Stałem tak kilka minut, a Pan Naczelnik zaliczył trzech następnych. W końcu wziąłem mandat i odjechałem. Jadę sobie 60 km/h i widzę, że tak jechałem - przyspieszam do 80 km/h i myślę: NO NIE!!! Zawróciłem, podchodzę do Pana Naczelnika i mówię: nie jest możliwe, abym jechał 80- tką. Wzruszył ramionami.

Pytam czy może mi kontrolnie sprawdzić prędkość. Zawróciłem, jadę ok. 63 km/h, zatrzymuję się obok niego - wyrok brzmi: od 60 do 65. Rozżalony pojechałem dalej i do dziś myślę, co się stało??? Bo nadal uważam, że jechałem 60 km/h.

Aha, ten który mi wypisał mandat na koniec powiedział - do widzenia panu. Nie wiem, co miał na myśli, bo nie pytałem, ale na wszelki wypadek zmieniam trasę."

(imię i nazwisko do wiadomości redakcji)

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: policja | prędkość | mandat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama