Zdjęcia aut na przeglądach. Znamy datę!
Wraca pomysł "dokręcenia śruby" diagnostom i kierowcom, którzy uchylają się od obowiązkowych badań technicznych pojazdów. Znowelizowany projekt zmian w Prawie o ruchu drogowym znajduje się obecnie na etapie opiniowania. Poznaliśmy też nową datę wejścia w życie znowelizowanych przepisów.
To już trzecia próba wdrożenia w praktyce unijnej dyrektywy 2014/45/UE. Państwa członkowskie miały zaadaptować do niej własne systemy badań technicznych do... maja 2018 roku. Polsce nie udało się to do dzisiaj, chociaż do tej pory próbowano to zrobić już dwukrotnie. Na szczęście dla zmotoryzowanych nie udało się tego dokonać, ale - przy okazji najnowszego projektu - poznaliśmy kolejną datę graniczną. W art. 15, liczącego 75 stron projektu czytamy, że nowe przepisy miałyby wejść w życie z dniem 1 stycznia 2021 roku.
Słów "na szczęście" użyliśmy z premedytacją. Proponowane od lat zmiany sprawią bowiem, że uzyskanie upragnionej pieczątki może być nie tylko zdecydowanie trudniejsze, ale też - np. w przypadku spóźnialskich - dużo droższe. Nowy projekt zakłada bowiem, że jeśli właściciel auta spóźni się z przeglądem o 30 dni, będzie musiał zapłacić dwukrotność stawki.
Plus jest taki, że jeśli pojawimy się w stacji kontroli na maksymalnie trzydzieści dni przed terminem, data kolejnego badania wyznaczona zostanie na równy rok od dnia, w którym wygasłaby ważność aktualnych badań. W projekcie dodano też zapis mówiący o tym, że: "Opłaty nie pobiera się za przeprowadzenie badania technicznego, dla którego wyznaczony termin badania technicznego upłynął w okresie czasowego wycofania tego pojazdu z ruchu".
Niestety, mimo apeli, nie pojawił się żaden katalog wyłączeń, co oznacza, że np. właściciele zakupionych w ramach promocji rocznika jednośladów - by uniknąć kary w postaci dodatkowej opłaty - będą zmuszeni pojawiać się w SKP zimą... Z perspektywy kierowców plus jest taki, że projekt po raz kolejny nie przewiduje zmian w zakresie opłat za badania techniczne, co z kolei na pewno nie spodoba się środowisku diagnostów. Podobnie zresztą, jak możliwość zakwestionowania przez kierowcę wyniku przeglądu skutkująca koniecznością przeprowadzenia ponownej kontroli pod okiem przedstawiciela TDT. Projekt zakłada jednak, że uwagi do przebiegu badania trzeba będzie zgłosić jeszcze w SKP, bezpośrednio po jego zakończeniu i następnie w terminie do 2 dni poinformować o tym fakcie TDT. Taki zapis ukrócić ma zapędy cwaniaków, którzy mogliby usunąć usterkę i w obecności "kontrolera" TDT żądać zwrotu kosztów zakwestionowanego przeglądu.
Właścicieli wielu pojazdów najbardziej zaniepokoi jednak znowelizowany art. 81, w którym po ust. 12a dodaje się ust. 12b w brzmieniu: "12b. Obecność pojazdu na badaniach technicznych, z wyłączeniem pojazdów służb, o których mowa w art. 86 ust. 1, podlega dokumentowaniu fotograficznemu. Dokumentacja fotograficzna zawiera wyraźne zdjęcia przedstawiające całą bryłę pojazdu z dwóch przekątnych z przodu i z tyłu oraz wskazanie drogomierza. Dokumentacja fotograficzna jest przechowywana na stacji kontroli pojazdów przez okres pięciu lat od dnia przeprowadzenia badania technicznego".
Sporny zapis budzi strach zwłaszcza wśród amatorów sportów motorowych i wszelkiej maści tuningu. Oznacza bowiem, że na przegląd z "przymknięciem oka" nie mogą liczyć auta przygotowane np. do driftu czy przepraw terenowych (zmienione zderzaki, modyfikacje oświetlenia itd.).
Ich właściciele - przynajmniej teoretycznie - mogą występować do ministra infrastruktury o tzw. "odstępstwo od warunków technicznych". Problem w tym, że jego uzyskanie wymaga m.in. opisania zakresu zmian właśnie przez diagnostę, co w wielu przypadkach graniczy z cudem. O ile np. w przypadku aut amerykańskich (oświetlenie) uzyskanie takiego zaświadczenia powinno być stosunkowo proste, o tyle większość diagnostów zdecydowanie odmawia sporządzania tego typu dokumentacji w przypadku aut sportowych (ogromna lista odstępstw). W praktyce droga do uzyskania odstępstwa jest więc zamknięta.
Zapis o przechowywaniu dokumentacji fotograficznej przez 5 lat od daty wykonania badania ma też jednak dobre strony. W CEPiKu aż roi się od błędów popełnianych np. przy spisywaniu stanu drogomierza. W przypadku pomyłki diagnosty właścicielowi pojazdu będzie teraz łatwiej udowodnić, że nie ingerował we wskazania licznika.
W kategorii "przykręcania śruby" pracownikom SKP traktować można np. dodany do ustawy Art. 83h 2., w którym czytamy, że: "Diagnosta przeprowadza badanie techniczne zgodnie z określonym przedmiotem, zakresem i sposobem jego przeprowadzenia oraz przy użyciu wymaganego wyposażenia kontrolno-pomiarowego".
To w opinii autorów projektu, czyli urzędników Ministerstwa Infrastruktury zapobiegać ma sytuacjom, gdy pojazd przechodzi badanie kontrolne np. bez sprawdzenia jakości spalin. W praktyce, w wielu przypadkach, będzie to jednak martwy zapis. Trzeba bowiem zdawać sobie sprawę z faktu, że kontrola poziomu zadymienia w starym dieslu (pokroju np. Lublina z silnikiem 4C90) może na dłuższy czas wykluczyć z użytkowania diagnostyczny dymomierz, w związku z koniecznością fizycznego oczyszczenia (trudnodostępnych) elementów optyki urządzenia...
Paweł Rygas