Woda pod nogami? Zobacz, jak to naprawić!
Lato rozpieszcza nas ostatnio tropikalnymi temperaturami, ale upalne dni bardzo często kończą się potężnym oberwaniem chmury.
Po obfitych opadach, przed rozpoczęciem jazdy, wielu kierowców zmuszonych jest wylewać z dywaników litry deszczówki. Jak poradzić sobie z tym denerwującym problemem?
Przedostawanie się wody do wnętrza to domena starszych pojazdów. Z reguły winne są sparciałe uszczelki, ale wcale nie te, które znaleźć można w drzwiach. Którędy woda najczęściej przedostaje się do wnętrza?
Zanim zabierzemy się do rozmontowania samochodu na czynniki pierwsze niezbędne będą wnikliwe obserwacje. Kałuża na dywaniku kierowcy czy pasażera niekoniecznie oznacza przeciek z zewnątrz. Winę często ponosi np. nieszczelny zawór nagrzewnicy. W wielu pojazdach, w okolicach podłogi pasażera poprowadzone są również wężyki spryskiwaczy, które z czasem pękają lub wysuwają się z łączników. Przed przystąpieniem do pracy dobrze sprawdźmy więc, czy problemem faktycznie jest woda.
Ze zdwojoną uwagą do problemu powinni podejść właściciele aut z "klimą". Jeśli dywaniki robią się mokre tylko wówczas, gdy włączymy klimatyzację poszukiwania winnego powinniśmy rozpocząć właśnie od niej. Skropliny z układu zbierają się z reguły na specjalnej tacce ociekowej, z której - elastycznym wężykiem - odprowadzane są pod samochód. Z czasem przewód odprowadzający może się przetrzeć lub wypiąć, co skutkować będzie przedostawaniem się wody do wnętrza. Niestety, by poradzić sobie z tym problemem, często należy zdemontować nie tylko schowek, ale też np. tunel środkowy. Problem ten powszechnie znany jest chociażby właścicielom starszych Fordów Mondeo.
W ogromnej większości przypadków problem nie dotyczy jednak klimatyzacji, a zużytych uszczelnień "przepustów" grodzi czołowej. Pierwszym krokiem powinno być więc dokładne sprawdzenie odpływów podszybia. Gromadzące się przez lata liście i brud potrafią je szczelnie zatkać, wówczas woda przelewać się będzie ponad nimi i zalewać elementu układu wentylacji. Niewykluczone, że naprawa skończy się na demontażu plastikowych osłon podszybia (niezbędne jest do tego odkręcenie wycieraczek) i jego solidnym czyszczeniu.
Problem niedrożnych odpływów i urywania się przewodów odwadniających dotyczy też często aut wyposażonych w fabryczne szyberdachy. Wężyki odprowadzające można spróbować przepchać miękkim drutem lub - co zdecydowanie bezpieczniejsze - przedmuchać sprężonym powietrzem. Trzeba jednak bardzo uważać, bo rynienki odprowadzające wodę korodują i urywają się, przez co deszczówka - po wężykach odprowadzających - spływa do wnętrza pojazdu. W takim przypadku naprawa jest trudna i czasochłonna, nie dziwi więc, że niektórzy ratują się np. popularną poxyliną.
Niewiele osób zdaje sobie sprawę z faktu, że za przecieki odpowiadać może np. obudowa filtra przeciwpyłkowego. O jej szczelność dbają gumowe uszczelki, które szybko parcieją. Kilkukrotna wymiana filtra z pewnością skończy się ich uszkodzeniem. Z uwagi na różnorodność grubości i kształtów nowe uszczelki są w zasadzie nieosiągalne. Na szczęście z powodzeniem zastąpić je można marketowymi uszczelkami do okien lub całość uszczelnić sylikonem (co jednak zdecydowanie utrudni kolejne wymiany filtra).
Osobny, występujący z reguły w starszych pojazdach japońskiej konstrukcji, problem dotyczy uszczelnień szyby i podszybia. Przykładowo - w wielu starszych modelach Nissana (Almera, Primera) winne przecieków są z reguły plastikowe spinki podtrzymujące przedniej szyby. Zwłaszcza prawa umieszczona została tak niefortunnie, że przedostająca się jej otworem montażowym woda trafia bezpośrednio do tunelu wentylacyjnego. W takich przypadkach pomocne okazuje się dokładne uszczelnienie wszystkich spinek. W tej roli świetnie sprawdzają się np. uszczelniacze dekarskie, jakie kupić można w większości marketów budowlanych. Pomocny może się też okazać klej do szyb. Stosowanie sylikonu nie jest zbyt dobrym pomysłem - ma on bowiem silnie kwaśny odczyn, co przyspiesza procesy korozyjne.
Paweł Rygas