U straży miejskiej „nie ma zmiłuj”. Co sądzisz o takim mandacie?

Wakacje w pełni, a to oznacza, że wielu kierowców szykuje się właśnie do dalekich podróży. Wzmożony ruch zaobserwować można zwłaszcza w weekendy - zmiana turnusów sprawia, że na drogach dojazdowych do kurortów robi się tłoczno.

 Niestety, duża część z urlopowiczów, którzy zdecydowali się na wczasy w kraju, nie dojedzie do miejsc przeznaczenia autostradami. Większość tras wakacyjnych przebiega po drogach lokalnych, a na tych roi się od policyjnych patroli i fotoradarów.  

 Zmiany w sposobie oznakowania fotoradarów (z poboczy zniknęły już wszystkie szare maszty fotoradarowe) wprowadziły wśród zmotoryzowanych duże zamieszanie. Część kierowców sądzi, że skoro nieopodal tabliczki informującej o kontroli prędkości nie stoi żadna "skrzynka", mogą bez obaw wcisnąć mocniej pedał gazu. To błąd.   

Reklama

Przypominamy, że nie wszystkie tego rodzaju urządzenia spina cyfrowa sieć CANARD obsługiwana przez inspekcję transportu drogowego. Prawo posiłkowania się w swojej pracy fotoradarami mają również strażnicy miejscy i gminni. Mogą oni ustawić urządzenie kontrolne w każdym miejscu, w którym kierowcy informowani są o możliwości przeprowadzania kontroli stosownymi znakami.  

 Co więcej, o ile w przypadku żółtych skrzynek systemu Canard liczyć można na pewną wyrozumiałość (próg wielu urządzeń ustawionych jest o około 7-10 km/h wyżej niż dopuszczalny limit), o tyle w przypadku radarów straży miejskiej najczęściej "nie ma zmiłuj".

Pamiętajmy, że mandaty za przekroczenie prędkości to dla wielu samorządów prawdziwa "żyła złota". Nawet błahe z pozoru przekroczenie - o 5 km/h - może nas więc kosztować - zgodnie z obowiązującym taryfikatorem - 50 zł. 15 km/h ponad limit to już - co najmniej - 100 zł i 2 pkt. karne. 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy