Do Krakowa starym dieslem? Masz dwa miesiące by oszukać system
Władze Krakowa ostrzegają, by nie kupować diesli sprzed 2010 roku, bo od 1 lipca 2024 nie wjedziecie nimi do stolicy Małopolski ze względu na strefę czystego transportu. Na szczęście znalazłem sposób, by dać wam dwa lata ekstra. Mogłem o nim nie pisać, ale wówczas zachowałbym się jak... władze Krakowa.
Kocham Kraków. Zostawiłem tu kilka lat życia i zawsze będę wspominał ten okres jako niezwykle pouczający. Ze stolicą Małopolski mam jednak pewien problem. Ok - rozumiem, że kwestia natłoku samochodów doskwiera każdej europejskiej metropolii, ale sposób, w jaki Kraków stara się uspokajać i kanalizować ruch, nazwać można jedynie naparzanką z kierowcami. Betonoza zmienia się dziś w słupkozę, zwężeniozę, których jedynym efektem zdaje się być korkoza i permanentna nerwica lwiej części mieszkańców samego Krakowa i okolicznych miejscowości, którzy muszą przecież jakoś dostać się do roboty i zaparkować.
Inaczej niż naparzanką z kierowcami nie sposób też nazwać czysto krakowskiego wynalazku, jakim jest umieszczenie parkingów systemu park&ride - które zachęcać mają zmotoryzowanych do porzucenia samochodów na rzecz komunikacji publicznej - wewnątrz strefy czystego transportu. Czy naprawdę nikomu w magistracie nie zapaliła się lampka, że objęcie SCT całego obszaru administracyjnego miasta to - po prostu - idiotyczny pomysł? I dlaczego nikt wcześniej - w skali całego globu - nie zdecydował się na takie rozwiązanie?
- Mamo, mamo, pojedziemy do Krakowa zobaczyć smoka?
- Nie kochanie, bo nasz Passat TDI nie spełnia euro 5. Moglibyśmy wprawdzie zostawić go na parkingu i pojechać dalej tramwajem, ale do parkingu nie da się dojechać, bo... nasz Passat TDI nie spełnia euro 5. Rozumiesz, dziecko? Nie? Spokojnie - mama też nie.
I tatuś również.
A skoro już jesteśmy przy strefie czystego transportu. Urzekła mnie jedna z ostatnich publikacja krakowskiego magistratu, który ostrzega kierowców, by "nie dali nabić się w starego Diesla"
Dobrze rozumiecie. Władze miasta, które chce uchodzić za tolerancyjne i otwarte na turystów nazywają "starymi" auta sprzed 2010 roku, czyli - uwaga - 14-latki. W Polsce, gdzie średni wiek samochodu - z wyłączeniem tzw. martwych dusz - wynosi dziś ponad 15,5 roku. Przekaz?
Takich kierowców to my w Krakowie nie chcemy. Przeciętniaki, co to mogą się pochwalić statystycznym polskim autem (wg CEPiK-u 48 proc. parku polskich samochodów napędzana jest silnikami Diesla), niech jadą sobie zwiedzać Warszawę. Nie po to smok wawelski zieje ogniem emitując w powietrze tony CO2, by jeszcze jacyś turyści smrodzili nam pod oknami swoimi autami!
Władze Krakowa, na oficjalnych stronach miasta, twierzdą przy tym, że podobna strefa, obejmująca swoim obszarem całą aglomerację, funkcjonuje dzisiaj w Londynie. Zapominają jednak dodać, że - jeśli auto nie spełnia wymagań londyńskiej strefy ULEZ, można po prostu zapłacić 12,5 funta za możliwość dobowego poruszania się po niej takim pojazdem.
Turysta może więc wyciągnąć z kieszeni 12 funciaków i od wielkiego dzwonu - dojechać swoim starym Vauhxallem niemalże pod samego Big Bena. Oczywiście nie musi, bo ma przecież do dyspozycji świetnie działające metro, ale może. W Krakowie nie ma ani metra, ani możliwości wykupienia wjazdu. Jest za to kara w wysokości 500 zł za dobę. Brawo radni. Budżet miasta lubi to!
Zgodnie z planami wprowadzenia SCT w Krakowie, od 1 lipca 2024 roku po terenie miasta będą mogły poruszać się: samochody benzynowe z normę emisji spalin minimum Euro 1 lub odpowiadającej jej datą produkcji (od 1.07.1992),samochody wysokoprężne z normą emisji spalin Euro 2 lub odpowiadającej jej datą produkcji (od 1.01.1996). Nie tak źle, prawda? Nie do końca, bo w uchwale radnych wprowadzającej strefę jest pewien haczyk. Powyższe warunki dotyczą wyłącznie aut zarejestrowanych po raz ostatni przed 1 marca 2023 roku. Wszystkie rejestrowane później, niezależnie czy kupiliśmy je w Polsce, zagranicą czy np. dostaliśmy w spadku, muszą spełniać inne wymagania.
Ściślej:
- euro 3 lub odpowiadająca tej normie data produkcji dla silników benzynowych (od 2000 roku),
- euro 5 lub odpowiadającatej normie data produkcji dla silników wysokoprężnych (od 2010 roku).
Jeśli więc chcielibyście wjechać do Krakowa kupionym dziś benzynowym oldtimerem (autem sprzed 2000 roku) lub dowolnym dieslem sprzed 2010 roku, od 1 lipca 2024 roku nie będzie takiej możliwości. Czy oznacza to, że osoby, które nie mogą pozwolić sobie na nowszy pojazd kupując diesla sprzed 2010 roku muszą posiłkować się kredytem skazane są na zakup auta z silnikiem benzynowym? Teoretycznie tak, ale póki co - przynajmniej do 1 stycznia 2024 roku - skorzystać można jeszcze z pewnej luki.
W wymaganiach brzegowych dotyczących SCT w Krakowie mowa jest o ostatniej rejestracji przed 1 marca 2023 roku, ale obowiązujące przepisy wciąż nie zobowiązują nabywcy do zarejestrowania samochodu po zakupie. Stanie się tak dopiero z 1 stycznia 2024 roku, gdy za niedopełnienie obowiązku złożenia wniosku o rejestrację w terminie 30 dni od zakupu właścicielowi grozić będzie kara w wysokości 500 zł (1000 zł jeśli spóźni się o więcej niż 180 dni). Oznacza to, że jeszcze przez dwa miesiące zupełnie legalnie możemy kupić dowolny zarejestrowany w Polsce samochód osobowy i - chociażby za pośrednictwem serwisu gov.pl - zgłosić jego nabycie. Samo zgłoszenie nie jest równoznaczne z zarejestrowaniem - a dotyczy jedynie przeniesienia własności.
Wniosek? W papierach wszystko się zgadza - wprawdzie auto kupiliśmy w listopadzie lub grudniu 2023 roku, ale ostatnia rejestracja w Polsce jest sprzed 1 marca 2023 roku. Co zyskujemy korzystając z takiej opcji, zachowując przy okazji dotychczasowy dowód i tablice rejestracyjne? Dwa lata poruszania się po Krakowie naszym samochodem, bo "preferencyjne" warunki wjazdu dla aut zarejestrowanych po raz ostatni przed 1 marca bieżącego roku obowiązywać mają do 30 czerwca 2026 roku. Po tej dacie, auta zarejestrowane przed 1 marca 2023 roku będą musiały spełniać:
- w przypadku pojazdów zasilanych benzyną (LPG) - minimum norma Euro 3 (od 2000 roku),
- w przypadku pojazdów z silnikami Diesla - minimum norma Euro 5 (od 2010 roku).
Jeśli więc rozważacie teraz zakup diesla z roczników do 2009 roku i nie planujecie jeździć nim dłużej niż do połowy 2026 roku, "atrakcyjna cena", przed którą przestrzegają władze Krakowa może się okazać prawdziwą okazją, o ile nie wybierzecie się przerejestrować samochodu do wydziału komunikacji. Oczywiście mogłem nie mówić tego publicznie, bo przecież zdrowie mieszkańców Krakowa jest dla mnie najważniejsze. Niestety nie pozwala mi na to etyka dziennikarska. Wówczas zachowałbym się po prostu jak władze miasta, które - porównując się z Londynem - zapominają wspomnieć o możliwości płatnego wjechania do stolicy UK dowolnym pojazdem, który nie spełnia wymogów strefy ULEZ.