Boisz się przeglądu? Są na to sposoby!
Z każdym rokiem wzrasta liczba świadomych kierowców, którzy regularnie serwisują swoje pojazdy. Duża grupa właścicieli aut wciąż jednak pojawia się na przeglądzie tylko wówczas, gdy upływa termin ważności obowiązkowego badania technicznego.
Kierowcy udają się do okręgowej stacji badania pojazdów z cichą nadzieją, że "jakoś to będzie". Wielu nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, jak wiele czynników wpływa na fakt, czy ich pojazd zaliczy badanie z wynikiem pozytywnym.
Na szczęście, by zminimalizować ryzyko niepowodzenia, wystarczy przestrzegać kilku żelaznych zasad, o których - w czasie codziennej eksploatacji - często zdarza się nam zapominać...
Od pewnego czasu diagności mają nieco większą swobodę w ocenianiu stanu technicznego konkretnego pojazdu. Nie każda nieprawidłowość skutkuje "oblaniem" przeglądu - wykryte usterki mogą być zakwalifikowane do jednej z trzech grup: drobnych, istotnych lub stwarzających zagrożenie. W przypadku tych ostatnich (jak np. uszkodzenie przekładni kierowniczej, nadmierne zużycie okładziny hamulcowej itp.) o uzyskaniu upragnionej pieczątki nie mamy co marzyć. To, czy samochód przejdzie przegląd, jeśli diagnosta wykryje usterki kwalifikowane jako "istotne", zależy już wyłącznie od dobrej woli kontrolującego.
Na jakie "drobnostki" zwrócić uwagę przed wizytą na stacji diagnostycznej, by kosztujący niemal sto zł przegląd nie skończył się już po pierwszych kilkunastu sekundach?
Mało kto wie, że przegląd może się zakończyć jeszcze zanim nasz samochód wjedzie na ścieżkę diagnostyczną. Na pozytywny wynik nie mamy np. co liczyć, jeśli - już na pierwszy rzut oka - naprawy wymaga przednia szyba lub klosze reflektorów. Wprawdzie nie każde pęknięcie musi być zakwalifikowane jako "usterka zagrażająca bezpieczeństwu", ale większość diagnostów z miejsca uzna je za poważne niedociągnięcie i odmówi dalszych czynności. Dla własnego bezpieczeństwa sprawdźmy też, czy każde z kół przykręcone jest kompletem śrub...
Żelazną zasadą jest stawienie się na przegląd pojazdem z wyposażeniem odpowiadającym temu, jakie dane auto posiadało w momencie opuszczenia fabryki. Oznacza to np., że przeglądu raczej nie przebrnie samochód ze zdemontowaną tylną wycieraczką lub... wycieraczkami reflektorów. To samo dotyczy też wyposażenia wnętrza. Jeśli mamy np. auto z nadwoziem typu kombi i - by zwiększyć możliwości przewozowe - wymontowaliśmy tylne zagłówki, do stacji kontroli nie mamy po co jechać.
W większości przypadków przeglądu nie przejdzie też pojazd z obluzowanymi zderzakami (lub ich elementami), które mogą spowodować poważne uszkodzenia ciała w przypadku potrącenia pieszego. Właściciele - zwłaszcza aut francuskich - muszą też sprawdzić, czy koło zapasowe dobrze trzyma się w uchwycie i nie grozi wypadnięciem. Jeśli nie - z pieczątki nici.
Diagnosta może również nie podbić przeglądu, jeśli w polu widzenia kierowcy (do przodu lub na boki) znajdują się przeszkody znacząco ograniczające widoczność. Młodym adeptom sztuki prowadzenia podpowiadamy, że za takie uznane mogą być np. zwisające z lusterka pluszowe kostki lub płyta kompaktowa...
Ryzyko niezaliczenia obowiązkowego przeglądu możemy też zminimalizować dokonując najprostszych oględzin w komorze silnika. Koniecznie sprawdźmy, czy akumulator jest na stałe przykręcony do nadwozia (podskakujący na dziurach łatwo uszkodzić, stwarza też poważne ryzyko pożaru), a kluczowe elementy instalacji elektrycznej nie są luźne. Komplet plastikowych opasek zaciskowych kosztuje ledwie kilka złotych, za to stwierdzenie przez diagnostę "niepewnego mocowania instalacji elektrycznej" na 90 proc. zakończy badanie przed czasem.
Mało który kierowca zdaje sobie też sprawę z faktu, że niezaliczeniem przeglądu skończyć się może niemal każdy wyciek płynu eksploatacyjnego. "Nadmierny wyciek któregokolwiek z płynów" jest bowiem traktowany jako usterka stwarzająca zagrożenie dla środowiska. Przed wizytą u diagnosty warto więc sprawdzić stan połączeń w układzie chłodzenia i uszczelniaczy silnika, skrzyni biegów czy tylnego mostu.
Przed wyprawą na stację diagnostyczną warto też skontrolować stan wydechu. Co ciekawe, wyraźna nieszczelność wcale nie musi skutkować brakiem zaliczenia przeglądu. Nie otrzymamy go jednak, jeśli diagnosta stwierdzi, że tłumiki są nadmiernie obluzowane i stwarzają ryzyko odpadnięcia. Przeglądu nie zaliczą również ci, którzy przerobili wydech w sposób, który ma niekorzystny wpływ na poziom hałasu... Trzeba pamiętać, że ten przepis może zostać również wykorzystany przez diagnostę w przypadku stwierdzenia usunięcia katalizatora.
Na koniec wypada dodać, że nawet jeśli diagnosta nie wykryje wszystkich niedociągnięć lub "przymknie oko" na konkretne usterki, nie oznacza to wcale, że auto nadaje się do dalszej bezstresowej eksploatacji. Pamiętajmy, że w przypadku stwierdzenia np. pęknięcia przedniej szyby przy pierwszej lepszej kontroli dowód rejestracyjny zatrzyma policjant drogówki. W takim przypadku jednak od jego decyzji nie przysługuje nam żadne odwołanie!