Volkswagen Passat Variant R-Line Edition - można się wyróżnić

Modernizacja Passata to przede wszystkim „aktualizacja technologii” jakie znajdziemy na jego pokładzie, ale także kilka ciekawostek. Jedną z nich jest testowana limitowana odmiana R-Line Edition.

Co zmieniła modernizacja Passata? Osobom postronnym trudno to stwierdzić, ale kierowca wyraźnie odczuje każdą ze zmian. Na przykład nowe są przednie reflektory - poza tym, że mają inny wzór świateł do jazdy dziennej, wyposażono je w matrycowe LEDy (po 32 diody na reflektor). Oznacza to, że auto potrafi używać "długich" nawet kiedy jedzie za jakimś pojazdem lub coś nadjeżdża z naprzeciwka. Komputer analizując obraz z kamery po prostu wycina wiązki światła, aby oświetlać jak największą część drogi, ale nikogo nie oślepiać. Niby nic nadzwyczajnego, wiele nowoczesnych aut już to ma, ale w Passacie system działa wyjątkowo dobrze. Inne rozwiązania często "czekają" aż wokół nas zapanuje zupełna ciemność, a kiedy z naprzeciwka jadą dwa samochody, przestają świecić w ich kierunku, zamiast odpowiednio "poszatkować" strumień światła. W Passacie system potrafi aktywować się nawet na drodze z latarniami, doświetlając ciemniejsze miejsca. Nie "boi się" także działać w obecności kilku innych pojazdów.

Reklama

Nowe są także światła z tyłu i choć mają inny wzór, trzeba być znawcą modelu, żeby to zauważyć. Chyba, że będziecie jechać za takim Passatem, a jego kierowca zacznie hamować. Wtedy trzy kształty ("skrzydła" jak je nazywa Volkswagen) zmieniają się w swoje lustrzane odbicia. Wygląda to całkiem efektownie i ma też praktyczną funkcję - dla ludzkiego oka zapalenie się "stopów" wygląda jak ruch, co dodatkowo przyciąga wzrok i zwraca uwagę.

We wnętrzu natomiast wita nas nowa kierownica, która poza odświeżonym wyglądem, potrafi wykryć, czy ją trzymamy. Wykorzystywane jest to przez systemy wsparcia kierowcy, które do tej pory musiały "czuć" nasze ruchy, a przynajmniej jakikolwiek opór, gdy kręciły kierownicą. Teraz nawet pozostając w bezruchu na prostej drodze, Passat "wie" co robimy z rękami.

Kolejną nowością są wirtualne zegary ze zmienionym oprogramowaniem i grafiką. Dotychczas stosowane wyglądały całkiem nieźle, ale miały bardzo ograniczony sposób prezentowania wskazań. Teraz do wyboru jest kilka, zupełnie różnych widoków, które dodatkowo można indywidualnie konfigurować. Odświeżono także system multimedialny, który różni się głównie nowym ekranem głównym, dodatkowym menu wysuwanym z góry (jak w smartfonie) oraz nową nawigacją (z mniej intuicyjną obsługą, niż dotychczas).

Ostatnią z modyfikacji jest zrezygnowanie z analogowego zegarka, który pojawił się w poprzedniej generacji modelu. Teraz zamiast niego, mamy napis PASSAT. Zupełnie nie rozumiemy tego posunięcia.

Bez zmian na szczęście pozostała wysoka jakość materiałów, które użyto we wnętrzu oraz jego przestronność. Z uwagi na wysoki tunel środkowy lepiej nie sadzać z tyłu trzech osób, ale dwie będą miały miejsca pod dostatkiem. Świetnie sprawdzają się też fotele, które są bardzo wygodne i mają wysokie boczki, zapewniając pewne podparcie. Pokryto je naturalną skórą z elementami imitującymi fakturę karbonu, co dobrze wpisuje się w lekko usportowiony charakter odmiany R-Line.

Ale przypomnijmy, że do naszego testu nie trafił zwykły Passat R-Line, ale limitowana do 2000 egzemplarzy wersja R-Line Edition. Dostępna jest tylko w wersji kombi i jednym wariancie kolorystycznym. Zarezerwowany dla tej odmiany lakier Moonstone Grey urozmaicają lakierowane na czarno dach, lusterka, a także grill, listwy w przednim zderzaku i dyfuzor w tylnym. Warto przy tym zwróci uwagę, że wraz z liftingiem zamiast atrap udających dwie końcówki wydechu, mamy... imitację czterech końcówek wydechu. Czy naprawdę doprowadzenie rur na oba rogi zderzaka jest tak kosztowne i skomplikowane?

Wyglądu Passata R-Line Edition dopełniają 19-calowe felgi, również lakierowane na czarno. Dla wielu osób Passat zawsze pozostanie Passatem, ale przyznajemy, że testowana odmiana to najlepszy sposób, żeby kupując ten model móc się choć trochę wyróżnić na ulicy. Auto wyraźnie daje do zrozumienia, że nie jest to "służbówka", ani pojazd kupiony wyłącznie z rozsądku.

Prezencja sugeruje też niezłe osiągi i takie też są w rzeczywistości. R-Line Edition można zamówić tylko z dwoma, topowymi jednostkami. Do wyboru mamy 2.0 TSI rozwijające 272 KM oraz 2.0 TDI generujące 240 KM. Nasz egzemplarz napędzała druga z nich, standardowo zestawiona z 7-stopniową przekładnią DSG oraz napędem na wszystkie koła. Auto rozpędza się do 100 km/h w 6,7 s i może jechać nawet 241 km/h. To o wiele więcej niż potrzeba, nawet przy dalekim wyjeździe wakacyjnym w pełni zładowanym autem. Daje jednak przyjemną pewność, że w każdej sytuacji możemy sprawnie przyspieszyć. Spalanie przy dynamicznej jeździe w ruchu miejskim oscyluje w granicach 12 l/100 km co jest dobrym wynikiem, biorąc pod uwagę wielkość i możliwości samochodu.

Rodzinne kombi z dieslem pod maską nie ma w sobie wiele z auta sportowego, nawet jeśli na prostej potrafi zrobić wrażenie. Niemniej Passat radzi sobie w zakrętach naprawdę dobrze, co jest zasługą między innymi adaptacyjnego zawieszenia, które po modernizacji nie ma już trzech podstawowych ustawień, ale płynną regulację twardości amortyzatorów. Wcześniej rozwiązanie to pojawiło się już w Arteonie i daje możliwość wybrania jednego z 15 ustawień. W najbardziej sportowym auto robi się wyraźnie bardziej zwarte, a progresywny układ kierowniczy (obecnie występujący tylko w R-Line Edition) pozwala precyzyjnie umieścić Passata w zakręcie. Swoje trzy grosze dokłada także napęd 4MOTION, który co prawda jest dołączany, ale potrafi pomagać w stabilizowaniu auta podczas pokonywania łuków.

Zmodernizowany Volkswagen Passat jest teraz nowocześniejszy i bardziej bezpieczny, co było głównymi założeniami podczas przeprowadzania face liftingu. Bez zmian została przestronność, wielki bagażnik (650 l) oraz wysoki komfort jazdy (choć 19-calowe koła potrafią o sobie przypomnieć na bardzo dziurawych drogach, nawet w najbardziej komfortowym ustawieniu zawieszenia). Testowana wersja daje ponadto możliwość wyróżnienia się na tle innych rodzinnych kombi, ale kosztuje przy tym niemało. Wersja benzynowa została wyceniona na 236 690 zł, natomiast testowany diesel na 240 999. Pewnym usprawiedliwieniem jest niemal kompletne wyposażenie - skórzana tapicerka, nawigacja z ekranem 9,2 cala, matrycowe reflektory, adaptacyjne zawieszenie, aktywny tempomat i inni asystenci kierowcy, zestaw kamer dookolnych oraz wiele innych elementów. Pomimo tego dodatki w testowanym egzemplarzu podbiły cenę o kolejne 20 tys. zł.

Michał Domański

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy