Samochody na prąd, czyli życie bez pośpiechu

Już wiemy, że testowana przez nas Skoda Enyaq iV 80 doskonale wypada w roli kompana podczas podmiejskich wycieczek i dobrze, pomimo pokaźnych rozmiarów, na ulicach miasta. Jak jednak spisze się na liczącej kilkaset kilometrów podróży autostradą?

Aby to sprawdzić, w pogodną, przynajmniej na początku, październikową  niedzielę pojechaliśmy z Krakowa do Wrocławia z postanowieniem, by jeszcze tego samego dnia wrócić pod Wawel.

W dzisiejszych czasach taka eskapada to bułka z masłem. Ale nie w przypadku "elektryka". Tu emocji dostarcza nieustanne obserwowanie zużycia energii, rozważanie, czy już nie czas na postój w celu jej uzupełnienia, pilnowanie ekonomiki jazdy itp. O pewnej egzotyce wspomnianej próby świadczy fakt, że na całej trasie nie spotkaliśmy żadnego innego samochodu z zielonymi tablicami rejestracyjnymi.

Reklama

Jak było? Zaczniemy od narzekania, sprowadzającego się do pytania: kiedy? Kiedy zostanie wreszcie zmieniony sposób uiszczania opłat za korzystanie z polskich autostrad? Kiedy polskie autostrady doczekają się trzeciego pasa na całej swojej długości? I jedno, i drugie jest warunkiem upłynnienia ruchu na naszych najważniejszych drogach.

Traciliśmy czas w długich kolejkach przed bramkami. Musieliśmy mocno spowolnić na remontowanych odcinkach A4. Utknęliśmy w mierzącym, według wskazań nawigacji, ponad 6 kilometrów długości megakorku na Opolszczyźnie, który po kilkudziesięciu minutach, jak to często bywa, nagle się  rozpłynął, bez informacji o przyczynie zatoru. Kierowcy karnie utworzyli korytarz życia, którym jednak nie przejechał żaden ambulans, wóz straży pożarnej czy policji.

Powyższe perypetie sprawiły, że do stolicy Dolnego Śląska dotarliśmy po czterech godzinach. W podobnym czasie pokonywaliśmy ten dystans... fiatem 126p. Dawno, dawno temu, w epoce przedautostradowej. Dodajmy, że niewiele lepiej było w drodze powrotnej.

Wpływ na taki wynik niewątpliwie miało ogólne tempo jazdy. Nawet na odcinkach bez utrudnień staraliśmy się nie przekraczać prędkości 120-130 km/godz. Z myślą o oszczędzaniu prądu. Przed wyjazdem naładowaliśmy baterię do pełna (wbrew radom z fabrycznej instrukcji obsługi, która zaleca, by dla dobra akumulatora uzupełniać energię do poziomu 80 proc. jego pojemności), co według wskazań komputera pokładowego miało pozwolić na przejechanie 392 km.

Ponieważ GPS informował, że od Wrocławia dzielą nas 283 km, dawało to sporą rezerwę zasięgu. Tak czy inaczej nie było większego powodu do niepokoju, ponieważ mamy kartę "paliwową" firmy Greenway, a zarówno przy samej autostradzie, jak i w mijanych miastach jest co najmniej kilkanaście ładowarek tej sieci, ale mieliśmy ambicję, by pokonać całą trasę na jednym "baku".

I to się udało. Chociaż u celu podróży świeciła się już na pomarańczowo rezerwa, to komputer wciąż pokazywał w miarę bezpieczny zasięg: 78 km. Do tej chwili przejechaliśmy 266 km, ze średnią prędkością 66 km/godz. w czasie 4 godzin i 3 minut, zużywając średnio 21,7 kWh/100 km.

Do prądu podłączyliśmy się na terenie wielkiego centrum handlowego na Bielanach Wrocławskich. Znajdują się tu aż 4 ładowarki Greenway, ale nieobeznanemu w terenie przybyszowi nie jest łatwo je znaleźć. Internetowa mapa rzeczonej sieci nie jest skojarzona z GPS na zasadzie "Prowadź do...", nie podaje też dokładnych współrzędnych. Zamiast tego mamy "Szczegóły lokalizacji"  w postaci opisu. Na przykład: "Ładowarka zlokalizowana jest w alejce 17 na parkingu zewnętrznym vis a vis Auchan od strony Alei Karkonoskiej".

Będąc we Wrocławiu, nawet tak krótko jak my, warto odwiedzić wielce atrakcyjne centrum miasta, czyli Rynek i jego okolice. Najpierw jednak trzeba gdzieś w pobliżu zaparkować. Rzecz jasna nie jest to łatwe zadanie. Bardzo zatem ucieszyliśmy się, znajdując niemal w samym sercu stolicy Dolnego Śląska, przy placu Kościuszki, cztery miejsca postojowe przeznaczone wyłącznie dla samochodów elektrycznych. Radość nasza była tam większa, że nie były one zablokowane przez żadne przypadkowe, nieuprawnione pojazdy. Godne podziwu poszanowanie lokalnych przepisów...

Droga powrotna upłynęła pod znakiem deszczu i korków. Późnym wieczorem  dotarliśmy do Krakowa. Rzut oka na ekran z danymi, dotyczącymi tej części podróży: odległość 272 km, 4:05 godz. jazdy, średnia prędkość 67 km/godz., średnie zużycie energii 20,8 kWh/100 km.

Pora na wnioski końcowe. Samochodem elektrycznym można z powodzeniem wybrać się w dłuższą trasę, choć wiąże się to z pewnym stresem i wyrzeczeniami. "Elektryk" jest świetnym nauczycielem slow life, czyli życia bez pośpiechu. Podczas ładowania akumulatora masz czas na drzemkę, lekturę lub choćby rozmyślania o niebieskich migdałach. Wolniej jeździsz, co przekłada się na większe bezpieczeństwo na drodze i wpływa na temperament kierowcy skuteczniej niż znaki z ograniczeniami prędkości, obawa przed ryzykiem spotkania z policją, instalowane w autach limitery itp. Słowem... jest inaczej.

Testowana przez nas Skoda Enyaq potwierdziła, że jest samochodem bardzo sympatycznym. Przestronne wnętrze, wygodne fotele, wysoka, jak to w SUV-ie, pozycja za kierownicą, panująca w kabinie cisza, bogate, absolutnie wystarczające wyposażenie, miłe poczucie wyjątkowości. Słowem... jest dobrze.

***


       

 

   

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy