Lexus NX. Czy taki samochód może mieć wady?
Rzadko się zdarza, by samochód zachwycił mnie od pierwszego wejrzenia czy pierwszych chwil za kółkiem. A to fotele niewygodne, a to przyspieszenie słabe, lusterka za duże, bagażnik jak budka dla kota albo brak USB. Mogę wyliczać i wyliczać. Ale nie w przypadku Lexusa NX 300h.
Auto od razu przykuwa wzrok bardzo odważną stylistyką. Agresywne, o mocno zarysowanych kształtach i przetłoczeniach po bokach, z ukośnie ściętymi reflektorami od razu krzyczy - halo, oto jestem, patrzcie i podziwiajcie! I rzeczywiście - przyciąga uwagę i spojrzenia nie tylko męskiej części społeczeństwa. W końcu kobiety coraz częściej wybierają duże samochody, kończąc z mitem, że babskie auto musi być małe i różowe.
Lexusa NX nie pomylisz z żadnym innym, na zatłoczonym parkingu od razu wyłowisz go z tłumu innych samochodów. Z jednej strony to dobrze - powie ktoś, kto lubi się wyróżniać i podnosić ciśnienie sąsiadom. Jeśli jednak zależy ci na dyskrecji i nie lubisz zwracać uwagi, lepiej poszukaj innego modelu. Bo w tym aucie nie zostaniesz niezauważony...
Testowany model to hybryda z 2,5 litrowym silnikiem o mocy 197 KM. Do setki potrzebuje 9,2 sekundy. Szału więc nie ma i raczej nie ruszysz na światłach z piskiem opon. Ale na szczęście oprócz trybu Normal i Eco, mamy też Sport, a nawet Sport+ i to on dostarczy malkontentom lepszych wrażeń oraz przyjemnego mruczenia silnika. Jeśli to za mało, masz do wyboru benzynową jednostkę 200t o mocy 238 KM z przyspieszeniem 7,1 s.
Lexus NX prowadzi się bardzo dobrze, auto pewnie wchodzi w zakręty, a dzięki nowemu zawieszeniu, które analizuje nawierzchnię i dobiera automatycznie odpowiedni tryb, niegroźne nam będą dziury i koleiny. W kabinie panuje przyjemna dla ucha cisza, co wyraźnie poprawia komfort jazdy nawet przy większych prędkościach.
Środek nie pozostawia wątpliwości, że mamy do czynienia z autem klasy premium. Od razu widać, że projektanci nie oszczędzali i ekskluzywnie wykończone wnętrze robi wrażenie. Skórzane, elektrycznie regulowane fotele kierowcy i pasażera mają tyle kombinacji ustawień, że każdy znajdzie odpowiednią dla siebie pozycję. Miejsca w kabinie jest sporo, również pasażerowie z tyłu nie mogą narzekać na ciasnotę. Bagażnik liczy przyzwoite 555 litrów. Jeśli zapragniesz złożyć tylne siedzenia już nie musisz wysiadać z auta - zrobi to za ciebie elektryczny silniczek, sterowany przyciskiem. 9 sekund i gotowe! Przyciski umieszczono w czterech miejscach, co pozwala na wygodne korzystanie z nich w zależności od potrzeb.
Testowany model wyposażony jest w ogromny panoramiczny dach, ta opcja kosztuje co prawda 3960 zł, ale zapewnia niesamowite wrażenie i jest jak najbardziej warta tych pieniędzy.
Kamerę cofania mamy już w podstawowej wersji i pokazuje ona nie tylko obraz z tyłu, ale także z lotu ptaka. Dzięki temu manewry na zatłoczonym osiedlowym parkingu będą o wiele prostsze i nie zaskoczy nas samotny, niepozorny słupek, którego jeszcze wczoraj tam nie było.
Na szczególną uwagę zasługuje też dotykowe oświetlenie wnętrza - koniec z szukaniem przycisków i zastanawianiem się, który do czego. Wystarczy przejechać palcem i mamy jasność. Wszystko działa bardzo intuicyjnie. Podobnie rzecz się ma z systemem multimedialnym - dostępny w naszym Lexusie NX touch-pad (nowość) pozwala na bardzo łatwą obsługę. Nawet, o zgrozo, w czasie jazdy, ponieważ zasada działania jest podobna jak w laptopie. Miziasz palcem, klik i gotowe. Dodatkowo wibracyjny system "odpowie", który przycisk na ekranie został wybrany.
Jak ktoś lubi, może korzystać z wyświetlacza HUD na przedniej szybie, który pokazuje m.in. prędkość i tryb jazdy. Z kolei amatorzy długich rozmów przez telefon (mam tu na myśli oczywiście pasażerów) już nie muszą martwić się stanem baterii - bezprzewodowa ładowarka umożliwia ładowanie telefonu za każdym razem, kiedy leży w schowku w podłokietniku.
Czy taki samochód może mieć jakieś wady? Oprócz ceny trudno doszukać się mankamentów. Jedyne, co zwraca uwagę to dziwny płaski kształt nad deską rozdzielczą, w którym mieści się HUD, a który wygląda jak czarny naleśnik przyklejony nie wiadomo po co. No, cóż kwestia gustu...
Ponadto moim zdaniem zbyt wolno pojawia się ciepło w kabinie, ale to akurat możemy sobie zrekompensować, włączając podgrzewanie foteli.
Więcej grzechów nie pamiętam i jeśli ktoś ma wolne 170 tysięcy złotych (najtańsza wersja) i chciałby zrobić mi prezent na święta, to chętnie przyjmę. A, i najważniejsze - kolor. Może być biały...
Ewa Janecka