Po wyroku w sprawie wypadku Wałęsy
To zadziwiające, z jaką łatwością Polacy ferują wyroki w sprawach, na których się nie znają lub mają o nich jedynie blade pojęcie.
Dotyczy to zarówno metodologii badań obecności śladów materiałów wybuchowych po katastrofach lotniczych, organizacji służby zdrowia, jak i bezpieczeństwa ruchu drogowego. Zamiast stwierdzić krótko: nie znam się, nie mam dostępu do wiedzy o faktach, zatem nie wypowiadam się, każdy aż pali się, by zabrać głos i zająć stanowisko.
Szczególnie ostro są traktowani przez opinię publiczną ludzie powszechnie znani: politycy, artyści, sportowcy, dziennikarze telewizyjni itp. Gdy jakiś parlamentarzysta zostanie przyłapany na zbyt szybkiej jeździe samochodem, to nawet gdy wyrazi skruchę, nie zasłania się immunitetem i bez szemrania zapłaci mandat, nie może liczyć na wyrozumiałość. Usłyszy i przeczyta wiele gorzkich słów na temat arogancji władzy, poczuciu bezkarności, sobiepaństwie itp.
Gdy tzw. celebryta ma pecha i spowoduje swoim autem kolizję, dowie się, że jest piratem drogowym, pijakiem, a przy okazji beztalenciem i zwyczajną ludzką miernotą. Nie było litości dla Otylii Jędrzejczak, nie było i nie ma dla Macieja Zientarskiego, mimowolnych (bo wszak nie działali z premedytacją) sprawców, ale też i ofiar tragicznych wypadków.
Teraz ludzie, nie znający wszystkich okoliczności zdarzenia, akt śledztwa, ważnych szczegółów, nie zostawiają suchej nitki na Jarosławie Wałęsie i sądzie, który skazał na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata kierowcę toyoty, oskarżonego o spowodowanie wypadku, w którym europoseł doznał poważnych obrażeń.
Więcej na ten temat: motoryzacja.interia.pl