Polskie drogi

Wypadek Szydło. Ponowne przesłuchania świadków

Krakowski sąd okręgowy przesłuchał trzech z kilkunastu świadków, ponownie wezwanych w sprawie wypadku, w którym poszkodowana została m.in. była premier Beata Szydło. Tym razem zostali oni przesłuchani z udziałem biegłego psychologa, o co wnioskowała prokuratura.

W lipcu ub.r. oświęcimski sąd rejonowy uznał, że Sebastian Kościelnik (zezwolił na podanie nazwiska), jest winien nieumyślnego spowodowania wypadku w Oświęcimiu w 2017 r; zarazem umorzył on warunkowo postępowanie na okres jednego roku i uznał, że przepisy złamał także kierowca BOR. Sąd zdecydował, że Kościelnik musi zapłacić po tysiąc zł nawiązki poszkodowanym w wypadku - byłej premier Beacie Szydło oraz funkcjonariuszowi BOR; ma na to dwa miesiące od uprawomocnienia się wyroku. Sąd zwolnił mężczyznę od kosztów procesu.

Z taką decyzją sądu nie zgodziła się ani prokuratura, ani obrona Kościelnika. Po pierwszej rozprawie odwoławczej, która przed krakowskim sądem okręgowym odbyła się na początku marca, prokurator Rafał Babiński podkreślił, że będzie domagał się uznania winy kierowcy fiata seicento i żądał dla niego roku ograniczenia wolności z obowiązkiem wykonywania prac społecznych; chce też, aby Kościelnik pokrył koszty sądowe. Z kolei obrońca młodego kierowcy, adw. Władysław Pociej w rozmowie z dziennikarzami zapowiedział, że będzie wnosił o uniewinnienie swojego klienta.

Reklama

Wtedy też sąd przychylił się do wniosku prokuratora, który chciał, żeby część świadków w tej sprawie - w sumie kilkanaście osób - została przesłuchana ponownie, tym razem z udziałem biegłego psychologa; podczas środowej rozprawy trzech spośród nich zostało przesłuchanych w trybie niejawnym.

"Mogę wskazać tylko tyle, że te zeznania faktycznie powinny odbyć się na etapie postępowania sądowego przed sądem w Oświęcimiu" - powiedział dziennikarzom po rozprawie prok. Babiński. "Sąd tak naprawdę w tym momencie naprawia pewien błąd proceduralny, popełniony przez sąd pierwszej instancji, na który prokuratura zwróciła uwagę w apelacji, i który to błąd przez sąd okręgowy został uznany za na tyle istotny, że te czynności dowodowe są powtarzane" - wyjaśnił.

"W fazie postępowania sądowego wielokrotnie sygnalizowaliśmy przed sądem pierwszej instancji, że zachodzi potrzeba przesłuchania tej konkretnej grupy osób z udziałem biegłych psychologów, żeby ci wypowiedzieli się, co do możliwości tworzenia na tej podstawie stanu faktycznego; odtwarzania tego, co rzeczywiście ci świadkowie zapamiętali, a co usłyszeli w mediach i przyjęli jako swoje własne spostrzeżenie. I to jest właśnie rola biegłego" - podkreślił Babiński.

Mimo że sprawa badana jest już od kilku lat, teraz wszystko utrudnia trwająca pandemia. "W tej chwili jest problem z tym, żeby świadkowie docierali na miejsce. Spośród wezwanych (na środową rozprawę) sześciu, zjawiło się tylko trzech; nie możemy określić, jaka była przyczyna tego niestawiennictwa" - ocenił prokurator okręgowy.

Inne spojrzenie na całą sprawę ma adwokat młodego kierowcy, który w rozmowie z dziennikarzami przypomniał, że przesłuchania świadków "to czynność powtarzana z uwagi na wniosek prokuratorski w tym zakresie". "W moim przekonaniu nie ma potrzeby prowadzenia tego dowodu, jako że materiał dowodowy zgromadzony na etapie postępowania i przygotowawczego, i przed sądem pierwszej instancji, w zupełności wystarcza do prawidłowej oceny" - zaznaczył Pociej.

Ponadto obrońca kierowcy zapewnił, że nie zmieniło się również jego stanowisko w sprawie nieuznawania winy swojego klienta; adwokat chce, żeby sąd uniewinnił Kościelnika. "Do tego zmierzają wszystkie nasze działania. Wyrażam bowiem przekonanie, że Sebastian w tej sprawie nie ponosi winy. Wyłączną winę za zdarzenie ponoszą kierowcy BOR-u" - powiedział adwokat.

Kolejna rozprawa, podczas której przesłuchani mają zostać następni świadkowie, odbędzie się pod koniec kwietnia.

W lipcowym wyroku oświęcimski sąd wskazał, że do wypadku przyczynili się też inni uczestnicy ruchu drogowego. Sprawą w tym zakresie zajęła się krakowska prokuratura okręgowa, która miesiąc później poinformowała, że nie będzie prowadziła sprawy kierowcy rządowej limuzyny. Podała wówczas, że w przesłanym przez oświęcimski sąd materiale dowodowym, "dodatkowo uzupełnianym jeszcze na wniosek prokuratury, nie znalazły się żadne nieznane wcześniej prokuraturze informacje dotyczące zdarzenia".

Sprawa dotyczy wypadku, do którego doszło w lutym 2017 r. w Oświęcimiu. Trzy rządowe samochody z ówczesną premier Beata Szydło (pojazd, w którym jechała, był w środku) wymijały fiata seicento prowadzonego przez  Kościelnika, który zatrzymał się, gdy zobaczył sygnały uprzywilejowania. Kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto z ówczesną szefową rządu, które w konsekwencji wjechało w drzewo. Poszkodowana została była premier oraz funkcjonariusz BOR.

PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy