Nasz apel: Wprowadzić pulsujące światło zielone!
Na naszych drogach robi się coraz gęściej, dlatego warto rozważyć każdy pomysł, który mógłby przyczynić się do poprawy płynności i bezpieczeństwa ruchu. Jednym z nich jest wprowadzenie do cyklu świateł na ulicznych sygnalizatorach zielonego pulsującego. Obiecujemy, że zrobimy wszystko, aby to pożyteczne rozwiązanie, znane kierowcom w innych krajach, m.in. w Austrii, we Włoszech i na Litwie, zaczęło być stosowane również w Polsce. Do działania zachęca nas sukces w zakończonej niedawno trudnej i długiej walce o uporządkowanie przepisów, dotyczących przewożenia rowerów na bagażnikach montowanych na hakach holowniczych samochodów.
Wyobraźmy sobie, że jedziemy z przepisową dla terenów zabudowanych prędkością 50 kilometrów na godzinę i zbliżamy się do skrzyżowania, na którym pali się zielone światło. Nagle, 10 metrów przed sygnalizatorem, zmienia się ono na żółte. Co możemy zrobić? Dodać gazu, jak czyni większość kierowców w Polsce, czyli popełnić poważne wykroczenie i narazić się na mandat, lub nacisnąć z całej siły pedał hamulca, ryzykując, że jadący z tyłu pojazd "zaparkuje" w naszym bagażniku. To drugie - ze względu na drogę hamowania ze wspomnianej prędkości - nie chroni zresztą przed wjazdem za sygnalizator, za którym często znajduje się przejście dla pieszych.
Ktoś powie: trzeba jeździć wolniej. Jasne, ale niby dlaczego, skoro na wielu miejskich ulicach znaki podwyższają limit dozwolonej prędkości nawet do 70 km/godz.?
Jeden z wysokich rangą rzeczników prasowych policji, zapytany o to przez dziennikarza, zalecał, by z daleka obserwować światła na sygnalizatorze. Jeżeli widzimy, że od dłuższej chwili świeci się zielone - radził - powinniśmy spodziewać się rychłej zmiany i zawczasu zdjąć nogę z gazu. Absurd, ponieważ przy tzw. inteligentnych systemach sterowania ruchem czas zielonego dla poszczególnych kierunków zależy od aktualnej sytuacji na drodze i podlega dużym zmianom. Co zatem miałoby znaczyć owo "od dłuższej chwili"?
Pomocne w takich przypadkach mogłoby być właśnie wprowadzenie do cyklu zmiany świateł pulsującego zielonego, które ostrzegałoby kierowców, że za kilka sekund na sygnalizatorze pojawi się żółte, a następnie czerwone. Kto jest wystarczająco blisko - bezpiecznie i legalnie przejedzie przez skrzyżowanie. Kto wie, że nie zdąży - jest odpowiednio wcześniej o tym poinformowany, w porę zahamuje i nie popełni wykroczenia. Proste? Ano proste. Przynajmniej tak się wydaje.
Zaczęliśmy od wyjaśnienia zagadnień technicznych. Tak jak przypuszczaliśmy, a co potwierdzili zapytani przez nas specjaliści z firm, zajmujących się produkcją i montażem ulicznych sygnalizatorów, wprowadzenie pulsującego zielonego jest możliwe. Wymagałoby jedynie zmiany oprogramowania sterowników. Większą przeszkodę stanowi prawo, bowiem zarówno w opinii Barbary Rezy z Wydziału Inżynierii Ruchu Zarządu Dróg Wojewódzkich w Krakowie, jak i Michała Pyclika z krakowskiego Zarządu Infrastruktury Komunalnej i Transportu, proponowanej przez nas sekwencji sygnałów nie uwzględniają obowiązujące przepisy.
Michał Pyclik zgłasza też inne wątpliwości...
- Załóżmy, że mamy 5 sekund zielonego migającego plus 3 żółtego, co daje łącznie 8 sekund na zmianę sygnałów. Dodajmy do tego czasy ewakuacji. Da to kilkanaście sekund na przydzielenie innej relacji. Teraz załóżmy 'inteligentną' sygnalizację dostrajającą się do natężeń ruchu. Kończą się pojazdy na wlocie/pasie ruchu i sygnalizacja dalej wyświetla migające zielone, dopiero żółte i czerwone. Powoduje to straty czasu, bo zwiększa się bezwładność sterowania (... ) - problem najbardziej istotny przy priorytecie - twierdzi Michał Pyclik.
Straty czasu? Przecież pulsujące zielone wcale nie oznaczałoby wydłużenia cyklu świateł. Po prostu w ostatniej fazie zielonego światło na sygnalizatorze zmieniałoby się ze stałego na migające. Łączny czas jego świecenia pozostałby taki sam.
Ponadto, według Michała Pyclika, pulsujące zielone niepotrzebnie dublowałoby się z żółtym, które w tej sytuacji stałoby się zbędne. Otóż, o żadnym dublowaniu się nie ma tu mowy, bowiem między oboma kolorami istnieje zasadnicza różnica - przy zielonym, nawet pulsującym, można wjechać na skrzyżowanie, przy żółtym, zgodnie z przepisami, już nie. Niewiele też zatem dałaby sugerowana przez naszego rozmówcę możliwość wydłużania czasu świecenia światła żółtego (obecnie przepisy nakazują, by ta faza cyklu trwała dokładnie 3 sekundy).
Mało entuzjastycznie do naszego pomysłu podeszła również policja.
- Nie jestem zwolennikiem usankcjonowania prawnego migającego sygnału czerwonego wyświetlanego na sygnalizatorze ogólnym S1. Propozycja ta w praktyce zastępowana jest przez montowane na słupach sygnalizacyjnych sekundniki odmierzające czas do zapalenia się zielonego lub czerwonego światła. Zegary czasowe są powoli zastępowane przez nowoczesne rozwiązania sterujące sygnalizacją świetlną na głównych arteriach miast np. Inteligentnym Systemem Transportu, Systemem Sterowania itp. Są to innowacyjne rozwiązania w zakresie komputerowej segregacji kolidujących ze sobą w czasie i miejscu potoków ruchu pojazdów i pieszych - powiedział nam Marek Konkolewski z Komendy Głównej Policji.
To oczywiście dopiero początek drogi. Będziemy nadal drążyć, pytać i - miejmy nadzieję - pozyskiwać dla sprawy zielonego pulsującego sojuszników...
A TY CO SĄDZISZ O NASZEJ AKCJI? WARTO STARAĆ SIĘ O REALIZACJĘ NASZEGO POSTULATU?
A może jednak wystarczą liczniki? Weź udział w dyskusji!