Wyleciał z drogi i rozbił cztery auta. Co na to policja?
Chociaż za znaczne przekroczenia prędkości w terenie zabudowanym można na trzy miesiące stracić prawo jazdy, wciąż nie brakuje osób, które w sposób drastyczny łamią przepisy.
Kilka dni temu pisaliśmy o kierowcy bmw, który pędząc drogą w podwarszawskich Markach doprowadził do czołowego zderzenia z nissanem i zabił jego kierowcą. Równie tragicznie mogła zakończyć się jazda dwóch kierowców aleją Niepodległości w Warszawie.
Kamera przypadkowego kierowcy zarejestrowała, jak z olbrzymią prędkością wyprzedzają go dwa samochody. Niemal natychmiast obaj kierowcy, którzy prawdopodobnie rozpoczęli awaryjne hamowanie na widok czerwonego światła, wpadli w kłopoty.
Samochody wpadły w poślizg. Jadący jako pierwszy kierowca toyoty poddał się niemal natychmiast - samochód wyleciał z drogi, przeleciał przez pas zieleni i zatrzymał się na dachu, rozbijając po drodze cztery zaparkowane samochody. Kierowca miał szczęście - rozbijane auta przejmowały część energii kinetycznej latającej toyoty, samochód nie natrafił na drzewo, ani inną przeszkodę, która zatrzymałaby go w miejscu. W efekcie mężczyzna sam wydostał się z wraku, odnosząc tylko ogólne potłuczenia.
Kierowca drugiego samochodu dłużej walczył o wyjście z poślizgu. Samochód tańczył na drodze, odbił się kołami od krawężnika, przejechał przez skrzyżowanie na czerwonym światle, ale ostatecznie utrzymał się na drodze. Jego kierowca oddalił się z miejsca zdarzenia.
Przybyła na miejsce policja została wraki pięciu samochodów i kierowcę toyoty. Ponieważ nie było rannych, funkcjonariusze zakwalifikowali zdarzenie jako kolizję i... ukarali sprawcę mandatem w wysokości 500 zł. To zakończyło sprawę!
A przecież, wobec tak oczywistego stworzenia zagrożenia w ruchu drogowym, policjanci mogli kierowcy zatrzymać prawo jazdy i skierować sprawę do sądu. Tymczasem kierowcę, który pędził ulicami miastami, wypadł z drogi i dachował, rozbijając przy tym inne samochody, policjanci potraktowali tak jak kogoś, kto np. spowodował stłuczkę parkingową!
Policjantów nie zainteresowała również sprawa drugiego kierowcy, który jechał również szybko, ale miał nieco więcej szczęścia lub większe umiejętności. Jeśli nawet uderzenie w krawężnik nie było kolizją, to kierowca przejechał przez skrzyżowanie na czerwonym świetle, a także stracił panowanie nad samochodem - to wszystko są wykroczenia. Zresztą, utrata panowania przy tej prędkości to niewątpliwie również stworzenie zagrożenia w ruchu drogowy, co kwalifikuje się do zatrzymania prawa jazdy i skierowania sprawy do sądu.
A tu nic. Jeden mandat i sprawa zamknięta. Czy tak należy walczyć z piratami drogowymi?
Mirosław Domagała