Polskie drogi

Policjanci jechali 180 km/h, więc zatrzymali kierowcy prawo jazdy

Wideorejestratory, chociaż są to urządzenia homologowane przez Główny Urząd Miar, służą do wykonywania pomiarów na oko. Dosłownie. A że "na oko" to dość obszerny rząd wielkości, policjanci chętnie z tego korzystają, dokonując nieprawidłowych pomiarów, a później chwaląc się tym na własnych stronach.

Tym razem w pracy terenowej wykazali się funkcjonariusze z Gorzowa Wielkopolskiego. Zauważyli szybko jadącego Forda Mustanga i ruszyli za nim. Na kilkusekundowym nagraniu doskonale widać, że ścigany samochód podczas kilkusekundowego nagrania zrobił się w tym czasie wyraźnie większy. Jednoznacznie wskazuje to na fakt, że radiowóz doganiał Mustanga, podczas gdy instrukcja obsługi wideorejestratora wyraźnie wskazuje, że na czas pomiaru trzeba zachować równą odległość od drugiego pojazdu.

Policjanci dokonali pomiaru własnej prędkości na odcinku 100 metrów, który dał wynik 179,9 km/h. Ile jechał Mustang? To pozostaje zagadką, ale z pewnością zdecydowanie mniej. Czy policjanci wiedzieli o tym, że na podstawie takiego pomiaru nie mogą ukarać kierowcy? Najwyraźniej nie, skoro nie tylko ukarali, ale także chwalą się tym na swoich stronach. Najwyraźniej sami nie wiedzą jak działa wideorejestrator. Gdyby wiedzieli, to trzeba by założyć, że celowo zawyżają pomiary, żeby wystawiać wyższe mandaty. Ale wtedy by się tym nie chwalili oficjalnie, prawda?

Reklama

Dodatkowo warto zauważyć, że pomiar wykonano na olbrzymim, 28-krotnym powiększeniu (to dlatego w kadrze częściej widać niebo niż Mustanga), zaś odległość między pojazdami, wynosiła - po słupkach kapotażowych wnosząc - około 200 metrów. Przy takiej odległości nie ma fizycznej możliwości, żeby policjant idealnie dobrał prędkość do prędkości mierzonego auta. Zaś przy krótkim, 2-sekundowym pomiarze, można na niego "najechać" z dowolną większą prędkością. Dlaczego to ważne? Bo wideorejestrator rejestruje obraz i prędkość RADIOWOZU, a nie mierzonego auta.

Nagranie zawiera jeszcze jeden ciekawy "drobiazg". Pomiar zrobiono dokładnie w momencie, kiedy Mustang wjeżdżał na teren zabudowany i zaczynał wyprzedzać autokar. Co nam to mówi o całej sprawie? Kierujący Fordem niewątpliwie przekroczył prędkość - załóżmy, że jechał 130 km/h. Ale jechał tyle w terenie niezabudowanym i za to mógłby dostać najwyżej mandat. Co robią policjanci? Dokonują pomiaru dopiero w momencie, kiedy mija znak "teren zabudowany" i nie zwalnia, bo chce jeszcze zdążyć wyprzedzić autokar. 

A do tego jest to pomiar grubo zawyżony. Dzięki temu kierowca traci prawo jazdy na 3 miesiące i można zastosować wobec niego dalsze surowe sankcje. Zasadnym wydaje się więc pytanie, czy to właśnie był pierwszy możliwy moment dokonania pomiaru, czy też może dało się zatrzymać kierowcę Mustanga wcześniej i zapobiec temu, że wjechał o wiele za szybko na teren zabudowany? To że policjanci potrafią czekać na "korzystny" dla siebie moment, udowodnili już wielokrotnie.

Po zatrzymaniu okazało się, że 28-latek kierujący Fordem nie ma prawa jady, a samochód nie ma przeglądu, ale ma za to pękniętą szybę czołową (przez którą zapewne nie przeszedł przeglądu). Policjanci zatrzymali mu z automatu prawo jazdy na 3 miesiące i, co ciekawe, odstąpili od wystawienia mandatu i skierowali wniosek o ukaranie do sądu. Ciekawe, co powie sąd widząc całe nagranie, a nie tylko jego urywek - wyjaśni się wtedy czy policjanci celowo nagrali kierowcę Mustanga w tym właśnie momencie. Ciekawe też co powie biegły na temat błędnie dokonanego pomiaru. Bo, niestety, biegli to temat na zupełnie osobną historię...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy