Polski kierowca

Pierwszeństwo podczas zawracania to zagadka

Polskie przepisy ruchu drogowego, mino że tak obszerne i zawiłe, dalekie są od doskonałości, a często także oderwane od realiów. Tak jest na przykład z przepisami dotyczącymi zawracania.

W 1983 r. wprowadzono do kodeksu drogowego mądrą zasadę, że pojazd zawracający na skrzyżowaniu musi ustąpić pierwszeństwa wszystkim innym pojazdom, w tym także wyjeżdżającym z drogi podporządkowanej. Kierowano się wówczas tym , że zwracanie jest manewrem nietypowym i kierujący nie ma możliwości sygnalizowania zamiaru zawrócenia (może sygnalizować tylko zamiar skręcenia).

Niestety, już 14 lat później w 1997 r. przepis ten zmieniono. Od tego czasu pojazd zawracający, jeśli znajduje się na drodze z pierwszeństwem, ma pierwszeństwo w stosunku do pojazdu wyjeżdżającego z drogi podporządkowanej.

Reklama

Zmieniając zasady pierwszeństwa ustawodawcy widocznie nie pomyśleli, jakie sytuacje mogą z tego wyniknąć. Popatrzcie na rysunek:

Jest to skrzyżowanie równorzędne. Żółty samochód znajduje się z prawej strony względem czerwonego auta, a więc ma pierwszeństwo. Także podczas zawracania. Wynika to wprost z art. 25 ustawy Prawo o ruchu drogowym, który stanowi: "Kierujący pojazdem, zbliżając się do skrzyżowania, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa pojazdowi nadjeżdżającemu z prawej strony, a jeżeli skręca w lewo - także jadącemu z kierunku przeciwnego na wprost lub skręcającemu w prawo".

Z przepisu wynika jasno, że pierwszeństwo ustala się podczas zbliżania się do skrzyżowania a nie na samym skrzyżowaniu.

Niestety w tej sytuacji często dochodzi do nieporozumień pomiędzy kierowcami. Kierujący czerwonym samochodem, widząc włączony lewy kierunkowskaz w żółtym aucie przypuszcza zazwyczaj, że ten żółty pojazd będzie skręcał na skrzyżowaniu w lewo. A tu nagle okazuje się, że żółte auto ostro zawija i znajduje się tuż przed maską czerwonego samochodu:

W myśl przepisu kierujący czerwonym autem powinien zatem zatrzymać się lub jechać bardzo powoli i upewniać się, czy żółty samochód będzie skręcał w lewo, czy może zawracał.

W praktyce w nasilonym ruchu jest to wymóg nienaturalny. Dlatego zachęcam tych kierowców,, którzy znajdą się w sytuacji zawracającego żółtego samochodu, by mimo wszystko nie egzekwowali przysługującego im pierwszeństwa na siłę. Przecież nic się nie stanie, jeśli czerwone auto przejedzie przed wami. Trąbienie, wygrażanie, pukanie się w głowę naprawdę nie jest tu potrzebne.

Czasem bywa i  tak, że kierowca czerwonego samochodu mimo najlepszych intencji może nie zorientować się, że inny samochód zawraca na skrzyżowaniu.

Tu widzimy skrzyżowanie ze znakami określającymi pierwszeństwo. Samochód czerwony znajduje się na drodze podporządkowanej, a srebrny bus na drodze z pierwszeństwem. W myśl przepisów kierujący busem ma oczywiście pierwszeństwo, także podczas zawracania. Wymiary tego busa są jednak dość duże i nie może on zawrócić tak jak samochód osobowy. Musi wykonać na skrzyżowaniu szeroką pętle.

Wyobraźmy sobie jednak, że przed czerwonym samochodem podąża duża ciężarówka, która też na skrzyżowaniu skręca w prawo. Ta ciężarówka zasłania całkowicie kierowcy czerwonego auta nadjeżdżający z prawej strony srebrny bus.

W tym czasie kierujący tym busem, zwracając na skrzyżowaniu, wykonuje wspomnianą pętlę, (przepisy w ogóle nie precyzują, jak należy wykonać zawracanie) i kiedy ciężarówka opuszcza skrzyżowanie kierowca czerwonego auta dostrzega nagle busa, który znajduje się z jego lewej strony. Wygląda na to, jakby bus skręcał w lewo na skrzyżowaniu (w takim przypadku czerwone auto miałoby pierwszeństwo przed busem).

Czy można wymagać w tej sytuacji, by kierowca czerwonego auta odgadywał albo domyślał się, czy srebrny bus skręca w lewo, czy może zawraca?

I znowu zachęcam kierujących, którzy zawracają na skrzyżowaniu tak jak ten bus, by umieli zrezygnować z przysługującego im formalnie pierwszeństwa i uwzględnili, że kierowca wyjeżdżający z drogi podporządkowanej mógł po prostu wcześniej ich nie widzieć.

Jeszcze bardziej absurdalna sytuacja pojawia się często na rozbudowanych skrzyżowaniach dróg dwujezdniowych. Spójrzcie na rysunek:

W tej sytuacji, zgodnie z przepisami, kierowca żółtego samochodu, znajdując się na drodze z pierwszeństwem i zawracając, powinien przejechać pierwszy przed czerwonym samochodem, wyjeżdżającym z drogi podporządkowanej. Skąd jednak kierowca czerwonego auta ma wiedzieć, czy żółty samochód nadjechał droga z pierwszeństwem i zawraca? Musiałby przecież w tym celu obserwować ruch na drugiej jezdni, co może okazać się niemożliwe, gdyż żółte auto zostało zasłonięte przez inne przejeżdżające pojazdy.

W identycznym położeniu jak żółty samochód może znaleźć się granatowe auto, które nadjechało drogą podporządkowaną położoną po przeciwległej stronie skrzyżowania.

W jaki sposób kierujący czerwonym autem ma to odróżnić? Jak ma odgadnąć, skąd to auto nadjechało? I co - ustąpi pierwszeństwa żółtemu pojazdowi, a granatowemu już nie?

Dlatego po raz kolejny zachęcam kierowców, którzy znajdą się w sytuacji zawracającego samochodu, by w razie potrzeby zrezygnowali z przysługującemu mu pierwszeństwa.

Powyższe przykłady ilustrują smutny fakt, jak polskie przepisy są nieżyciowe i oderwane od realiów. Od 1997 r., a więc przez 24 lata nikt niestety nie potrafił skorygować tego błędu. Zapewne twórcy przepisów uważają, że jeśli nawet czegoś nie dopracują, to nic wielkiego się nie stanie. Co najwyżej kierowcy będą na siebie trąbić, pukać się w czoła, a jeśli trafi się dwóch zawziętych to zazgrzytają blachy i posypie się szkło, a wtedy niech martwi się policja jak rozstrzygnąć to zdarzenie i kogo uznać winnym.

Tak jednak być nie powinno, bo dobre prawo musi kreować pożądane zachowania i nie budzić wśród kierowców najmniejszych wątpliwości. Jeszcze raz powtórzę, że kodeks drogowy powinni tworzyć ludzie, którzy naprawdę na tym się znają.

Polski kierowca

***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy