Piłeś? Nie jedź. Akcja trwa
W 2010 r. pijani kierowcy spowodowali na polskich drogach prawie 2,5 tys. wypadków, w których zginęło 248 osób a 3419 zostało rannych - wynika z danych KGP.
We wtorek ruszyła kolejna edycja kampanii "Piłeś? Nie jedź", która ma pomóc w rozwiązaniu tego problemu.
Kampania prowadzona jest już od czterech lat przez Związek Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy. Partnerami tegorocznej edycji jest Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji (kampanię włączono w program "Razem Bezpieczniej"), Komenda Główna Policji, Instytut Transportu Samochodowego oraz Fundacja "Krzyś".
Tegoroczna edycja ma - jak podkreślali na konferencji inaugurującej jej twórcy - zwracać uwagę na konsekwencję i ryzyko, które niesie ze sobą jazda po pijanemu. Na ulotkach, które m.in. policjanci będą rozdawać kierowcom, znalazła się informacja, że za tzw. jazdę po użyciu alkoholu - gdy jego zawartość we krwi kierowcy wynosi od 0,2 do 0,5 promila - grozi zakaz prowadzenia pojazdów do trzech lat, do 30 dni aresztu i do 5 tys. zł grzywny; jeśli stężenie alkoholu przekracza 0,5 promila alkoholu kierowcy grozi do 2 lat więzienia, utrata prawa jazdy na 10 lat i do 720 tys. zł grzywny.
W kinach i telewizjach - TVN, oraz TVN Turbo - emitowany będzie też spot reklamowy, którego głównym przesłaniem jest to, że pijany kierowca stanowi nie tylko zagrożenie dla siebie i innych uczestników ruchu drogowego, ale też dla swoich najbliższych, którzy jadą z nim samochodem. Trwający zaledwie pół minuty spot, pokazuje młodego chłopaka, który bawi się na urodzinach znajomego i pije alkohol. Później wraca ze swoją dziewczyną autem. Dochodzi do wypadku i kobieta ginie. Zdjęciu mężczyzny odprowadzanego do radiowozu i patrzącego na zasłaniane przez funkcjonariuszy zwłoki dziewczyny towarzyszy głos spikera: "Czy wiesz, ile kosztuje jazda po pijanemu? Jeśli ci się uda, przeżyjesz, ale zapłacisz za życie innych".
"Polacy zdają sobie sprawę z tego, że nie można wsiadać za kierownicę pod wpływem alkoholu. Ale, jak pokazuje nasze doświadczenie, gotowi są zdecydować się na to z powodu - w ich odczuciu - stanów wyższej konieczności, np. powrotu w wyznaczonym terminie do domu czy ryzyka spóźnienia się do pracy" - mówił prezes zarządu ZP PPS Leszek Wiwała. Jak dodał, zdecydowanie większe wrażenie wywiera na nas fakt, że w wyniku swojego działania możemy spowodować śmierć najbliższych niż to, że możemy sami zginąć. "Dlatego zdecydowaliśmy się na taki scenariusz" - powiedział.
Oprócz spotu i ulotek w kilkuset autobusach i na ulicach kilku polskich miast a także na 37 uczelniach wyższych pojawią się tematyczne telebimy.
"Średnio rocznie kontrolujemy pod względem trzeźwości 2 mln kierowców. Mogę zapewnić, że liczba kontroli cały czas wzrasta. Policjanci nie mogą jednak kontrolować wszystkich pojazdów, dlatego tak duże znaczenie przywiązujemy do kampanii edukacyjno-informacyjnych" - mówił Rafał Kozłowski, zastępca dyrektora Biura Ruchu Drogowego KGP.
Zwrócił też uwagę, że mimo iż liczba kierowców zatrzymywanych pod wpływem alkoholu z roku na rok spada (podobnie jak liczba wypadków, które spowodowali i osób, które w nich zginęły) nadal jest to w Polsce problem. Z danych KGP wynika, że w 2010 r. policjanci zatrzymali aż 165 tys. 885 pijanych kierujących.
Eksperci uczestniczący w konferencji podkreślali również, że istotne jest zwiększenie świadomości np. pasażerów, którzy jadą z pijanym kierowcą. "W naszym społeczeństwie nadal jest zbyt duże przyzwolenie na tego typu działanie. Jeśli widzimy, że nasz znajomy pije alkohol i chce jechać samochodem, nie zgadzajmy się na to, zabierzmy mu kluczyki. Jeśli widzimy kierowcę pod wpływem alkoholu, powiadommy policję" - mówili.
Zaznaczali też, że tak naprawdę nie ma "bezpiecznej ilość" alkoholu, którą można wypić i wsiąść za kierownicę. Często też - jak zaznaczali - zatrzymywani są ci kierowcy, którzy nie pili tuż przed jazdą, ale np. wieczorem poprzedniego dnia.
"Tak naprawdę zależy to od wielu czynników: metabolizmu danej osoby, tego co jedliśmy, stanu zdrowia, pogody. W większości przypadków nawet niewielka ilość alkoholu powoduje problemy m.in. z koordynacją ruchów" - mówił Andrzej Wojciechowski z Instytutu Transportu Samochodowego.