Interia Drive Cup w Ułężu. Żartów nie było!
"Szybkość Bezpieczna" to tytuł kultowego podręcznika dla kierowców autorstwa Sobiesława Zasady, ale tym razem mogłaby być hasłem trzeciej edycji Interia Drive Cup rozegranej w Ułężu.
Blisko 80 kierowców sprawdzało swoje umiejętności przy prędkościach znacznie przekraczających te dozwolone na autostradach, ale dzięki świetnej organizacji oraz dobremu przygotowaniu i rozsądkowi startujących, te "szaleństwa" odbywały się w bezpiecznych okolicznościach.
Po dwóch technicznych eliminacjach Interia Drive Cup, kierowcy mieli okazję sprawdzić się na najszybszej trasie sezonu. Muszę przyznać, że jeszcze nigdy na imprezach dla klasyków nie zdarzyło mi się jechać ponad 4 kilometrowej próby ze średnią prędkością blisko 90 km/h i to ze startu zatrzymanego! W praktyce oznacza to że wskazówka prędkościomierza rzadko spadała poniżej 100 km/h, a emocje związane z pokonywaniem kolejnych przejazdów rosły, bo próby "wykręcenia" lepszego czasu to już nie była tylko walka ze swoimi umiejętnościami, ale - w dużej mierze - było to przełamywanie własnych lęków.
Trzeba też przyznać, że do tej walki z własną psychiką tor w Ułężu nadaje się, jak mało który obiekt w Polsce. Nieudane próby kończą się tutaj co najwyżej wypadnięciem w trawę, ograniczając tym samym ryzyko rozbicia auta czy zrobienia sobie krzywdy do minimum, a nawierzchnia jest tak przyczepna, że nawet to zwiedzanie poboczy należy do rzadkości.
Dzięki Toyota Team Classic miałem do dyspozycji idealny samochód do ćwiczenia techniki jazdy - Toyotę Celicę GT ze 170-konnym silnikiem i masą nieznacznie przekraczającą jedną tonę. Samochód został "wyczyszczony" ze wszelkich zbędnych elementów wnętrza, a co najważniejsze - wyposażony we wszelkie zabezpieczenia, jak klatka bezpieczeństwa, fotele kubełkowe, pasy szelkowe, hydrauliczny hamulec ręczny i wyłącznik prądu.
Taka konfiguracja dawała masę frajdy z jazdy, przy jednoczesnym poczuciu bezpieczeństwa nawet w najszybszych partiach toru, gdzie prędkość przekraczała 160 km/h.
Swoją drogą, te Celiki z drugiej połowy lat 90-tych to świetny materiał na sportowego klasyka. Obecnie jeszcze są bardzo niedrogie, linia nadwozia od razu sugeruje, że mamy do czynienia z autem o sportowym zacięciu, a prowadzenie to wręcz ideał przedniego napędu. Tak więc jeśli szukacie auta do stawiania pierwszych kroków w motorsporcie można śmiało polecić ten nietuzinkowy wóz.
Trzecia Eliminacja Interia Drive Cup oprócz wspomnianych wysokich prędkości była świetną okazją do "wyszalenia się" na torze. W sobotę odbywały się treningi na których jedynym ograniczeniem czasu spędzonego na torze były wytrzymałość samochodów, opon i samych kierowców, jeżdżących w ponad 30-stopniowym upale.
W sobotnie popołudnie organizatorzy przewidzieli dla chętnych nie lada gratkę czyli pilotażowy wyścig na dystansie 5 okrążeń. Wzięło w nim udział dwunastu śmiałków, a dla większości z nich była to pierwsza okazja do spróbowania bezpośredniej walki na torze. Trzeba przyznać, że emocje towarzyszące takiej prawdziwej formie ścigania są iście kosmiczne, a nasza Toyota odbyła pasjonującą walkę o 7. miejsce z Hondą CRX i BMW E36.
Drugi dzień zmagań, to już typowa rywalizacja na czas. Osiem prób w tym dwie treningowe i sześć z mierzonym czasem. Pełen przekrój samochodów pokazuje, że każde auto nadaje się do ścigania na torze. Od Seicento po muscle cary, od wiekowych wozów ze wczesnych lat siedemdziesiątych po współczesne czteronapędówki. Jeździsz na co dzień Focusem z silnikiem diesla? Dlaczego nie spróbować sił na torze w otoczeniu youngtimerów? Gwarantowana jest świetna zabawa połączona z nauką szybkiej i bezpiecznej jazdy.
Ale skoro we wstępie przytoczyłem tytuł słynnego podręcznika, to może warto podzielić się najważniejszą lekcją jakiej mi dostarczyła ta dwudniowa wizyta w Ułężu. Imprezy typu track day wpływają na bezpieczeństwo poruszania się w normalnym ruchu drogowym. Nie tylko dlatego, że dzięki dynamicznej jeździe poznajemy limity własnych umiejętności i możliwości samochodu oraz nabieramy wprawy w prowadzeniu samochodu, zwłaszcza w sytuacjach krytycznych, ale przede wszystkim dlatego, że po wyszaleniu się na torze znacząco spada potrzeba szaleństw na drodze.
Dlatego szczerze polecam tą formę zabawy i nauki każdemu komu w żyłach buzuje mieszanka benzyny i adrenaliny.